Prolog:
"Ludzie odchodzą, pasja zostaje."
~*~
Bo człowiek bez pasji nudzi swoją duszę.
_____________________________
Czarna, ciemna noc spowiła przedmieścia Mullingar. Niebo zdobiły
miliony gwiazd, a ulice latarnie. Czarny asfalt miał za chwilę stać się gorący
i naznaczony wieloma śladami opon, pozostałymi po ostrym hamowaniu. W tle
słychać było okrzyki tłumu, pomieszane z warkotem silników. Zawodnicy ustawili
się już na starcie. Każdy chciał wygrać, by móc szczycić się chwałą i dość
pokaźną sumą pieniędzy. Wszystkie okna pozasuwane zostały roletami, a furtki
zamknięte na klucz. Każdy wiedział, nawet policja, wiedział co tutaj się
dzieje, ale nikt nie miał odwagi zareagować. Mieszkańcy woleli znosić te
wieczory, niż kilku kryminalistów, którzy cudem uniknęli więzienia i są na
warunkowym zwolnieniu.
Nielegalne wyścigi, czyli coś, na co przychodzi większość osób,
mieszkających w Mullingar i okolicach. Niektórzy z ciekawości, inni dla
sensacji, a pozostali z pasji. Zamiłowania do wszystkiego, co miało skrzynię
biegów i konie mechaniczne, a najlepiej, żeby wyciągało ponad dwieście
kilometrów na godzinę. Żadne z tych ludzi nie przychodziło tutaj tylko po to,
żeby popatrzeć na kilku szczeniaków w kaskach, ścigających się na drogich
zabawkach od nieodpowiedzialnych rodziców. To było całe ich życie. Zresztą,
większość rodzicieli nie wiedziała, że ich pociechy mogą być jednymi z najszybszych
w mieście. W ogóle nawet nie dopuszczają do siebie takiej myśli. A jednak … Jak
to ktoś mądry powiedział – „nie oceniaj książki po okładce”.
Czwórka najlepszych. Trzech chłopaków i ona sama pośród nich.
Madeleine Davies. Szatynka o piwnych oczach. Wysoka, szczupła, zgrabna,
wysportowana. Na co dzień była taka sama, jak podczas „tych” nocy. Chamska,
zuchwała i wredna dla wszystkiego, co żyje. Nienawidziła swojej macochy i ojca
za to, że jej prawdziwa mama ją opuściła, chociaż w cale tego nie chciała. Cała
wina spadła właśnie na nich. Oczywiście, nie mówiła im o swojej pasji, bo i tak
by nie zrozumieli. Nienawidzili motoryzacji. Nic, więc dziwnego, że wolała to
zostawić dla siebie i swoich przyjaciół.
Jej rozmyślania przerwała bezwładnie spadająca na ziemię flaga.
Dodała gazu, a kiedy tylko materiał dotknął asfaltu, puściła wszystkie hamulce.
Od razu wyszła na prowadzenie. Zaczęło się to, co kocha najbardziej – szybka,
niebezpieczna jazda. Zwalniała, gładko wchodziła w każdy zakręt i od razu
przyspieszała. Dobrze wiedziała, co ma robić. Znała ten odcinek na pamięć. Od
cholernego początku do samego, pieprzonego końca. Wstała, jadąc przez wyboistą
część. Musi panować nad maszyną, bo przy takiej prędkości to będzie dla niej
definitywny koniec. Najprawdopodobniej zginęłaby na miejscu. Weszła w ostatni
zakręt i właśnie wtedy to się stało.
Błysk jasnych świateł, ryk klaksonu i krzyk za nią. Później jej własny,
przerażony pisk, kiedy po raz kolejny wjechała na wyboisty teren. Straciła
panowanie, w ostatnim momencie zdążyła złapać za hamulec. Przeleciała przez
kierownicę, wpadając prosto w krzaki, które tłukły w jej kask. Zamknęła oczy
modląc się w duchu, żeby śmierć była szybka. Po chwili uderza głową w drzewo.
Już nic więcej nie pamiętała. Jedynie niesamowicie kojącą ciemność.
Bóg chyba postanowił
pozbyć się jej z tego świata.
Świetny prolog. Zapowiada się bardzo ciekawie. :)
OdpowiedzUsuńinteresujący, czytam dalej :)
OdpowiedzUsuńo mój boże , normalnie aż mi serce szybciej zaczęło bić podczas czytania :)
OdpowiedzUsuńbardzo dobry prolog !