Rozdział Jedenasty: “Kiedy ktoś nie chce zrozumieć twojej
pasji, nigdy nie będzie twoim przyjacielem.”
~*~
„Trzeba wielu lat by
znaleźć przyjaciela, wystarczy chwila by go stracić.”
~Stanisław Jerzy Lec
_____________________________
Obudził się jako pierwszy i od razu poczuł
nieduży ciężar na kolanach. Zdziwiony popatrzył od razu w tamtym kierunku.
Uśmiech mimowolnie pojawił się na jego zaspanej twarzy. Dokładnie pamiętał, co
się dzisiaj w nocy stało. Był zdziwiony, że Madeleine zadzwoniła do niego o tej
godzinie, ale bez wahania odebrał połączenie od niej. Już kiedy po raz pierwszy
ją zobaczył zaintrygowała go. Nie miał pojęcia, jak to zrobiła, ale nie mógł
przestać o niej myśleć. Za każdym razem, gdy widział swojego przyjaciela w
głowie automatycznie pojawiał mu się obraz uroczej szatynki. Odgarnął jej
ostrożnie kosmyk włosów z zarumienionej twarzy. Zauważył, jak na podjeździe
parkuje auto Niall ‘a. Westchnął ciężko i najdelikatniej, jak potrafi, wziął
dziewczynę na ręce, po czym udał się w kierunku swojej sypialni. Ułożyła ją na
łóżku, przykrywając kołdrą i zszedł na dół, żeby otworzyć przyjacielowi, który
od jakiegoś czasu dobija się do drzwi. On od razu wszedł do środka, otrzepując
się z wody. Deszcz cały czas nie przestawał padać.
- Po prostu powiedz, czy ona tutaj jest. –
zaczął bez jakiegokolwiek przywitania, obserwując uważnie szatyna. On na to
spiął się lekko. Nie wiedział, czy ma powiedzieć całą prawdę, czy lepiej, żeby
Madeleine zrobiła to osobiście.
- Śpi u mnie w pokoju. – powiedział spokojnie,
gestem ręki wskazując, żeby wszedł do salonu. Po kilku minutach siedzieli już w
salonie, z kubkami gorącej herbaty w rękach. Bardzo długo się do siebie nie
odzywali. Oboje musieli pozbierać myśli i zastanowić się nad tym, co chcą
powiedzieć. Oczywiście temat ich rozmowy miał być oczywisty – Madeleine Davies.
- Cały wczorajszy wieczór spędziła u ciebie? –
zapytał Niall, zaciskając powieki. Louis westchnął, zagryzając dolną wargę. Nie
ma pojęcia, na ile może sobie pozwolić w tej kwestii.
- Nie. – mruknął w końcu, spuszczając wzrok na
przedmiot, który trzymał w dłoniach i zaczął uderzać w niego nerwowo palcami.
- Boli. – powiedział w pewnym momencie Horan.
Lou popatrzył na niego zdziwiony. Był w tym momencie zupełnie wyrwany z
kontekstu. – To, że ty dogadujesz się z nią lepiej ode mnie, chociaż ja jestem
jej bratem. – wytłumaczył. Odstawił kubek na stolik i schował twarz w dłoniach,
opierając łokcie na swoich udach. Tomlinson nie miał pojęcia, co może w tej chwili
powiedzieć.
- W końcu się do ciebie przekona. Daj jej tylko
trochę czasu. – wydusił z siebie w końcu, a na twarz wpłynął mu delikatny
uśmiech. Farbowany zaczął kręcić energicznie głową.
- Nie przekona! – krzyknął, prostując się na
siedzeniu, za co dostał reprymendę od przyjaciela. – Nie przekona. –
poprawił się na nieco niższy ton.
Madeleine siedziała na schodach i przysłuchiwała się rozmowie chłopaków.
Po jej policzku spłynęła samotna łza, którą od razu starła wierzchem dłoni. Nie
spała od momentu, w którym Louis ułożył ją na łóżku. Chciała mu pokazać, ale
postanowiła chwilę poczekać. To, co mówili o niej chłopaki jest stu procentową
prawdą. Niall chce polepszyć ich stosunki, ale … Zagryzła dolną wargę. Ona nie
potrafi. Chociażby nie wiem, jak się starała nie da rady się do niego
przekonać, dopóki on nie zaakceptuje pasji dziewczyny. Podniosła się z
siedzenia i powędrowała do łazienki, w której znalazła wczorajsze ubrania.
Naciągnęła je na siebie, zaplatając włosy w luźnego warkocza. Zbiegła po
schodach, zwracając na siebie uwagę chłopaków. Oni jednak nie zrobili nic.
Postanowili poczekać na to, co zrobi szatynka.
Ona sama w tempie natychmiastowym udała się do samochodu po niewielki pakunek, który wozi ze sobą od wczoraj. Zacisnęła czerwone pudełeczko w dłoniach. Dać mu, czy nie? Po kilku sekundach wróciła do domu. Stanęła w wejściu do salonu, obserwując, jak Lou próbuje pocieszyć blondyna. Z marnym skutkiem.
- Louis. – powiedziała, pojawiając się z
powrotem w salonie. Oboje popatrzyli na nią badawczo. Kiwnęła głową w kierunku
wyjścia. Chłopak, rozumiejąc aluzję natychmiast opuścił pomieszczenie,
uśmiechając się do niej pokrzepiająco.
Podeszła do brata i wyciągnęła niewielki pakunek zza swoich pleców,
wręczając mu go. Postanowiła nie odzywać się, ponieważ nigdy nie była dobra w
składaniu życzeń. Blondyn wyszczerzył na nią swoje niebieskie oczy w
zdziwieniu. Niepewnie chwycił pudełeczko i zaczął rozwiązywać złotą kokardkę.
Kiedy skończył jego oczom ukazał się złoty zegarek.
- Najlepszego. – usłyszał cichy szept. Po raz
kolejny obrzucił siostrę nic nie rozumiejącym spojrzeniem. Skąd wiedziała, że
ma dzisiaj urodziny? Przecież nigdy go o to nie pytała.
Jednak to nie był koniec wrażeń. Zdezorientowanie chłopaka osiągnęło
apogeum, kiedy Madeleine przytuliła się do niego. Niby nic dziwnego, ale
jeszcze nigdy nie dotknęła go z własnej woli, chyba że miała zamiar uderzyć
blondyna. Niepewnie objął ją ramionami w pasie i pociągnął tak, że wylądowała
na jego kolanach. Ku jemu jeszcze większemu zaskoczeniu w cale nie
protestowała, tylko schowała twarz w zagłębieniu jego szyi. Zaciągnęła się
wonią jego przyjemnych perfum. Teraz cieszy się, że zrezygnowała z takiego
prezentu, ponieważ żaden z zapachów nawet w połowie nie był tak wspaniały, jak
ten.
- Nie przyzwyczajaj się. Mam chwilę słabości. –
powiedziała, nie zmieniając pozycji nawet o milimetr. Wywołała tym ciche
parsknięcie u przyrodniego brata. Na jej twarzy również mimowolnie pojawił się
szeroki uśmiech.
- Mogłaby trwać przez cały czas. – zaśmiał się,
odciągają ją od siebie na długość ramion. Automatycznie spuściła głowę, żeby
nie zauważył rumieńców, które wręcz paliły jej twarz. – Słodko teraz wyglądasz.
– powiedział.
- Nie. – burknęła, ześlizgując się z jego kolan.
Udała się w kierunku kuchni, żeby ukryć jakoś swoje zmieszanie. Ugh! Musi z
powrotem zacząć panować nad swoimi uczuciami, bo po woli zaczyna ją to
denerwować.
Otworzyła lodówkę i zaczęła w niej grzebać, kiedy poczuła, jak ktoś
kładzie jej dłonie na biodrach. Natychmiast się odwróciła, co nie było
najlepszym posunięciem, ponieważ wylądowała prosto w ramionach Louisa. Pisnęła
przerażona, jednak jakaś dziwna siła nie pozwoliła jej się odsunąć. Patrzyła
tylko szeroko otwartymi oczami prosto w jego tęczówki. Ich twarze dzieliły
tylko milimetry, kiedy przerwało im głośnie chrząknięcie. Tomlinson westchnął
ciężko, przyciągając do siebie dziewczynę, żeby mu przypadkiem nie uciekła i
przekręcił się do swojego przyjaciela tak, że Madeleine stała tyłem do wejścia,
a co za tym idzie, Niall ‘a.
- Zgoda? – zapytał Tommo, szczerząc się jak
głupi. Blondyn obrzucił go nic nierozumiejącym spojrzeniem. – No, między wami.
– wytłumaczył. Horan wzruszył jedynie ramionami.
- Tylko na razie. – mruknęła szatynka,
wyplątując się uścisku chłopaka i w tempie natychmiastowym schyliła się do
zamrażarki, przypominając sobie, co tam schowała.
Wyjęła papierową torbę, zaglądając do środka. Nie było jeszcze tak źle –
banknoty nie zdążyły zamarznąć. Czuła na sobie zdziwione spojrzenia towarzyszy,
ale zupełnie je zignorowała, udając się w kierunku wyjścia. Wsiadła do
samochodu, po czym wyjechała z terenu posesji Tomlinson ‘a, kierując się do
domu swojego brata. Żeby ich podenerwować pojechała prosto, zamiast skręcić w
prawo, aby udać się dłuższą trasą. Widziała we wstecznym lusterku samochód
Niall ‘a.
Pięć
minut później parkowała w garażu, na specjalnie przeznaczonym dla niej miejscu.
Wyszła z samochodu i udała się w kierunku domu. Zastanawiała się, czy ten
rozejm z Horan ‘em , to tak na stałe, czy będzie trwał krótko. W głębi ducha
chciała, żeby wypadło to pierwsze, ale znając ich relację wszystko jest
możliwe. Uśmiechnęła się słodko do Liam ‘a, który okupywał kanapę przed
telewizorem z pilotem w ręku i bezsensownie skakał po kanałach. Po beznamiętnym
spojrzeniu, jakim obdarzył dziewczynę, wywnioskowała że wczoraj nie miał łatwo
z jej bratem. Trochę żałowała, że nie widziała, jak Niall wyżywa się na kimś
innym, jak ona, ale mówi się trudno. Wbiegła po schodach i weszła do swojego
pokoju. Natychmiast otworzyła torbę, w której znajdowały się pieniądze i
zaczęła upychać je do szafki z bielizną. Musi koniecznie znaleźć swój bank,
bo przecież Horan padnie, jak zobaczy u niej taką ilość kasy.
Kiedy wreszcie skończyła, postanowiła przebrać
się w czyste ciuchy. Zaczęła grzebać w szafie, w poszukiwaniu czegokolwiek, co
może założyć. W końcu wybrała przetarte spodnie, białą bokserkę oraz szarą
bluzę. Szybko poszła do łazienki, gdzie wzięła kilkuminutowy prysznic i już po
chwili z schodziła po schodach na dół w samych skarpetkach. Po drodze wzięła
jeszcze tylko z pokoju jasną czapkę, którą założyła na włosy, splecione w ciasny warkocz. Otworzyła lodówkę na oścież, po czym zaczęła przeglądać wszystko, co
się w niej znajduje, czyli praktycznie nic. Westchnęła ciężko, wyjmując jakieś
czekoladowe ciastka. Rozsiadła się z nimi na kanapie w salonie i przeglądała
wszystkie kanały, jaki tylko były dostępne na telewizorze Niall ‘a.
Zastanawiała się, gdzie podziali się chłopaki. I właśnie wtedy naszło ją nagłe
olśnienie. Przecież mieli dzisiaj pojechać w trasę! Pewnie załatwiają coś z nią
związanego, co Madeleine wcale nie powinno obchodzić i nie obchodzi nawet w
najmniejszym stopniu. Rzuciła na stół pustym opakowaniem stwierdzając, że
zjadłaby coś jeszcze. Westchnęła ciężko, sięgając po swoją Nokię. Zaczęła pisać z Allanem na temat wyścigu, żeby zabić nudę, ale zbyt długo to nie trwało, ponieważ chłopaki naprawiali samochód jakiegoś szychy.
W
momencie, kiedy odłożyła telefon do domu wszedł blondyn z szerokim
uśmiechem na twarzy. Kiedy popatrzyła na Madi ta postanowiła zrobić coś, co
jest kategorycznie wbrew jej własnym zasadom – odwzajemniła gest chłopaka i na
jej twarz również wpłynął szczery, delikatny uśmiech. Horan usiadł obok niej na
kanapie patrząc z dezaprobatą na stolik do kawy. Domyśliła się, o co mu chodzi,
ale nic nie powiedziała, tylko wzruszyła ramionami. Siedzieli chwilę w ciszy. Widać
było na pierwszy rzut oka, że Niall chce coś powiedzieć swojej przyrodniej
siostrze, ale nie wiedział zupełnie, od czego ma zacząć. W końcu jednak postanowił
się odezwać.
- Pewnie już wiesz, że dzisiaj wyjeżdżamy w
trasę. Dokładniej za dwie godziny. – zaczął. Davies pokiwała niepewnie głową.
Jej myśli już zaczynały układać czarne scenariusze. – Jutro przyjdzie tutaj
Danielle, dziewczyna Liama i będzie pilnować, żebyś nie zrobiła żadnej głupoty.
– zakończył, a szatynka musiała zamknąć oczy i zacisnąć pięści, żeby się na
niego nie rzucić.
- Nie potrzebuję niańki. Sama umiem sobie
doskonale poradzić. – warknęła, wstając z wygodnej kanapy. Blondyn westchnął
ciężko. Wiedział, że dokładnie taka będzie jej reakcja.
- Nie chodzi o to. Dan po prostu będzie starała
się nie dopuścić do tego, żebyś brała udział w wyścigach. – mruknął pod nosem,
czekając na wybuch, który był bardzo bliski.
- Ty chyba sam siebie nie słyszysz Horan! Mam
zrezygnować z tego, co kocham, bo ty tak chcesz? – krzyknęła, mocno
gestykulując rękami na wszystkie możliwe strony. Nie miała zamiaru się go
posłuchać, a wyprowadzi się do pierwszego lepszego mieszkania, żeby tylko jak
najszybciej wyprowadzić się z jego domu.
- Dlatego, że to jest niebezpieczne! – całe
opanowanie, jakie miał w sobie przed tą rozmową właśnie wyparowało. On się o
nią martwi, a ta jak mu się odpłaca?
- Dobrze, przestanę się ścigać. – powiedziała, a
w blondynie zapaliło się światełko nadziei, że chociaż raz odpuściła. – Ale ty
zrezygnujesz z muzyki i swojej kariery. – dodała, wskazując na niego palcem.
Szczęka chłopaka właśnie z łoskotem uderzyłaby o podłogę, gdyby nie
ograniczenia anatomiczne. Wszystkie światła zostały zgaszone.
- Skąd w ogóle takie porównanie? – zapytał,
podchodząc krok bliżej niej. Zaśmiała się bez grama rozbawienia. W pewnym
momencie urwała, patrząc na niego z chęcią mordu.
- To jest dokładnie to samo, Horan. Twoją pasją
jest muzyka, a moją motoryzacja i wyścigi. Zrezygnuję ze swojego zamiłowania,
jeżeli ty zrobisz to samo. – wytłumaczyła, jakby jej słowa były najbardziej
oczywistą prawdą na świecie.
- Dobrze wiesz, że bez muzyki moje życie jest do
dupy i nie mam zamiaru tego zrobić! – powiedział oskarżycielsko, udając się w
kierunku kuchni.
- To dlaczego każesz mi zrezygnować z
motoryzacji, skoro ona jest moim życiem. – odpyskowała, idąc za nim. Nie miała
zamiaru odpuszczać. Na pewno nie w tej kwestii.
- Bo to jest niebezpieczne! – powiedział coś, co
było dla niego najbardziej oczywistą rzeczą na świecie. Zupełnie nie rozumiał,
dlaczego ona nie może pojąć, jak wielki błąd robi ścigając się akurat na
nielegalnych wyścigach.
- I co kurwa z tego! Jakoś ja się nie rzucam, bo
w każdym momencie na twój dom może napaść jakaś psychofanki! – tłumaczenie,
którego przed chwilą użył jej brat działało na nią wyjątkowo drażniąco.
- To nie to samo! – miał już dość tej kłótni,
ale postanowił sobie w duchu, że więcej nie da jej wygrać, chociażby już nigdy
mieli się nie pogodzić.
- Ależ oczywiście, że to samo. – powiedziała sarkastycznie,
uśmiechając się szeroko. – I to i to jest niebezpieczeństwem! Mało tego!
Związanym z pasją! – dodała, wychodząc z
pomieszczenia. Nie zaszła jednak daleko, ponieważ poczuła uścisk na
nadgarstku, a zaraz potem ciało brata przygwoździło ją do ściany. Syknęła, po
bliższym spotkaniu z twardą powierzchnią.
- Jutro przyjdzie tutaj Danielle, która
będzie pilnować, żebyś nie ścigała się podczas naszej nieobecności w Londynie. –
powiedział twardo, patrząc prosto w jej oczy.
Teraz Madeleine nie myślała już nad tym, co robi. Nie liczył się fakt,
że Niall to jej przyrodni brat, nieważne było to, że w środku stoją już
zszokowani przyjaciele blondyna oraz wcześniej wspomniana dziewczyna, Madi nie
zwracała zupełnie uwagi na konsekwencje. Po prostu splunęła chłopakowi w twarz.
Ten od razu uwolnił ją z uścisku, a ona nie czekając na nic odsunęła się od
ściany i popatrzyła w kierunku drzwi wejściowych, ponieważ ktoś głośno
odchrząknął. Zmierzyła wszystkich zimnym spojrzeniem, nawet Louisa i udała się
w kierunku wyjścia z mieszkania. Już miała naciskać na klamkę, ale poczuła, jak
ktoś ściska jej ramię.
- Nie radzę. – warknęła w kierunku Zayn ‘a,
który natychmiast ją puścił.
Wyszła na pole, z przyzwyczajenia już odpalając pierwszą fajkę. Nie
miała zamiaru wsiadać w takim stanie za kółko, mogłaby spowodować wypadek, a to
na pewno źle by się dla niej skończyło. Już chciała otwierać furtkę, ale
usłyszała, jak ktoś ją blokuje. Zaklęła pod nosem, kopiąc w nią z całej siły . Nie miała jednak na razie
zamiaru wracać do środka. Oparła się plecami o ogrodzenie i zsunęła po woli na
mokrą ziemię. Madeleine nie obchodziło to, że zaraz cała jej dupa będzie mokra.
Naciągnęła do płuc tyle dymu, ile tylko była w stanie. Powstrzymała lekki
kaszel, starając się utrzymać nikotynę jak najdłużej wewnątrz siebie. Zamknęła
oczy, a po jej policzkach spłynęło kilka łez. Nie dlatego, że bolało, ale z
powstrzymywanej wściekłości. Po woli zaczęła wypuszczać powietrze, a szara
chmura wydobyła się z jej ust. Powtórzyła czynność jeszcze kilkakrotnie i
dopiero wtedy mogła powiedzieć z czystym sumieniem, że zaczyna się uspokajać. W
głębu duszy miała cichą nadzieję, że w końcu udało jej się na dobre pogodzić z
Niall ‘em, ale jak widać on w cale nie chce rozejmu między nimi i z całej siły
stara się pokazać, że to jego zdanie jest ważniejsze. Niedoczekanie! Podniosła
się z trawnika, rzucając peta gdzieś na bok i powędrowała z powrotem do domu.
Nie zwracając uwagi na towarzystwo weszła do kuchni, wyciągając z lodówki
niegazowaną wodę, odkręciła ją i wypiła pół butelki za jednym razem.
- Teraz będzie śmierdzieć fajkami. – powiedział Liam,
krzywiąc się nieznacznie. Chłopak stał oparty o framugę i obserwował szatynkę.
Ta uniosła wysoko brwi, po czym wzruszyła niedbale ramionami.
- Nie mój problem. – mruknęła pod nosem i
odłożyła butelkę na miejsce, udając się w stronę wyjścia z pomieszczenia. Już
była na schodach, ale zatrzymał ją głos brata.
- Madeleine, chodź! – zupełnie nie miała
pojęcia, dlaczego zrobiła to, co jej kazał. Może po prostu ciekawość. Jakaś
część jej chciała wiedzieć, co ten debil od niej chce, chociaż szczerze
wątpiła, że będą to przeprosiny. Stanęła w wejściu, nie zamierzając pójść nawet
krok dalej.
Zmierzyła blondyna znudzonym wzrokiem. Na bruneta nawet nie popatrzyła.
Wiedziała, że na pewno się do niej uśmiecha, a nie miała zamiaru ryzykować,
żeby przypadkiem nie odwzajemnić tego uśmiechu. Przecież była w tym momencie wkurwiona.
Brat wskazał na kogoś głową, a jej wzrok automatycznie powędrował w tamtym
kierunku. Okazało się, że między Harrym, a Liam ‘em siedzi jakaś dziewczyna,
przytulająca się do tego drugiego. Na twarzy miała duży grymas radości. Madi
stwierdziła, że jest całkiem ładna.
- To Danielle. – przedstawił ją Liam. Nic nie
odpowiedziała, tylko lekko skinęła głową. Zastanawiała się tylko, dlaczego
przyszła tutaj dzisiaj, a nie jutro, tak jak mówił ten cwel. No cóż. Może
chciała ją poznać.
- Wychodzę. – warknęła w kierunku przyrodniego
brata i odwróciła się na pięcie. Blondyn momentalnie poderwał się z siedzenia i
szybkim krokiem do niej podszedł.
- Nigdzie teraz nie pójdziesz. My wyjeżdżamy, a
ty poznasz Danielle i będziesz dla niej miła, bo od teraz ona decyduje, co
możesz robić, a czego nie. – syknął wściekle, zaciskając dłonie na nadgarstku
Madeleine. Zabolało, ale nawet się nie skrzywiła. Odwróciła głowę w kierunku
zdziwionej dziewczyny.
- Przepraszam cię Danielle, ale od razu mogę
powiedzieć, że mnie nie polubisz. A teraz chcę wyjść i zrobię to, bo jak pewnie
zdążyłaś usłyszeć od wiecznie szczęśliwej piątki, ja nie słucham nikogo i łamię
każdą możliwą zasadę. – powiedziała przesłodzonym głosem, wyrywając rękę z
mocnego uścisku.
Wyszła z domu, ale nikt za nią nie poszedł. Domyślała się, że te ciołki
są pewni, iż nie uda jej się wyjść poza teraz posiadłości z powodu zamkniętego
wejścia, ale zapomnieli o jednej bardzo ważnej rzeczy – dla niej nie ma
przeszkód nie do pokonania. Chwyciła dłońmi metal w dwóch miejscach,
podciągając się na rękach. Usłyszała krzyki i głośny śmiech z domu, przez co na
jej twarzy pojawił się sarkastyczny uśmiech. Już miała przechodzić na drugą
stronę, ale przeszkodził jej w tym duży autobus, przez którego się zagapiła i
już po chwili poczuła mocny uścisk na łydce. Nie minęło kilka sekund, a
znalazła się w żelaznym uścisku Louisa. Zmierzyła go wściekłym spojrzeniem,
kiedy chłopak podniósł dziewczynę na rękach i skierował się do wnętrza domu.
Usadził ją na blacie w kuchni, kiedy reszta wynosiła walizki.
- Chciałaś sobie pójść tak bez pożegnania? –
zapytał szatyn, uśmiechając się zadziornie. Madeleine prychnęła pod nosem,
zakładając ręce na wysokości piersi i odwracając twarz w lewo. Nie miała
zamiaru na niego patrzeć – była w tym momencie obrażona.
Chłopak westchnął ciężko, ale i z rozbawieniem. Nie patyczkując się po
prostu chwycił podbródek Madi, odwracając ją z powrotem w swoją stronę i bez
zawahania wpił się w jej usta. Zdziwiona dziewczyna nie zdążyła nawet
zaprotestować, tylko od razu przeszła do odwzajemniania pocałunku. Tomlinson
nie pozwolił jej go przerwać nawet wtedy, kiedy usłyszeli głośne chrząknięcie i
szatynka chciała się odsunąć. Wplótł palce w jej włosy i jeszcze bardziej
pogłębił pieszczotę, wdzierając się językiem do ust dziewczyny. Dopiero po kilkudziesięciu
sekundach przerwał pocałunek.
- Do zobaczenia za dwa tygodnie. – powiedział z
szerokim uśmiechem i wyszedł na pole. Madeleine od razu stanęła przy oknie,
uśmiechając się słodko – sztucznie.
Zaczęła im machać, kiedy autobus odjeżdżał, a gdy już jej nie widzieli z
niemałą satysfakcją wystawiła w ich kierunku środkowy palec. Nie zwracając
uwagi na Dan wyszła z domu i od razu udała się w kierunku garażu. Teraz, kiedy
jej złość jest już opanowana może robić, co jej się podoba. Nie ma zamiaru
nikogo się słuchać. Odpaliła silnik i już miała wysiąść, żeby otworzyć sobie
bramę, ale w ostatnim momencie ktoś ją przed tym uprzedził. Zdziwiona
popatrzyła w kierunku wejścia, gdzie w otwartych drzwiach stała dziewczyna
Liam 'a, uśmiechając się delikatnie i machając głową na tak. Madi westchnęła
ciężko. Mimo wszystko opuściła Lamborghini, podchodząc do zdziwionej szatynki.
- Myślałam, że chcesz pojeździć. – powiedziała,
wskazując głową na odpalone, białe auto. Leine (nowe przezwisko, które
wymyśliłam właśnie w momencie napisania go) pokiwała twierdząco głową.
- Zastanawia mnie, dlaczego chcesz mi na to
pozwolić. Przecież mój braciszek „zatrudnił” cię w innym celu. – powiedziała sarkastycznie,
robiąc cudzysłów przy słowie „zatrudnił”. Dziewczyna wzruszyła beztrosko
ramionami.
- Słyszałaś kiedyś o sojuszu jajników? –
zapytała, na co Madi pokiwała twierdząco głową. – Ja i Eleanor przestrzegamy
jego zasad. – wyszczerzyła się jeszcze bardziej, niż wcześniej. Szatynka zmarszczyła czoło.
-
Kto to Eleanor? – zapytała zdziwiona.
-
Jak to? El jest dziewczyną …
ahh bliskie spotkanie z ławką kościele skąd ja to znam sama zaliczyłam glebe z miesiąc temu i też nic nie pamiętam. Co do rozdziału jak zwykle świetny uuu i to z Horankiem na początku urocze ale lubię jak Madi pokazuje pazurek. Jestem ciekawa co się stanie jak Dan powie jej o El chyba będzie się działo no cóż dużo weny i do następnego :)
OdpowiedzUsuńO-M-G *o*
OdpowiedzUsuńCzemu skończyłaś w takim miejscu?! Teraz będę snuła różne scenariusze!
W takim momencie! D:
OdpowiedzUsuńA rozdział jak zwykle mega!
Mam takie pytanie - w jakim województwie mieszkasz? C:
Podkarpackie xD
UsuńLouis masz chyba przejebane.....
OdpowiedzUsuńChociaż po niej to wszystkiego można się spodziewać...
Czekam na next!
Uuu! Nie spodziewałam się, że Dan będzie dla niej taka miła. Ale to dobrze. Przynajmniej nie będą się kłócić :)
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie ma nexta.
March
Wow! Nie spodziewałam się tutaj El! Pisz szybko nexta :)
OdpowiedzUsuńCudowny.
OdpowiedzUsuńna prawde.
cudowny.
Tylko no.... w takim momencie przerwać? Na prawde ? Blagam cie! :c
czekam na nastepny z niecierpliwoscia! :)
+ mam nadzieje ze Eleanor to bedzie dziewczyna Louisa i sprawy sie jeszcze bardziej pokomplikuja! ^^ pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńLou!!! Ona jest dziewczyną Lou :ooo
OdpowiedzUsuńOo jaki zajebisty. Kurwa mac. Ona jest perfekcyjna!! Nikogo sie nje slucha kocha motory. Dunsjzhshshus! Zajebisteee opowiadanie!! Najlepsze ze wszystkich!! :)
OdpowiedzUsuń@luvmyniallers
Haha! Dobra jesteś! Już myślałam, że wszystko będzie pięknie i cudownie, a tu nagle wyskakuje El! Będzie ciekawie XD Pisz szybko nexta <3
OdpowiedzUsuńzgadzam się :)
UsuńWięcej takich długich rozdziałów.
Kocham <3
OdpowiedzUsuńuwielbiam wulgarną Madeleine idealna jest *------*
Horan przesadza -,- a Louis sobie nagrabił
uważam że Madeleine powinna teraz stać się jeszcze większą suką bo na to zasłużyli :D rozdział jest taki hhjdhehrhrruhrtj to moje ulubione opowiadanie a czytam ich chyba z 30 :)) czekam na następny rozdział i mam nadzieję że będą częściej dodawane i dłuższe :)))) masz niesamowity talent <3
@xellieg
Jezu nie mogę się doczekać nexta *-*
OdpowiedzUsuńO mój Boże! Louis masz przejebane! Ciekawe jak sie wytłumaczy... I co zrobi Madi:) Ugh nie moge sie doczekać! Rozdział cudowny ! :))
OdpowiedzUsuńO jezu!!!! niesamowite dziewczyno pisz to szybko bo nie mogę się już doczekać wkurwionej Madeleine *_________* jesteś zajebista masz ogromny talent :3
OdpowiedzUsuń