Rozdział Dziesiąty: “Jeśli wygrasz coś, co związane jest z
twoją pasją – jesteś najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.”
~*~
„Człowiek jest
odpowiedzialny nie tylko za uczucia, które ma dla innych, ale i za te, które w
innych budzi.”
~Stefan Wyszyński
______________________
Zacisnęła pięści oraz powieki z całej siły i zaczęła chodzić w te i z
powrotem po pokoju. Całe ciało aktualnie drgało jej ze złości, irytacji, ale
najbardziej chęci mordu na trzech osobnikach płci nieokreślonej. Jak można było
być tak głupim, żeby nie powiedzieć jej, że będzie się ścigać z mordercą, który
nie znosi porażki, najlepszym zawodnikiem nielegalnych wyścigów i jej byłym
chłopakiem, którego wystawiła do wiatru. Głośny krzyk wydarł się z jej gardła,
kiedy nie była w stanie już nad sobą zapanować. Rzuciła wściekłe spojrzenie
przyjacielowi i ruszyła w jego kierunku, stawiając duże, pewne siebie kroki. Od
razu zaczęła wymachiwać rękami na wszystkie strony, usiłując dostać pięściami
jego twarzy.
- Wy na
prawde jesteście takimi przygłupami, czy tylko udajecie?! – warknęła, a jej
paznokcie zostawiły pierwszy ślad na policzku chłopaka, w postaci sporej, dość
mocno krwawiącej szramy. Gareth syknął cicho pod nosem, krzywią się
nieznacznie. Już nigdy więcej nie posłucha Allana, kiedy ten będzie doradzać
mu, żeby z takimi informacjami dla Madeleine czekał na ostatnią chwilę.
- Spokojnie, Leine!
– krzyknął, łapiąc jej nadgarstki i zamykając je w żelaznym uścisku. Przyciągną
dziewczynę do siebie, odwracając się tak na kanapie, że to on leżał na niej,
unieruchamiając całe ciało dziewczyny. Oczywiście ona dalej się nie poddawała,
żywo wymachując nogami, nad którymi on nie był w stanie zapanować.
- Ja ci kurwa dam
spokojnie! Czy wy już zapomnieliście, że ten pojebaniec chce mnie do jasnej
cholery zabić?! – ustała na chwilę z wyrywaniem się, ponieważ zabrakło jej
siły, a i tak nie widziała sensu w dalszej szamotaninie, bo ten debil jest
silniejszy od niej.
- David i Allan też
będą! Ten kretyn nic ci nie zrobi. – zapewnił, luzując nieznacznie uścisk, gdy
do dłoni Madeleine przestała zupełnie dopływać krew, a ich kolor zaczął
zmieniać się na siny.
- Zejdź ze mnie. –
powiedziała już całkiem spokojna. Sama siebie w tym momencie zadziwiła, że jej
wybuch trwał tak krótko. Zazwyczaj chłopaki musiały przed nią spierdalać przez
dobrą godzinę, a tu proszę. Piętnaście minut i koniec.
Przez cały czas, jaki został do wyścigu,
starali się ustalić jakąś taktykę. Uznali, że najlepiej będzie, jeśli Madeleine
będzie jechać gładko i spokojnie, nie dając się sprowokować swojemu
przeciwnikowi. Nawet ona wiedziała, że to byłby dla niej koniec. Miała jednak
cichą nadzieję, że dane jej będzie trochę bardziej poszaleć. Równo o godzinie
dwudziestej – pół godziny do wyścigu – stawili się na miejscu. Gareth jechała swoim
samochodem, który pożyczył od jakiegoś znajomego z Londynu. All i Dav mieli
stawić się od razu na wyścigu. Madeleine spięła się nieznacznie, kiedy
zaparkowała samochód obok swoich przeciwników. Jak się okazuje nie będą ścigać
się we dwójkę. I bardzo dobrze, przynajmniej będzie miała większą pewność, że
jej nie zabije. Otworzyła drzwi, zgrabnie wydostając się z pojazdu. Uśmiechnęła
się, widząc zdziwienie, wymalowane na twarzach wszystkich zgromadzonych. Nie
spodziewali się jej tutaj.
- Proszę, proszę. Czyżby
moja najdroższa Madeleine przerzuciła się z dwóch na cztery kółka? – doszedł do
niej kpiący głos Mark 'a. Zacisnęła pięści. Już sama jego obecność doprowadzała
ją do skrajnej wściekłości, a teraz będzie musiała z nim porozmawiać.
- W twoich marzeniach. –
warknęła, odwracając się w jego stronę. Zmierzyła bruneta nieprzychylnym
spojrzeniem, spod przymrużonych powiek.
- W moich marzeniach
dzieją się trochę inne rzeczy. – bezczelny, prostacki typ! Madi powstrzymała w
sobie chęć mordu na osobniku płci nieokreślonej. Nic nie odpowiedziała, tylko
usiadła na masce swojego samochodu. Chciała podejść do przyjaciół, których
zauważyła w tłumie, ale nie była na tyle głupia, żeby zostawiać pojazd, którym
za kilka minut ma się ścigać, na pastwę przeciwnika i największego wroga.
Kiedy wreszcie nadszedł czas na wyścig
Madeleine stanęła na linii startu. Miała zacięty wyraz twarzy, który nie
ukazywał żadnych emocji, kłębiących się w jej wnętrzu. Dobrze wiedziała, że
to nie będzie łatwa trasa. Popatrzyła po raz kolejny na nawigację, która
wyświetlała drogę, jaką ma przejechać. Wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić
i odwróciła na moment głowę w prawo, żeby zmierzyć swoich przeciwników
wzrokiem. Oni od razu zrobili to samo. Posłała im automatycznie prowokujący
uśmiech. Dobrze wiedziała, że igra z ogniem, ale taką znali ją wszyscy tutaj
zgromadzeni – nieostrożną i nierozważną. Właśnie za to ją pokochali, a niektórzy znienawidzili.
(pisane z perspektywy Madeleine)
Całą swoją
uwagę skupiłam na roznegliżowanej dziewczynie, stojącej naprzeciw nas. Zaczęła
wymachiwać rękami na wszystkie strony, aż w końcu opuściła je z impetem w dół,
tym samym dając nam znak, że wyścig się zaczął. Wbiłam pierwszy bieg, dodając
gazu. Nie wysuwałam się jednak od razu na prowadzenie. Za kilkadziesiąt metrów
będziemy mijać pierwszy zakręt, po którym czeka nas prosta o długości czterech
kilometrów – dopiero tam dam konkretny wycisk maszynie, którą kieruję.
Zauważyłam, że Mark robi to samo, co ja, ale jedzie parę metrów za mną. Nie
spodobało mi się to. Jestem niemalże pewna, że on coś knuje.
Zwolniłam
nieznacznie, żeby wejść gładko w zakręt, a zaraz potem zaczęłam wymijać
przeciwników. Aktualnie każdy z nich był moim wrogiem numer jeden – po prostu
niektórzy mniej szkodliwi od innych. Zaklęłam pod nosem, kiedy jeden z tych
frajerów zajechał mi drogę, przez co musiałam ostro przyhamować. Jego tryumf
nie trwał jednak długo, ponieważ już po chwili wyszłam na prowadzenie.
Nawigacja ostrzegła mnie o zbliżającej się przeszkodzie w postaci ronda. W
ogóle, kto ustalał tak idiotyczną trasę przejazdu. Nie dosyć, że jest na niej
od cholery zakrętów, to jeszcze takie niespodzianki. Popatrzyłam we wsteczne
lusterko, zauważając, że za mną jedzie tylko jeden samochód. Zupełnie mi się to
nie spodobało, ponieważ był to oczywiście Daniels. Zaklęłam pod nosem, wyjeżdżając
z tego pieprzonego ronda. Jeszcze tylko kilometr i będziemy w lesie, gdzie
wszystkie zasady przestają istnieć.
Pięć minut
później na trasie pojawiły się pierwsze drzewa. Przez niekontrolowany poślizg
jadę z brunetem łeb w łeb. Muszę uważać na każdy ruch, bo on usilnie stara się
wjechać we mnie bokiem, żebym znalazła się w rowie. Widziałam we wstecznym
lusterku, jak co chwilę mówi coś do siebie, ewentualnie rozmawia kimś przez telefon. Mój wyraz twarzy stał się
jeszcze bardziej zacięty. Zapomniałam, że ja również mogę skorzystać z pomocy
chłopaków.
- Połącz z David Seamus. – powiedziałam szorstko do
samochodu. Po chwili rozległ się w nim odgłos oczekiwania na odebranie
połączenia. Tak, razem z Gareth ‘em ulepszyliśmy mój wóz pod każdym możliwym
względem, a co za tym idzie, zamontowaliśmy również kierowanie przez głos.
- No nareszcie królewno. – usłyszałam głos przyjaciela.
Westchnęłam ciężko nad tym, jak mnie nazwał, ale postanowiłam tego nie
skomentować. Usłyszałam podekscytowany głos McColl ‘a, który obwieszczał
wszystkim, że „działa, działa”. Jego głupota czasami staje się dołująca.
- Dalej panowie nawigatorzy. Powiedzcie mi jaką mam pewność,
że frajer jadący za mną nie ma w zanadrzu nieczystych zagrań. – mruknęłam pod
nosem, wbijając szósty bieg. Daniels zrobił to samo. Czy on chociaż raz może
nie powtarzać wszystkich moich zagrań?
- Żadnej. – odpowiedział od razu mój przyjaciel. – Nie wiem,
czy twoja nawigacja ci to powiedziała, ale masz pół kilometra do przypadkowego
samochodu. – usłyszałam, co skutkowało tym, że natychmiast popatrzyłam kątem
oka na wcześniej wspomniany przedmiot i zaczęłam dotykać nieprzypadkowych
guzików na konsoli. Miałam widok ograniczony dotrzy stu metrów przede mną i urządzenie
informowało mnie tylko o zakrętach oraz innych przeszkodach, więc musiałam
trochę poprzestawiać, żeby sprawdzić fakt, o którym wspominał Seamus. Kiedy się
już upewniłam powróciłam do poprzedniego trybu.
- Mów mi o takich niespodziankach. – zażądałam, w ostatnim
momencie zjeżdżając w lewo, żeby nie zderzyć się z rywalem. – Pierdolony idiota.
– warknęłam do siebie, zaciskając dłonie na kierownicy.
- Olej go, Madeleine. Zbliżasz się do samochodu. – ostrzegł Allan.
Muszą siedzieć wewnątrz pojazdu Davida. On ma tam te wszystkie swoje zabawki.
Wyprostowałam
się w fotelu, kiedy na horyzoncie pojawiła mi się żółta plama. Przynajmniej
tyle, że auto ma jaskrawy kolor – łatwiej mi je zobaczyć w tych ciemnościach. Skupiłam
całą swoją uwagę na nim. Zwolniłam nieznacznie, czego nie zrobił mój wróg.
Zauważyłam, że uśmiecha się z faktu, iż zaczyna mnie doganiać. Na moją twarz
wpłyną kpiarski uśmiech. Nie wie o osobówce przede mną. Zjechałam ostro w
prawo, kiedy znajdowałam się zaledwie kilka metrów od Volkswagena. Zagryzałam
dolną wargę, ponownie rozpędzając samochód. Usłyszałam dość głośny trzask.
Frajer wjechał mu w dupę. Zaczęłam się głośno śmiać. Nawet, jeśli wznowi
wyścig, to i tak uda mi się zyskać wystarczającą przewagę.
- Na twoim miejscu przestałbym się śmiać i skupił na
wyścigu. – usłyszałam rozbawiony głos Davis 'a. Pokręciłam przecząco głową, wchodząc
w ostry zakręt. Nie spodziewałam się go, przez co tylne koła zaczęły mi
tańczyć. Na szczęści udało mi się to szybko opanować i już po chwili jechałam
zupełnie normalnie. – Właśnie o tym mówię. – dodał.
- Oj zamknij się! – warknęłam.
Do końca zostało mi jeszcze dwa
kilometry. Cały czas jechałam sama, ale nie zwalniałam tempa, ponieważ nie
chciałam, żeby ktokolwiek z zawodników mnie dogonił. Muszę być pewna swojej
wygranej. Cały czas słuchałam wskazówek chłopków i zmieniałam nieznacznie
ustawienia na pulpicie. Oczywiście nie obyło się bez sprzeczek i dogryzania
sobie, ale właśnie dlatego nasza przyjaźń jest wyjątkowa – potrafimy się
zwyzywać od najgorszych, a i tak każdy z nas za drugim skoczyłby w ogień. W
pewnym momencie coś zaczęło mi nie grać. Nawigacja samoistnie powiększyła swój
zasięg, a światło ostrzegawcze zaczęło migać na czerwono. Nie rozumiem co się
dzieje. Przecież wszystko powinno działać bez zarzutu. Dostrzegłam z oddali
metę. Automatycznie uderzyłam kilka razy z otwartej dłoni w pulpit, myśląc, że
się zawiesił. Jednak to nic nie dało.
- Kurwa. Madeleine przejedź przez tą cholerną metę i
spierdalaj! Gliny tutaj jadą! – usłyszałam krzyk przyjaciela. Zaklęłam szpetnie
pod nosem. Zrobiłam to, co mi kazał.
Wybiegłam na
chwilę z samochodu i walcząc z upływającym czasem, którego miałam coraz mniej,
podbiegłam do gościa, który trzymał moją wygraną. Podał mi ją z szerokim
uśmiechem, informując, że obstawiał za mną. Wymusiłam na twarzy sztuczny
uśmiech, po czym natychmiast wsiałam do samochodu, rzucając sporych rozmiarów
papierową torbę na tylne siedzenie i odjechałam w kierunku domu Horan ‘a. Zaklęłam
pod nosem, kiedy zauważyłam naprzeciwko migające światła suki policyjnej.
Natychmiast zawróciłam i zmieniłam trasę. Widziałam zdziwione twarze ludzi,
którzy obserwowali nasz wyścig, ale aktualnie bardziej obchodziło mnie to, żeby
jak najszybciej się stąd zabrać. Jestem pewna, że chłopaki uciekli zaraz po
tym, jak David się rozłączył. Nie mam im tego za złe, a nawet wręcz przeciwnie –
gratulacje, że w końcu skorzystali z mózgów.
Starałam się
dojechać na główne ulice Londynu, żeby wmieszać się pomiędzy inne samochody.
Wiem, że nie będzie to łatwe, ponieważ moje Lamborghini z daleka rzuca się w
oczy, ale muszę spróbować. Jedno jest pewne – nie poddam się bez walki. Wpadłam
na genialny pomysł. Gliny pewnie przyjadą zaraz do domu mojego przygłupiego
braciszka. Jestem pewna, że psy z Mullingar kontaktowały się na mój temat z
tymi ze stolicy. Wyłączyłam konsolę, chowając ją pod specjalnym kawałkiem
plastiku, który zrobił z niej deskę zwykłego samochodu tej marki. Gratuluję
pomysłowości Gareth ‘owi. Rzadko kiedy ma takie przebłyski, ale są naprawdę dobre.
- Połącz z Louisem Tomlinson ‘em. – wydałam polecenie.
Odebrał po pierwszym sygnale.
- Słucham. – odezwał się rozespanym głosem. No tak, jest
prawie czwarta w nocy. Czego mogłam się spodziewać, że będzie jadł śniadanie?
- Cześć Louis, robisz coś ciekawego? – zapytałam, wykonując ostry
zakręt. Pieprzeni policjanci zorientowali się, że jestem jednym z uczestników
wyścigu. Usłyszałam kilka klaksonów, ale postanowiłam nie zwracać na nie
najmniejszej uwagi.
- Spałem. – mruknął. Usłyszałam, jak głośno ziewa. Zaśmiałam
się pod nosem i pokręciłam głową. Moje rozbawienie zostało jednak bardzo szybko
zmienione na przerażenie, kiedy z naprzeciwka wyjechał samochód z kogutem na
dachu.
- Kurwa. – wyrwało mi się. Zagryzłam dolną wargę, jadąc
prosto na nich. Naciągnęłam na głowę kaptur i nałożyłam okulary
przeciwsłoneczne na nos. Ograniczyło to zdecydowanie moją widoczność, ale przynajmniej
mnie później nie rozpoznają. Niezgrabnie schowałam brązowe włosy pod materiał.
- Co się stało? – zapytał chłopak, który momentalnie się
obudził. Zapomniałam o nim przez tych kilka sekund. Jednak teraz nie mogę się
odezwać.
Skupiłam się
całkowicie na gliniarzu, który prowadził radiowóz. Jechaliśmy prosto na siebie,
a cały pas po prawej stronie był wolny.
Uśmiechnęłam się półgębkiem, nie spuszczając wzroku z jego twarzy.
Zauważyłam na niej wiele emocji. Zdenerwowanie, zdziwienie, przerażenie, a na
samym końcu rezygnację, kiedy zwalniał mi drogę. Zaczęłam się śmiać, jak
głupia. Pokręciłam głową z dezaprobatą, wbijając ostro szósty bieg i przyspieszając, pomimo, że licznik wskazywał grubo ponad stówkę.
- Madeleine, do cholery! – obudził mnie zdenerwowany głos Louisa.
- Madeleine, do cholery! – obudził mnie zdenerwowany głos Louisa.
- Mogłabym do ciebie przyjechać na chwilę? – zapytałam niewinnie,
skręcając w ciemną uliczkę, na końcu której wyjechałam prosto pod wjazd na
osiedle chłopaków. Nie zwalniałam tempa, a zatrzymałam się dopiero pod otwartym
wjazdem na posesję Tomlinson ‘a.
(pisane z perspektywy trzecio osobowej)
Ominęła Louisa, który gestem dłoni
wskazał jej, że ma wjechać do garażu. Nie protestowała, tylko wykonała jego
polecenie. Wzięła do ręki papierową torebkę oraz materiałową torbę i wyszła z
samochodu. Uśmiechnęła się szeroko do chłopaka, ściągając kaptur oraz okulary. Podeszła
do rejestracji z przodu, po czym zdjęła ją, zamieniając na wyjętą z torby. To
samo zrobiła z drugą, a opakowanie z nich wrzuciła ze starymi na jedno z
przednich siedzeń. Prowadzona przez chłopaka udała się w kierunku wejścia do
jego domu. Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy przez okno salonu zauważyła
przejeżdżający radiowóz.
- Słuchaj. Zanim ci
cokolwiek wytłumaczę, to proszę daj mi jakąś twoją koszulę, żeby to wyglądało
tak, jakbym u ciebie spała. – poprosiła, chowając papierową torebkę do
zamrażarki. Nic nie odpowiedział, tylko pokiwał głową i zaczął wdrapywać się na
schody. Bez najmniejszego słowa powędrowała za nim.
Kiedy w jej rękach pojawił się delikatny
materiał czarnej koszulki poszła do łazienki, której położenie wskazał jej
Louis. Rozebrała się i weszła pod prysznic. Nagle naszły ją pewne przemyślenia,
co do przeprowadzki, którą chce odbyć podczas nieobecności chłopaków. Nie ma
najmniejszej wątpliwości, że takowa się odbędzie, ale nie jest już tak pewna w
kwestii, czy ma komukolwiek o tym powiedzieć. W tym momencie, w jej nieznośnym
umyśle, przewinął się obraz pewnego przystojnego bruneta. Mimowolnie zagryzła
dolną wargę. Od jakiegoś czasu on jej cały czas usiłuje pomóc. Zupełnie nie rozumie
dlaczego. Przecież jest wredną suką i na każdym kroku wyzywa jednego z jego
najlepszych przyjaciół. Jakby tego było mało, to całuje się z nią. Madeleine
nie wie, co ma o tym wszystkim myśleć. Wzdrygnęła się, kiedy z prysznica
poleciała zimna woda. Od razu zakręciła wszystkie kurki i owinęła się ręcznikiem.
Zeszła po woli po schodach. Miała na
sobie jedynie bieliznę oraz koszulkę, którą wcześniej dostała od chłopaka. Nie
wiedziała na początku, co ma robić, ale przyciągnął ją grający telewizor.
Stanęła w wejściu do salonu, a na jej twarz mimowolnie wpłynął szeroki uśmiech.
Louis spał słodko na kanapie w pozycji siedzącej. Jego lekko uchylone usta
kusiły, a wyciągnięta dłoń cały czas trzymała pilota. Madeleine przekręciła
głowę w prawo, krzyżując ręce pod piersiami i oparła się barkiem o framugę. Nie
miała sumienia go obudzić. Mimo wszystko ona też je posiada. Na palcach,
stawiając zgrabne, delikatne kroki, podeszła do niego i wyjęła trzymany przedmiot,
po czym odłożyła go na drewniany stolik do kawy. Zagryzła dolną wargę. Nie
mogąc się powstrzymać, odgarnęła mu z twarzy kosmyk włosów. Natychmiast cofnęła
rękę, kiedy się poruszył. To zadziwiające, jak on na nią działa. Jeszcze nigdy
nikomu nie udało się tak łatwo do niej zbliżyć, a on zrobił to tak naprawdę na
samym początku ich krótkiej znajomości.
Podniosła niechętnie wzrok słysząc, jak
o parapet zaczynają uderzać ciężkie krople deszczu. Westchnęła ciężko. Jutro
pewnie cały Londyn będzie w kałużach, a na ulicach utworzą się małe „strumyki”
do studzienek kanalizacyjnych. Nie lubiła takiej pogody, bo dołowała wszystkich
dookoła, a jej samopoczucie stawało się wyjątkowo wisielcze. Popatrzyła na
zegarek w kuchni, otwartej na salon. Wskazywał wpół do piątej. Za chwil powinno
robić się już jasno. Nie wiedząc, co ma zrobić, usiadła obok Louisa i położyła
głowę na jego kolanach. Zaczęła wpatrywać się beznamiętnie w grające pudło.
Zmęczona wszystkimi wydarzeniami ostatnich kilku godzin, nie zauważyła kiedy
jej umysłem zawładnął sen.
~*~
Dziś dodaję wcześniej, bo zaraz będę musiała wyjść.
Nie wiem, czy mam tutaj coś do powiedzenia, ale nic ważnego sobie nie przypominam, tylko reklamę, ale to na koniec.
No nic, ciepełko wróciło, a ja spadam ;d
Pozdro, Jes. xx
Rozdział Jedenasty w sobotę = 15 (waszych) komentarzy
Nie obrażę się za komentarze xd
mega jak zawsze :D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Nie dawno trafiłam na to opowiadanie, przeczytałam je w jedną noc, bo jak już zaczęłam to musiałam je skończyć. Życzę weny!
OdpowiedzUsuńOxibwhxhsbjsjsj. Cuuudenkooo!! :)
OdpowiedzUsuńOhhhh. Kochaaam to!!
@luvmyniallers
Uuu było blisko i by ją złapali ale dała radę awww i to u louisa jestem ciekawa co będzie dalej czekam z niecierpliwością na next :-)
OdpowiedzUsuńPrzyznam się szczerze, że 1D to nie moje klimaty, ale opowiadanie jest tak interesujące, że nie mogłam się powstrzymać przed przeczytaniem całego rozdziału. Resztę niestety muszę nadrobić, ale wiem już, że nie zapomnę o tej stronie.
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł - to przede wszystkim. Nie potrafiłabym opisać wyścigów, a czytając co zamieściłaś wyżej, miałam wrażenie, że cały czas jestem obok bohaterki i przeżywam z nią to wszystko. Minusem jak dla mnie są wulgaryzmy. Uważam, że w tekstach literackich takich jak opowiadania, nie powinno być takowych słów. Oczywiście jak kto woli.
Czekam na ciąg dalszy.
http://ztamtejstronyjeziora.blogspot.com/
Jest!!! boże ten rozdział jest taki fdgrtjykghsgrs kocham to opowiadanie oby jeszcze więcej takich wyścigów i może mała kłótnia z Horankiem?
OdpowiedzUsuńŚwietny. To słodkie, że Madi tak lubi Louisa. ;3
OdpowiedzUsuńLouis i Madi <3 najbardziej lubie sceny z nimi :) boska scena z tym, jak do niego zadzwonila ^^ plzdrawiam i czekam na nastepny c:
OdpowiedzUsuń:D
OdpowiedzUsuńŚwietny:) Twój blog, każdy rozdział, przypomina mi o Paulu i F&F szczególnie z te gify z wyścigów, zresztą niektóre są właśnie z tej serii filmów.
OdpowiedzUsuńCzekam na next!
Rozdział świetny!
OdpowiedzUsuńLecę czytać prolog twojego nowego bloga.
Świetne ! Czekam z niecierpliwoscia no !:D <3 KOOCHAM TO
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem wulgaryzmy dodają smaczku do opowiadania :D Oby tak dalej dziewczyno, bo opowiadanie jest świetne C:
OdpowiedzUsuńBoski czekam na next
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział, nie mogę się doczekać nexta <3
OdpowiedzUsuń