Rozdział Czternasty: “Zniszczona
nadzieja.”
~*~
„Nie kłamstwa, lecz prawda zabija nadzieję.”
~Jerzy Andrzejewski
_________________
Piątkowy dzień w szkole minął jej tak samo szybko, jak się zaczął.
Nauczycielka od wychowania fizycznego po raz kolejny starała się przekonać ją
do zapisania się do szkolnej drużyny siatkarskiej, ale Madeleine znów odmówiła.
Ona naprawdę nie chciała mieć nic wspólnego z tą szkołą oprócz tego, że
dostanie papierek, upoważniający ja do zostania mechanikiem. Na pozostałych
lekcjach nie działo się nic ciekawego. Przerwy spędzała w towarzystwie
chłopaków i Suzane, do której coraz bardziej się przekonywała. Jednak to nie
jest jeszcze ten moment, w którym obdarza blondynkę zaufaniem. Dostała
zaproszenie na imprezę, z którego oczywiście od razu zrezygnowała. Wytłumaczyła
się tym, że musi coś załatwić z bratem. Na szczęście wszyscy jej uwierzyli. Jak
już się pewnie zdążyliście domyśleć nikt w szkole nie wiedział, że bierze
udział w nielegalnych wyścigach. Nie dość, że już uchodzi wśród niektórych za
morderczynię, to teraz uznaliby ją i za kompletną wariatkę z zaburzeniami
psychicznymi. Madi cały czas pozostawała w przeświadczeniu, że wiedzą wszyscy,
którzy powinni (z małymi wyjątkami) i nich tak pozostanie.
W nocy nie mogła usnąć, chociaż dobrze wiedziała, że bardzo potrzebuje
tego snu. Oglądała jakiś kanał muzyczny, gdzie leciały popowe piosenki. Kątem
oka zerknęła na zegarek, który wskazywał godzinę dwudziestą trzecią. Została
jej równo doba do wyścigu z Danniels ‘em. Westchnęła ciężko, wyłączając
telewizor. Położyła się na plecach, wpatrując w sufit i wsłuchując w dźwięki,
które tak bardzo lubi – ciszę, przerywaną niekiedy silnikami pojazdów na
zewnątrz. Zamknęła piekące oczy, starając się z całej siły nie myśleć o tym, co
będzie jutro. Po kilkunastu minutach odpłynęła.
Obudziło ją słońce, które rozgrzało jej zaspaną twarz. Podniosła się do
pozycji siedzącej, przecierając podkrążone oczy. Ziewnęła, przeciągając się na
rozbudzenie. Niechętnie wstała z kanapy i udała się w kierunku okna. Deszcz,
jak na Londyn przystało, padał. Praktycznie nic nie było widać. Zamknęła na
chwilę oczy. W nocy bywały już niewielkie przymrozki, ale jeżeli tak dalej
pójdzie, to na drodze będzie szklanka. Jazda motorem stanie się tak bardzo
niebezpieczna, że tylko głupcy się na nią zdecydują. Jednak Leine nie była
głupcem – ona po prostu starała się uratować swój honor. Zagryzając dolną wargę
wzięła do ręki telefon, który leżał na stoliku. Odszukała numer któregokolwiek
z przyjaciół i napisała krótkiego sms ‘a, upewniając się, że zegarek na pewno
wskazuje godzinę trzynastą, a co za tym idzie – nie zdążą przyjechać w żaden
sposób do Anglii.
OD: Madeleine DO: Allan
*Co się stanie, jeśli ktoś będzie się dzisiaj ścigał na motorze? W Londynie mamy deszcz, a w nocy poniżej zera.*
Odłożyła telefon z powrotem na blat stolika i udała się w kierunku
swojego pokoju. Najwyższa pora, żeby się ogarnąć. Wyjęła z szafy czarne,
porozdzierane rurki, szarą bokserkę oraz trampki i bluzę w tym samym kolorze,
co spodnie. Wzięła jeszcze do ręki czystą bieliznę i poszła do łazienki. Tam
wzięła szybki prysznic, po czym wysuszyła włosy, związując je w kucyka. Nie
miała zamiaru się stroić. Zeszła z powrotem do kuchni, skąd wyjęła z lodówki
jogurt wiśniowy. Usadowiła się w salonie, włączając telewizor. Kiedy jej wzrok
padł na Nokię przypomniała sobie, że niedawno napisała do Gareth ‘a. Trzymając
łyżeczkę w buzi sięgnęła po telefon i odblokowała, czytając wiadomość.
OD: Allan DO: Madeleine
*Więcej, jak pewne, że kierowca się rozbije, a co?*
OD: Madeleine DO: Allan
*Pamiętajcie, że kocham tylko czarne róże, a zamiast stypy chcę zajebistą imprezę, o której będzie wiedziała cała Anglia.*
Westchnęła ciężko, przez co przedmiot, trzymany w ustach z łoskotem
upadł na ziemię. Warknęła coś niezrozumiałego nawet dla niej pod nosem i
schyliła się pod stolik. Odłożyła całe jedzenie. Apetyt jakoś jej całkowicie
wyparował. Znała odpowiedź na pytanie zadane przyjacielowi, a on tylko upewnił
ją w tym przekonaniu. Zacisnęła powieki, odpisując coś na szybko, nawet nie
myśląc co. Dopiero, kiedy przeczytała, wysłaną przez siebie wiadomość kilka
minut temu, pożałowała. Na reakcję chłopaka nie musiała długo czekać, ponieważ
już po kilku sekundach pokój wypełniły dźwięki piosenki „Roar”, autorstwa Katty
Pery. Odebrała natychmiast, nie chcąc jeszcze bardziej namieszać.
~ Co ty do
kurwej nędzy odpierdalasz w tym jebanym Londynie?! – nie usłyszała głosu McColl
‘a, a Allana. Przewróciła oczami. Jeszcze nigdy nie usłyszała od niego aż tylu
przekleństw w jednym momencie.
~ Ten błąd
akurat popełniłam w Mullingar, nie w Londynie. – mimo wszystko nie była w
stanie powstrzymać się od sarkastycznej odpowiedzi. Taka właśnie była jej
natura i nic tego nie zmieni.
~ Możesz
mówić w normalnym języku? – warknął niezbyt miło. Madi zaśmiała się wesoło.
Pokręciła głową z dezaprobatą, przemieszczając się do przedpokoju, żeby założyć
trampki. Nie najbardziej odpowiednie buty na taką pogodę, ale innych nie miała
zamiaru ubierać. Chwyciła jeszcze kask w wolną dłoń, po czym wyszła z domu.
~ Mark
Daniells, kojarzysz może takiego gościa? – zapytała, zamykając za sobą drzwi na
klucz, który schowała do prawej kieszeni w spodniach. Odszukała wzrokiem nowego
motoru i udała się w jego kierunku.
~
Madeleine proszę cię. Chociaż ten jeden jedyny raz sobie odpuść. – powiedział
błagalnym tonem Allan. Dziewczyna westchnęła ciężko.
~ Nawet
nie wiesz, jak bardzo bym tego chciała. – mruknęła, uśmiechając się smutno. Przełożyła
jedną nogę przez motor, siadając na nim. Położyła kask na kierownicy, opierając
się o niego łokciem.
~ To
dlaczego tego po prostu nie zrobisz?! – może i Madi była jego przyjaciółkom,
ale czasami miał ochotę po prostu wbić jej rozum do tej upartej głowy.
~ Bo
dzisiaj chodzi o mój honor, a wiesz, że ja zawsze będę o niego walczyć. –
wytłumaczyła, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Słuchaj.
Chciała ci tylko powiedzieć, że się dziś ścigam, nie wiem, czy przeżyję.
Zrobisz z tą informacją co chcesz, a teraz spadam. Mam nadzieję, że do
usłyszenia. – zakończyła. Zagryzła dolną wargę, wyłączając telefon. Nie chciała
teraz z nikim rozmawiać, a po ostatniej wypowiedzi na pewno będzie to
nieuniknione.
Założyła kask na głowę, odpaliła silnik i po woli podjechała do wyjazdu
z garażu. Maszyna prowadziła się na tym krótkim odcinku bardzo dobrze, ale
dziewczyna wie z doświadczenia, że nie należy od razu napalać się, że wszystko będzie
dobrze. Nawet, jeśli sama wcześniej pracowała nad swoim sprzętem. Zatrzymała
się przed bramą wjazdową, która była otwarta na oścież. Westchnęła ciężko,
widząc ciężkie krople deszczu, w ogromnych ilościach spadające na mokry już
asfalt. Studzienki kanalizacyjne po woli przestawały przyjmować hektolitry
wody. Ludzie biegali szybko w te i z powrotem, a samochody jeździły wolniej niż
zwykle z powodu niesamowicie ograniczonej widoczności. Wycieraczki bezustannie
próbowały choć trochę ją polepszyć, ale jak widać praktycznie nic to nie
dawało. Zrezygnowana szatynka w końcu ruszyła z miejsca, zamykając za sobą
wjazd. Ciężkie krople natychmiast zaczęły dudnić w jej kask. Skrzywiła się
nieznacznie, kiedy praktycznie nic nie dane jej już było zobaczyć. Mimo to znacznie
przyspieszyła. Wjechała na ulicę i natychmiast zaczęła wymijać pojedyncze
samochody. Pewnie zastanawiacie się, dlaczego to robi? Odpowiedź jest bardzo
prosta – musi przygotować się fizycznie do takich warunków, jeżeli w nocy
pogoda dalej się nie zmieni.
Zatrzymała
się na parkingu w jednej z londyńskich galerii. Co prawda nie lubiła ich
wszystkich, ale jej żołądek po kilku godzinnej jeździe, podczas której
wszystkie zmysły dziewczyny pracowały na najwyższych obrotach, domagał się
jedzenia. Włączyła alarm – nie może ryzykować, że motorowi stanie się coś przed
samym wyścigiem – i ruszyła w kierunku wind, które miały zawieść ją na piętra,
gdzie znajdują się wszystkie restauracje i sklepy. W środku zdjęła z siebie
kask, a kiedy maszyna stanęła od razu z niej wyszła, udając się do pierwszej
lepszej kawiarni. Stanęła przy lodówce, w której znajdowały się apetycznie
wyglądające kanapki. Nic innego nie jest w stanie przełknąć. Wskazała
uśmiechającej się kelnerce jeden z talerzyków, a do tego zamówiła jeszcze
świeży sok marchewkowy. Wzięła tacę ze swoim zamówieniem i usiadła przy jedynym
wolnym stoliku.
Obserwowała
młode małżeństwo, które bawiło się ze swoim dzieckiem. Chłopczyk był tak bardzo
do nich podobny, że nawet nie trzeba byłoby robić badań genetycznych, żeby
potwierdzić ich rodzicielstwo. Mężczyzna w ostatnim momencie złapał go, kiedy
ten potknął się o własne nogi i już miał mieć bliższe spotkanie z podłogą.
Szatynka uśmiechnęła się do siebie. Jak już wcześniej wspominałam, Madeleine
kochała dzieci, ponieważ były to jedyne istoty na tej ziemi, które o nic nie
obwiniała. W końcu co takiego mogło zrobić jej dwuletnie maleństwo. No właśnie,
nic. Wbrew pozorom ona również miała uczucia, które dość łatwo było zranić,
chociaż w cale tego po sobie nie pokazywała. Spuściła głowę, zamykając oczy,
kiedy w jej umyśle pojawił się obraz jej i Louisa, niańczących własną pociechę.
Nawet nie wiedziała, dlaczego właśnie to przyszło jej na myśl. Przecież szatyn
powiedział na łamach prasy, że zakochał się w delikatnej, uśmiechniętej, miłej
dziewczynie, a ona nie posiadała nawet jednej z tych cech. Dlaczego w takim
razie uprawiała z nim seks? Bo on miał chwilę słabości, a ona się w nim
zakochała. Tak, przyznała to już sama przed sobą, ale co z tego, skoro on nie odwzajemnia
jej uczuć. Ugryzła się w wewnętrzną stronę policzka, żeby przestać o tym myśleć
i zabrała się za konsumowanie kanapki, ponieważ głodny żołądek postanowił znów
o sobie przypomnieć, co było doprawdy irytujące.
~*~
Znany
na całym świecie Louis Tomlinson siedział właśnie w swoim salonie i skakał po
kanałach. Jego umięśniona klatka piersiowa nie była niczym osłonięta, a na
sobie miał jedynie dresowe spodnie od piżamy. Pomimo tego, że było już sporo po
siedemnastej on dalej nie miał zamiaru nic ze sobą zrobić. Cały czas myślał o
szatynce, która dziś wieczorem będzie brać udział w wyścigu. Jak na zawołanie
spojrzał przez okno, za którym rozszalała się niezła ulewa. Zamknął oczy,
zaciskając pięści. Tak strasznie chciał, żeby była teraz obok niego i odpuściła
sobie, ale wiedział, że nie może mieć w tej kwestii nawet nadziei. Obiecał
Madeleine, że nie będzie przekonywał jej do rezygnacji. Podniósł się, udając do
kuchni, gdzie rozdzwonił się jego telefon. Zmarszczył czoło, widząc nieznany
numer na wyświetlaczy, jednak postanowił odebrać.
~ Słucham.
– powiedział pewnym siebie, aczkolwiek zaspanym głosem. Usłyszał serię szmerów
po drugiej stronie, zanim ktoś postanowił się odezwać.
~ Louis, z
tej strony Gareth, przyjaciel Madeleine. – musiał się chwilę zastanowić, zanim
skojarzył chłopaka, ale po chwili uśmiechnął się delikatnie, chociaż zdawał
sobie sprawę, że on tego nie zobaczy.
~ To ty
przywiozłeś ostatnio Madeleine samochód na wyścigi. – wypalił, drapiąc się po
karku i ponownie rozsiadając w salonie na kanapie. Ściszył trochę telewizor.
~ Tak, to
właśnie ja. – zaśmiał się. – Nie pytaj, skąd mam twój numer, bo to teraz
najmniej ważna sprawa. Chodzi o to, że nie możesz pozwolić tej wariatce się
dzisiaj ścigać. – powiedział mocnym głosem, jakby chciał podkreślić wagę swoich
słów. Lou westchnął ciężko.
~ To mamy
problem, bo ona nie da się przekonać w żaden sposób. – powiedział, pocierając
twarz wolną dłonią.
~
Tomlinson, ja naprawdę nie żartuję. Mark Davies, koleś który będzie się z nią
dzisiaj rzekomo ścigał chce jej śmierci. – mruknął. W Louisie wszystkie organy
momentalnie się zatrzymały. Jakiś kutas chce zabić jego Madi? Niedoczekanie.
~ Wiecie,
gdzie jest ten wyścig? – zapytał, podrywając się do pozycji siedzącej i w
tempie natychmiastowym udając w kierunku swojego pokoju. Zaczął grzebać w
szafie, żeby znaleźć jakieś konkretne ubrania.
~ Nie mamy
pojęcia. Chcieliśmy znaleźć ją za pomocą motoru, ale musiała kupić sobie jakiś
nowy, bo stary cały czas stoi w miejscu, a ona gdzieś pojechała. – powiedział
mechanik. Louis zaczął gorączkowo zastanawiać się, jak może czegokolwiek
dowiedzieć się na temat wyścigów motorowych. I wtedy dopadło go olśnienie.
~ Zaraz
będę miał jakieś informacje. – zapewnił, zamykając za sobą drzwi. Włączył
bramę, żeby już się otwierała, a sam niemalże pobiegł w kierunku samochodu. –
Będziecie tutaj? – zapytał, wyjeżdżając z terenu swojej posesji.
~ Mała
zołza zadzwoniła niedawno i najprawdopodobniej nie zdążymy, ale David już
jedzie w kierunku Londynu. Jednak nie sądzę, żeby udało mu się tam dotrzeć w
zastraszająco szybkim tempie. – powiedział. Szatyn warknął coś pod nosem, kiedy
skręcał już do Niall ‘a.
~ Poczekaj
chwilę, zaraz oddzwonię, bo będę miał konkretne informacje. – mruknął, widząc w
oknie szczerzącego się Zayn ‘a. Nie czekając na żadną odpowiedź rozłączył się i
pobiegł do środka. Pieprzony deszcz nie przestawał padać.
Zdjął
buty, od razu udając się w kierunku salonu. Wszyscy, oprócz niego tam
siedzieli. To znaczy Liam leżał na podłodze, na nim znajdował się Harry,
wykręcając mu rękę, al. Mulat i blondyn nie mogli pohamować szaleńczego
śmiechu. Chłopak, stojący w wejściu pewnie normalnie również zacząłby się
zwijać z radości, ale nie w sytuacji, jakiej się aktualnie znajdował. Musi pomóc swojej Madeleine.
- Są dziś jakieś wyścigi motorowe? I gdzie? –
wypalił. Wszyscy popatrzyli w jego kierunku zdziwieni, nie zauważając wcześniej
tego, że ktokolwiek ich obserwuje. Zayn zastanowił się chwilę, drapiąc
teatralnie po brodzie.
- Dziś o dwudziestej trzeciej bodajże. Tam,
gdzie zawsze. – powiedział, uśmiechając się szeroko, bo udało mu się coś
przypomnieć. Zaraz jednak na jego twarz wstąpiło zdziwienie. – Po co ci to? –
Chłopak jednak zupełnie go zignorował, siadając na sofie i wybierając ponownie
numer chłopaka. Nie musiał długo czekać, aż odbierze.
~ David ma
… - zawahał się przez sekundę, patrząc na zegarek, wiszący w kuchni. - … Pięć
godzin. – zakończył, machając ręką na Niall’ a, który już chciał coś
powiedzieć.
~ Za trzy
powinien być na miejscu. Musisz go zaprowadzić tylko na miejsce i zrobić
wszystko, żeby ta menda nie uczestniczyła w wyścigu. – powiedział, jakby to
była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Tommo westchnął ciężko,
przyglądając się zdezorientowanym chłopakom.
~ To teraz
geniuszu powiedz mi, jakim cudem ma mi się to udać. Przecież wy powinniście
wiedzieć najlepiej, jaka ona jest. – mruknął zrezygnowany.
~ Słuchaj,
skoro ją przeleciałeś, to na pewno znajdziesz jakiś argument, żeby cię
posłuchała. – Louis automatycznie popatrzyła na zdziwioną twarz Niall ‘a. Ku
swojemu wielkiemu szczęściu nie włączył głośnika. Gdyby blondas to usłyszał,
najprawdopodobniej zespół musiałby pracować w czwórkę.
~ Nie będę
pytał, skąd wiesz, bo odpowiedź jest banalna. – zaśmiał się. – Jest jeszcze
jedno. Będę się starał z całej siły, ale nic nie obiecuję. – dodał.
Po
zakończonym połączeniu spojrzał na pytające wyrazy twarzy przyjaciół. Wiedział,
że chcieliby cokolwiek dowiedzieć się na ten temat, ale nie mógł im na razie
nic powiedzieć. Najważniejszym powodem, dla którego tak postanowił był fakt, że
Horan zacząłby panikować i musieliby jeszcze jego pilnować. Wiedział jednak, że
bez udziału Malika się nie obędzie. Właśnie dlatego złapał go za przedramię i
mimo protestów zaciągnął do starego pokoju Madeleine. Zamknął drzwi na klucz,
po czym nie zważając na cały czas padający deszcz wyszedł na balkon. Mulat
automatycznie wykonywał wszystko to, co szatyn. W końcu po kilkuminutowej ciszy
Tomlinson postanowił się odezwać.
- Madeleine. – tyle wystarczyło, żeby Zayn
zacisnął pięści na barierce, a cały jego dobry humor gdzieś wyparował.
- Słuchaj, dałbyś sobie wreszcie spokój z tą
laską. Wiem, że jest całkiem pociągająca, ale i wkurwiająca w tym samym
stopniu. Zdecydowanie zasługujesz na kogoś lepszego, a Niall powinien w końcu
przestać się o nią martwić. – warknął, nie poruszając się nawet o milimetr.
Louis westchnął ciężko. Mógł się spodziewać, że właśnie taka będzie reakcja
jego przyjaciela – już dawno zauważył, że Madi go denerwuje.
- Wczoraj się z nią przespałem, a dzisiaj jakiś
fiut chce mi ją zabić. – powiedział szczerze, walcząc z drżeniem głosu przy
wypowiadaniu dwóch ostatnich słów. Cały czas trudno było mu uwierzyć, że to
jednak prawda.
- Jak to zabić? – zapytał zupełnie zbity z tropu
Mulat. Tomlinson ‘owi nie dane jednak było nic powiedzieć, ponieważ usłyszeli
huk z wnętrza pokoju. Jak na zawołanie odwrócili się w tamtym kierunku. Cała
reszta stała wbita w podłogę. Nie zrozumieli nic z tego, co powiedział ich
przyjaciel. To znaczy wiedzieli, o co chodzi, ale chyba jeszcze do końca sens wypowiedzi
szatyna jeszcze do nich nie dotarł.
- Niall spokojnie, Louis na pewno zaraz nam to
wszystko wytłumaczy. – jako pierwszy ocknął się Liam. Owszem, on również był
zupełnie wytrącony z kontekstu, ale jako tan najmądrzejszy musi stwarzać jakieś
pozory.
- Chłopaki, nie teraz. – jęknął, przecierając
twarz dłońmi. Nie chciał rozpętać trzeciej wojny światowej. – Powiem po prostu, że jest cholernie źle. Za
jakiś czas przyjedzie tutaj David. Zayn
teraz pokaże mi, gdzie jest to „tam gdzie zawsze”. – powiedział, ostatnie
zdanie kierując do wspomnianego przyjaciela.
Nikt
nic już nie powiedział. Trwali w całkowitej ciszy, aż w końcu Louis wskazał
dyskretnie głową na drzwi. Malik od razu zrozumiał, o co chodzi i zaczął iść w
tamtym kierunku. Szatyn podążył za nim. Szatyn miał wsiadać już do samochodu,
ale poczuł uścisk na ramieniu. Odwrócił się do przyjaciela z niezrozumieniem na
twarzy, jednak kiedy zauważył dwa kaski w dłoniach Mulata oraz motor za nim
zrozumiał, o co chodzi. Nie protestował, po prostu zrobił to, co mu mentalnie
przekazał i już po pół godzinie byli na miejscu. Louis uważnie rozglądał się
dookoła. Nigdy nie był w tej części Londynu, ale jakoś za bardzo tego nie
żałował. Poprzewracane śmietniki, szczury, obdarte budynki oraz nieprzyjaźnie
patrzący ludzie.
- Nie ma jej tu. Nie wiesz, gdzie możemy pojechać?
– chłopak podskoczył na siedzeniu, słysząc głos przyjaciela w kasku. Wywołał
tym u niego śmiech, ale nie trwał on długo, ponieważ Mulat musiałby przestać
prowadzić motor.
- Nie mam pojęcia. – mruknął. – Chociaż,
podjedźmy pod jej mieszkanie. – zaproponował, po czym podał adres Madeleine.
Wiedział, że dziewczyna nie życzyłaby sobie tego, ale nie miał innego wyjścia.
Teraz chciał ją obronić.
~*~
Madeleine,
kiedy tylko skończyła jeść, nie miała pojęcia, co mogłaby teraz ze sobą zrobić.
Właśnie siedziała przy fontannie, obserwując kolorowe rybki, pływające w
czystej wodzie. Gdzieniegdzie można było dostrzec monety, które wrzucali ludzie
z nadzieją na spełnienie jakichś najskrytszych marzeń. Zaśmiała się kpiąco pod
nosem. Niech ci wszyscy ludzie się nie wygłupiają, tylko w końcu zbiorą dupy i
zabiorą się za robienie czegokolwiek, co przybliży ich do celu. W pewnym
momencie wzięła do ręki telefon. Sama nawet nie wiedziała, dlaczego.
Odblokowała urządzenie i zaczęła przeglądać jego zawartość, aż w końcu
zatrzymała się na ostatnich połączeniach. Na samej górze listy widniało
nazwisko Louisa Tomlinson ‘a. Co prawda chciała z nim porozmawiać, ale z
jakichś nieznanych dla siebie powodów bała się tej konwersacji. Potrząsnęła w
końcu energicznie głową, chowając przedmiot z powrotem do kieszeni.
Stanęła
przy wyjściu z budynku. Deszcz przestał padać, dzięki czemu na ulicach od razu
pojawiło się zdecydowanie więcej samochodów, niż jeszcze pół godziny temu. Uśmiechnęła
się do siebie delikatnie. Oby tak pozostało już do wyścigu i podczas niego.
Pchnęła z całej siły przeszklone drzwi i wyszła na zewnątrz. Natychmiast owiał
ją zimny wiatr, przez co jej ciałem zawładnęły nieprzyjemne dreszcze. Dużo by
dała, żeby Louis był teraz przy niej. Ugh! Nie może o nim myśleć, ponieważ to
ją dekoncentruje i przegra ważny wyścig. Odetchnęła głęboko, zakładając na
głowę kask. Wsiadła na motor, po czym odjechała w kierunku starych magazynów.
Zostało jej jeszcze dwie pełne godziny walki samej ze sobą.
~*~
Lou
i Zayn zaparkowali właśnie w podziemnym parkingu jednego z nowszych bloków w
Londynie. Mulat zgasił silnik i zaraz po tym udali się w kierunku windy. Kiedy
szatyn był tutaj za pierwszym razem oczywiście nie wiedział, na którym piętrze mieszka
dziewczyna, ale jakaś bardzo miła, starsza pani uświadomiła go w tym, mówiąc
gdzie wprowadził się niedawno ktoś nowy. Brunet zapukał z całej siły w drzwi,
ale to nic nie dało. W pewnej chwili usłyszał, jak jego telefon zaczyna
dzwonić. Odebrał bez patrzenia na wyświetlacz.
~ Stoję na
parkingu przy pierwszej knajpie za napisem Londyn. – usłyszał w słuchawce głos
Davida. Odetchnął ciężko, po raz ostatni kąpiąc w drzwi, po czym zbiegł po
schodach z powrotem do garażu. Dobrze wiedział, że Zayn pójdzie za nim.
~
Poczekaj, zaraz tam będziemy. – mruknął podenerwowany. W pełni zdawał sobie
sprawę z tego, że ma coraz mniej czasu. Jeżeli cokolwiek stanie się Madeleine,
to będzie tylko i wyłącznie jego wina.
~ Spoko,
to czekam.
Dojazd na miejsca zajął im pół godziny.
David faktycznie tam był. Stał na parkingu, grzebiąc coś w swoim telefonie. Już
na pierwszy rzut oka widać było, że jest nieźle zdenerwowany. Jego oczy były przymrużone, a na twarzy błąkał się
groźny grymas. Louis, kiedy tylko Zayn zatrzymał motor, poszedł do niego, po
drodze zdejmując kask. Klepnął go po ramieniu, na co on natychmiast odwrócił
się w jego stronę. Nawet nie próbował się uśmiechnąć, tylko po prostu podał mu
na przywitanie dłoń. Z Mulatem zrobił to samo.
- Jakieś postępy, czy raczej nic? – zapytał,
chowając telefon do kieszeni.
- Wiemy wszystko o wyścigu. – powiedział Malik.
Co prawda nie znał tego chłopaka, ale sam fakt, że dogadywał się z Davies
sprawiał, iż nie ufał mu z stu procentach. Musiał mu pokazać, że jest tego wart.
- Posłuchaj. – Seamus odetchnął głęboko, żeby
choć trochę się uspokoić. – Wiem, że nie lubisz mnie, Madeleine, ani nikogo z
naszego teamu. Ja też nie najbardziej za tobą przepadam, ale Madi jest moja
przyjaciółka i nie zamierzam pozwolić, żeby jakiś kutas ją zabił, więc jeśli
masz nam przeszkadzać, zamiast pomagać, to od razu możesz sobie stąd pójść. –
zakończył, podchodząc bardzo blisko chłopaka. Ten w odpowiedzi zamrugał
kilkakrotnie, ale już po chwili jego oczy ciskały piorunami.
- Nie, to ty posłuchaj. Nie znam nikogo z waszej
trójki i dobrze mi z tym, ale ten wasz nieogarnięty bachor jest siostrą mojego
najlepszego przyjaciela, któremu mimo wszystko na nim zależy. Gówno mnie
obchodzi, co może jej się stać, a pomagam wam tylko dla Niall ‘a i Louisa,
który jakims cudem potrafił się w niej zakochać. – warknął, praktycznie na
jednym oddechu. Czuł, że przesadził, ale musiał w końcu powiedzieć, co myśli.
- Nic, kurwa, o niej nie wiesz. Nigdy nie
widziałeś, jak płacze i nie musiałeś jej pocieszać, więc po prostu zostaw ją w
spokoju. – powiedział ostrzegawczo Dawid, podchodząc jeszcze bliżej. Lou stał w
miejscu, zupełnie nie wiedząc, co ma zrobić, żeby ta dwójka zaraz się nie
pobiła.
- O proszę, to ktoś taki, jak Madeleine Davies
potrafi pokazywać uczucia? – zakpił, wyrzucając ręce w powietrze. Irlandczyk
już miał się na niego rzucić, ale powstrzymał go dobrze znany całej trójce
głos.
- Wyobraź sobie Malik, że ja potrafię wszystko. –
stała tutaj i słuchała każdego słowa. Zawiodła się na Mulacie, ponieważ po tym,
jak ostatni raz ze sobą rozmawiali wydał jej się a prawdę warty
zainteresowania. No cóż, nic się nie stało. Po prostu kolejny raz zwiodła się na
człowieku, normalka.
Mierząc
całą trójkę nieprzychylnym spojrzeniem zatrzymała się na samym środku. Gdyby
nie fakt, w jakiej aktualnie znajdują się sytuacji, to pogratulowałaby swojemu
przyjacielowi, że tak szybko udało mu się dotrzeć do Londynu w taka pogodę,
jaka aktualnie dookoła panuje. Jednak nie zrobiła nic, oprócz głośnego roześmiania
się. Tak naprawdę nie wiedziała, dlaczego nagle opanowało ją rozbawienie. Po
prostu. Jednak bardzo szybko opanowała się, kładąc po dwa pace na swoich
skroniach i robiąc nimi niewielkie kółka, żeby się choć trochę uspokoić.
Odetchnęła głęboko, po kilku sekundach krzyżując ręce na wysokości klatki
piersiowej.
- Dobrze wiesz, że i tak nic nie uda ci się zdziałać,
więc po co przyjechałeś? – zapytała, odwracając się w kierunku Seamus ‘a.
- Żeby w końcu przemówić ci do tego zasranego rozsądku,
który na pewno gdzieś tam jeszcze siedzi! – warknął, wyrzucając ręce w
powietrze.
- Nie podnoś na mnie głosu. – powiedziała spokojnie,
po czym machnęła na Louisa ręką, żeby poszedł za nią. Chłopak uczynił to bez
słowa sprzeciwu. – Dlaczego przyszedłeś z nimi? – zapytała, kiedy byli już wystarczająco
daleko.
- Madeline, proszę, posłuchaj mnie do końca.
Wiem, że to, co usłyszysz może cię zdenerwować, ale błagam, zrezygnuj z tego
cholernego wyścigu. Jeden jedyny raz. Martwię się, tak cholernie boje się, że
ten kretyn może ci zrobić jakąś poważną krzywdę. Nie chcę, nie mogę cię
stracić, jesteś najważniejsza na świecie. – powiedział niemal płaczliwym tonem.
Widział, jak na twarzy dziewczyny pojawia się grymas zdziwienia.
- Dlaczego nie potraficie zrozumieć, że ja
świetnie zdaję sobie sprawę z tego, co chcę zrobić? Jestem sto razy lepsza od tego
kutasa, więc nie widzę problemu.
- Madi, czy ty się sama słyszysz?! Ten kutas,
jak go sama nazwałaś, z tego co wiem jest kurwa cholernie niebezpieczny! Wiem,
że poradziłabyś sobie z nim, gdyby grał fair, ale to na pewno nie będzie miało
miejsca! On jest zdolny do tego, żeby cię zabić! Dlaczego nie chcesz
zrozumieć?!
- Bo tutaj nie ma nic do zrozumienia! Louis, teraz
ty mnie posłuchaj. Albo jesteś ze mną, albo przeciwko mnie, wybieraj.
- W tym przypadku? Przeciwko. – powiedział twardo.
Poczuła, jak jej serce łamie się na milion drobnych kawałeczków. Mimo wszystko
ślepo wierzyła w to, że jednak ktoś ją zrozumie, chociaż raz w tym popapranym
życiu. Szatyn już chciał coś powiedzieć, ale pokiwała przecząco głową, machając
rękami i spuszczając głowę, żeby nie zobaczył, jak jej oczy robią się szkliste.
To był cios poniżej pasa.
- Nic już nie musisz mówić. Wybrałeś, ja nie mam
nic do powiedzenia. Żegnaj. – starała się, żeby głos się jej nie załamywał, ale
średnio jej to wyszło. Odwróciła się na pięcie, po czym wsiadła jak najszybciej
na motor i odjechała ze złamanym sercem.
Żartujesz sobie!?
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze genialny !!!
Chcę, żeby sobota była już dziś!
CUDO :****
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba ten roździał (jak zawsze xd) kocham twoje opowiadanko!!!
Ofnddijejeje. Jejkuu, to jest cuidowne! Ndjdjdj. Mam w oczach lzy radosci!!! Dziekuje ci za tego wspanialego bloga, ze go prowadzisz. Dzieekuje :**
OdpowiedzUsuń@luvmyniallers
Powiem tak.
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się tego po Maliku.
Myślałam, że on jest jednym z niewielu z którymi dziewczyna może się dogadać...
Lou'is wbrew wszystkiemu wybrał dobrze, zależy mu na tym aby żyła. Wspierał ją w każdej poprzedniej sytuacji ale teraz wybrał mniejsze zło...
Jestem ciekawa co z tym wyścigiem...
Czekam na next!
Jezu :o genialny :o
OdpowiedzUsuńCoraz ciekawieeej !! Czekam z niecierpliwością! Życze weny KOCHAMM!<3
OdpowiedzUsuńRozdział jest genialny! :) xx @xxhemmings69
OdpowiedzUsuńgenialny szkoda mi madi ale czy onq nie rozumie ze lou ze lou ja kocha ????
OdpowiedzUsuńCzekam na wiecej
xoxx
Kocham :)
OdpowiedzUsuńZabije Malika
kurczę chcę już wyścig
hahahaha nadal chcę żeby była suką i nie pokazywała uczuć :D nic na to nie poradzę
następny!!
żeby była duuuża kłótnia pomiędzy Madeleine i chłopakami wszystkimi
ooo i żeby wygarnęła Malikowi że ona też jest człowiekiem i też ma uczucia a Niallowi że to jej pasja i to czyni ją szczęśliwą haahhahahah xD
dobra sory za to ostatnie
Weny życzę :)
@xellieg
Super. Fakt - Louis zawiódł Madi, ale przynajmniej pokazał, że ma rozum.
OdpowiedzUsuńMoze Louis i zranił Davies, ale co to wyscigu- sluznie postąpił!
OdpowiedzUsuńnie mogę sie doczekać nastepnego! Komentowac ludzie! ^^
Dziewczyno!! Ten rozdział jest genialny!! Szkoda, że Lou musiał ją tak zranić :(
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać nexta <3
Awww! Chcę więcej!
OdpowiedzUsuńSmuteczek... :( Oni się pogodzą prawda?
OdpowiedzUsuńLudzie komentujcie! Ja chcę nexta!
OdpowiedzUsuńCudo! szybko next :*
OdpowiedzUsuńGenialny *___* gdsgfdsgilgiEgiea szybko następny *o*
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział
OdpowiedzUsuńNext! Next!
OdpowiedzUsuńSzybko!!! jest 20 komentarzy :3 next :*
OdpowiedzUsuńopowiadanie świetne
kocham cie