czwartek, 24 kwietnia 2014

Chapter Twenty: "I love you."

Rozdział Dwudziesty: “Kocham cię.”
~*~

- Gotowa? – zapytał Louis, przekładając sobie przez ramię pasek od sportowej torby, w której znajdowały się wszystkie rzeczy Madeleine, które miała ze sobą w szpitalu. Dziewczyna w odpowiedzi niepewnie pokiwała głową, z grymasem na twarzy podnosząc się z łóżka i od razu opierając na kulach.

            Niepewnym, ślamazarnym krokiem ruszyła ku wyjściu ze swojego pokoju. Chciała jak najszybciej opuścić to chore miejsce, w której tak naprawdę nic jej nie było wolno zrobić. Jeszcze nie do końca radziła sobie z chodzeniem o kulach, ale coraz bardziej zaczynało to dziewczynie wychodzić. Oczywiście całe One Direction zgodnie stwierdziło, że gips szatynki trzeba jakoś ozdobić i wyszło na to, że ma teraz na nim pięć autografów. Na początku rzucała się, ale i tak nie była w stanie nic zrobić. Poczekała chwilę na windę, a później weszła do niej, skupiając się na tym, żeby nie upaść. Przejazd minął im bardzo szybko, więc już po minucie wychodziła z powrotem na szpitalny korytarz. Jęknęła, załamując ramiona, kiedy stanęła przed cholernie wysokimi schodami.

- Ten, kto wymyślił coś takiego w szpitalu powinien zginąć. – mruknęła pod nosem, już próbując zejść z pierwszego.

            Nie dane jej jednak było nic więcej zrobić, ponieważ poczuła, jak zaczyna unosić się nad ziemię. Zdziwiona podniosła głowę, obserwując rozbawioną twarz Louisa. Chciała coś powiedzieć, jakoś go opieprzyć, ale nie miała pojęcia, jak. Skończyło się na tym, że wydobyła z siebie jakieś ciche warknięcie, ku jeszcze większemu rozbawieniu szatynka. Odstawił ją na ziemię dopiero wtedy, kiedy dotarli do jego samochodu, a i wtedy nie do końca, ponieważ posadził ją na fotelu pasażera. Kule natomiast wsadził na tylne siedzenia i w końcu sam zajął miejsce kierowcy. Popatrzył w jej oczy z szerokim uśmiechem, by po chwili ruszyć w kierunku domu Niall ‘a. Całą drogę pokonali w ciszy, w cale się do siebie nie odzywając.

- Poradzę sobie. – powiedziała Madeleine, kiedy zatrzymali się już na miejscu. W odpowiedzi usłyszała cichy śmiech towarzysza, ale postanowiła zupełnie go zignorować.

            Wyszła na zewnątrz o własnych siłach, ponieważ o dziwo Louis jej posłuchał i dalej siedział grzecznie za kierownicą. Jedynie denerwował ją fakt, że uważnie przygląda się szatynce, jakby czekał, aż w końcu się przewróci i dzięki temu to on będzie miał rację. Wskazała głowa na tylne siedzenie, sygnalizując mu tym samym, żeby podał jej kule, które rzekomo mają ułatwić jej poruszanie się. Podziękowała cicho, odbierając swoja tymczasowa własność i ruszyła w kierunku wejścia. Usłyszała trzaśnięcie za sobą, więc domyśliła się, iż chłopak mimo wszystko chce ją asekurować. W głębi ducha mu za to dziękowała. Westchnęła ciężko, stając przy schodach, po czym odwróciła się do niego i zmierzyła groźnym spojrzeniem. Tommo wzruszył bezradnie ramionami, udając się w kierunku drzwi. Już miał wchodzić do środka, ale powstrzymał go w ostatnim momencie cichy glos dziewczyny.

- No już miej tą satysfakcję. – mruknęła pod nosem, odrzucając dwie metalowe rurki na bok i patrząc na niego wyczekująco.

            Szatyn wyszczerzył się szeroko, pchając drzwi, żeby wejście otworzyło się szeroko. Podszedł do niej i bez najmniejszego problemu wziął na ręce. Madeleine dopiero teraz, kiedy zobaczyła wnętrze domu, zauważyła że nie są u Niall ‘a, a Louisa. Podniosła głowę do góry, krzyżując ręce pod piersiami i patrząc na niego wyczekująco. Ten tylko uśmiechnął się pod nosem i pokiwał przecząco głową, tym samym sygnalizując, że nic od niego nie wyciągnie. Warknęła coś niezrozumiałego pod nosem, odwracając wzrok. Nie lubiła przyznawać komuś racji, a w tym momencie było to niezbędne. Zdziwiła się, kiedy ominął drzwi do pokoju i postawił ją dopiero w łazience.

- Zaraz przyniosę ci jakieś ubrania, a ty masz dwie godziny, żeby się przygotować do czegoś specjalnego. – wymruczał jej do ucha, obejmując ją od tyłu i składając delikatny pocałunek na karku szatynki.

            Poczuła przyjemny dreszcz, rozchodzący się po całych jej plecach. Odruchowo położyła swoje dłonie na jego, zagryzając dolną wargę i poddając się jego pieszczotom. Niestety, cała przyjemność minęła natychmiast, kiedy tylko chłopak zaczął się od niej po woli odsuwać. Wiedziała, co to oznacza – chce opuścić łazienkę. Najpierw jednak podszedł do wanny, odkręcając wodę i dolewając do niej płynu do kąpieli, dzięki któremu będzie miała pianę. W tym czasie ona sama rozebrała się do bielizny. Wiedziała, że kiedy skończył, zlustrował jej ciało uważnym spojrzeniem. Dziewczynie to nie przeszkadzało. Przecież już spali ze sobą, więc nie ma się o co martwić, bo widział ją nago.

- Skąd to masz? – zapytał, wskazując na bliznę, na jej biodrze. Schyliła się, patrząc w miejsce, o którym mówi.

- Nie wszyscy są w stanie znieść porażkę z dziewczyną. – zaśmiała się, przejeżdżając palcami po szramie. Nie lubiła jej, ale nic nie mogła z nią zrobić.

- A tą na ramieniu? – podszedł do niej i położył dłoń na wcześniej wspomnianej części ciała dziewczyny. Szatynka wzdrygnęła się na samo wspomnienie.

- Uciekałam z chłopakami przed grupą nieprzyjemnych kolesi i zahaczyłam o wystający z płotu drut. – wytłumaczyła, podnosząc głowę i patrząc w jego oczy. Pokiwał głową, że rozumie i skierował się do wyjścia. Madeleine w ostatnim momencie załapała go za rękę. Popatrzył na nią zdziwiony.

- Wykąpiesz się ze mną? – zapytała niepewnie, spuszczając głowę. Dopiero teraz dotarło do niej, że zachowała się jak napalona na niego małolata. Gdyby nie fakt, że on dalej tutaj jest, to uderzyłaby się z otwartej dłoni w czoło.

            Nie dane jej jednak było długo nad tym myśleć, ponieważ poczuła chłodne dłonie chłopaka na swoich biodrach, które przyciągnęły ją do niego. Wstrzymała oddech, kiedy zaczął całować delikatnie szyję dziewczyny. Madeleine odchyliła głowę na lewo, kładąc swoje dłonie na jego i zamykając oczy. Chciała jak najbardziej poddać się trwającej chwili. Wiedziała, że nie będzie żałować, więc nie ma nic do stracenia. Odwróciła się do niego przodem, wkładając dłonie pod koszulkę szatyna i ciągnąc nią do góry. Nie musiała długo czekać, ponieważ Louis niemalże natychmiast pomógł dziewczynie, ściągając z siebie ciuch i odrzucając go gdzieś na bok. Zagryzła dolną wargę, przyglądając się jego wyrzeźbionemu ciału. Poczuła satysfakcję, że to właśnie ona teraz wędruje po nim bezkarnie opuszkami palców, a nie jakaś inna, wyjątkowo piękna dziewczyna. Niepewnie chwyciła palcami sprzączkę od paska i cały czas patrząc w niebieskie oczy Lou zaczęła ją odpinać. Chłopak oparł swoje czoło o jej, pomagając w pozbyciu się swoich spodni. Już po kilku sekundach oboje stali przed sobą w samej bieliźnie.

            Tomlinson, nie spuszczając głowy i cały czas patrząc Madeleine w oczy, zaczął wędrować dłońmi po jej nagich plecach, aż w końcu dotarł do zapięcia od stanika, który chwilę później wylądował obok jego spodni. Jęknęła cicho, kiedy Louis zaczął całować jej odkryte piersi. Nie trwało to jednak długo, ponieważ już po chwili zsunął z niej majtki i podniósł do góry bez najmniejszego problemu. Poczuła się w jego ramionach jak lekkie, bezbronne piórko, z którym może zrobić, co tylko mu się podoba. Jednak podobało jej się to uczucie. To tak, jakby mogła w końcu przestać być tą twardą, bo ktoś inny chce wziąć na siebie część jej prywatnych problemów, a szczególnie tych najcięższych, z którymi sobie nie radzi. Delikatnie włożył ją do wody, nogę z gipsem zostawiając poza wanną. Chwilę później on również wszedł do środka, siadając za dziewczyną.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo powstrzymują się teraz, żeby nie rzucić się na ciebie. – wymruczał jej do ucha po kilku minutach i przejechał nosem przez całą szyję szatynki.

- To przestań. – zaśmiała się, zamykając oczy. Odchyliła głowę do tyłu, uśmiechając się delikatnie i dotykając jego dłoni, które położył na jej brzuchu, obejmując ją ramionami.

- Musisz poczekać do wieczora. – mruknął, zaczynając składać drobne pocałunki na ramionach szatynki.

            Godzinę później Louis wyszedł z wanny tłumacząc się tym, że musi coś jeszcze załatwić. Nie protestowała. Nie miała jednak zamiaru dalej siedzieć w wannie, ponieważ woda zrobiła się całkowicie zimna. Nie zważając na rozkaz Lou, w którym kazał zawołać go, jeśli będzie chciała wyjść, o własnych siłach opuściła wannę. Wytarła się, a później owinęła ręcznikiem i mocno kuśtykając dotarła do pierwszego lepszego pokoju, którym okazał się pokój szatyna. Nie zważając na to, że powinna wcześniej zapytać, wyjęła z szafy pierwszą lepszą koszulkę, po czym naciągnęła ją na siebie, mokry ręcznik odrzucając gdzieś na bok. Na jej szczęście T – shirt sięgał dziewczynie niewiele ponad kolana. Już miała opuszczać pomieszczenie i spróbować zejść ze schodów na dół, gdzie najprawdopodobniej teraz przebywa dwudziestotrzylatek, ale wyręczył ją, stając w drzwiach. Zmierzył zdziwionym spojrzeniem, uśmiechającą się niewinnie brązowowłosą.

- Czego w słowach „zawołaj mnie, jak skończysz” nie zrozumiałaś? – westchnął, załamując ramiona.

- Ależ wszystko zrozumiałam, po prostu nie jestem aż taką kaleką, żeby sobie nie poradzić. – wywróciła oczami, przyglądając mu się uważnie, kiedy zaczął się do niej zbliżać. Nie wiedziała, co chce zrobić i nie podobała jej się ta niewiedza.

            Tomlinson jednym ruchem wziął ją na ręce. Pisnęła cicho, naciągając końce koszulki ja najniżej, żeby nic nie odkryła. Chłopak z dziewczyną na Rękach wyszedł ze swojego pokoju i udał się do jakiegoś innego, zupełnie jej nieznanego. Kiedy był już w środku posadził ją na łóżku i podał papierową torebkę. Popatrzyła na niego, odbierając przedmiot i podnosząc wysoko jedną brew. On w odpowiedzi tylko machnął głową, żeby zobaczyła. Wsadziła, więc rękę do środka, uważnie badając opuszkami palców delikatny materiał, który się tam znajdował. Po kilku sekundach, kiedy ciekawość już całkowicie nad nią zawładnęła, wciągnęła, jak się okazało, krótką, fioletową sukienkę bez ramiączek. Popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.

- Mam założyć sukienkę do gipsu i wyjść tak do ludzi? Odpada. – powiedziała twardo, krzyżując ręce pod piersiami. Szatyn, kręcąc głową z dezaprobatą, podszedł do niej i ciągnąc za ręce podniósł do pozycji stojącej.

- W salonie jest już wszystko gotowe, za pół godziny przyjdę po ciebie. Bieliznę znajdziesz w torbie. – pocałował ją krótko, po czym od razu opuścił pomieszczenie, nie chcąc słuchać więcej narzekań z jej strony.

            Stała chwilę w miejscu, ale w końcu postanowiła się przygotować. Nie chciała zakładać na siebie sukienki, ale widziała, że Louisowi na tym zależy, więc ten raz postanowiła się poświęcić. Kiedy już skończyła się przygotowywać stanęła przed lustrem i przyjrzała sobie uważnie. Fioletowy materiał opinał jej szczupłą sylwetkę, uwydatniając wszystkie krągłości. Włosy postanowiła zostawić rozpuszczone. Z makijażu w ogóle zrezygnowała, nawet nie miała tutaj jakichkolwiek kosmetyków. Usłyszała, jak drzwi się otwierają, więc odwróciła się w tamtym kierunku. Lou stanął wbity w podłogę. Zaśmiała się cicho, starając się podejść do niego, ale słabo jej to wyszło. Szatyn pokręcił głową, chcąc przywołać się do porządku i po raz kolejny tego dnia wziął ją na ręce.

- Po to dostałam w szpitalu kule, żeby móc chodzić samej. – mruknęła pod nosem, patrząc od dołu na jego twarz i wydymając usta. – A poza tym w końcu dostaniesz przepukliny. – dodała, krzyżując ręce.

- Jesteś tak lekka, że nawet nie czuję, że cię niosę. – zaśmiał się, sadzając ją na krześle przy stole.

            Popatrzyła na niego niepewnie. Niby nigdy nie jadła nic, co on ugotował, ale z doświadczenia wiedziała, że chłopaki raczej nie są najlepszymi kucharzami. Dalej nie rozumie, jak mężczyźni mogą zostawać szefami kuchni. Louis pokręcił rozbawiony głową, siadając na swoim miejscu. Wskazał dłonią, żeby się częstowała. Zagryzła dolną wargę, sięgając po widelec i nawijając na niego spaghetti. Wsunęła je po woli do ust i otworzyła szeroko oczy.

- Dobre. – powiedziała, kiedy zdołała przełknąć kęs. W odpowiedzi otrzymała jego szczery śmiech.

- Niall mi pomagał. – powiedział cały czas rozbawiony. Madeleine jak na zawołanie chwyciła szklankę z wodą i zaczęła przepijać wszystko, co przed sekundą zjadła. Odwróciła głowę w kierunku wejścia do salonu, gdy usłyszała głośne odchrząknięcie.

- Nie dodałem niczego. – zaśmiał się blondyn, patrząc prosto na swoją siostrę.

- Ja wiem, że się pogodziliśmy, ale wiesz jak między nami było wcześniej. – wskazała palcem raz na siebie, a raz na niego.

- Dobra, zostawiam was. Tylko pamiętajcie, że Madi jest jeszcze za młoda na matkę! – wybiegł szybko z domu.

- Debil! – krzyknęła za nim, odwracając się z powrotem do rozbawionego Louisa.

- Jesteście słodcy jako niekłócące się rodzeństwo. – powiedział poważnie, ale chwilę później wybuchł niepochamowanym śmiechem. Szatynka fuknęła urażona pod nosem i skrzyżowała ręce. – No już nie obrażaj się. – nachylił się nad stołem i pocałował ją w policzek.

- Ok. Tylko powiedz mi po co to wszystko. – uśmiechnęła się szeroko, powracając do jedzenia. Lou pokręcił z niedowierzaniem głową.

- Najpierw zjedzmy kolację. – poprosił.

            Cały wieczór minął im na śmianiu się i wygłupianiu. Zjedli razem kolację, a kiedy tylko skończyli Louis, nie zważając na protesty dziewczyny, zaniósł ją do salonu, gdzie włączyli telewizor i z butelką czerwonego wina rozmawiali na wszystkie tematy. Dziewiętnastolatka próbowała mu wytłumaczyć, że nic jej się nie stanie, jeśli on odwiezie ją do mieszkania i pozwoli normalnie chodzić do szkoły. No może prawie normalnie, bo teraz już wszyscy mieliby ją za kryminalistkę i nie podchodzili na bliżej niż kilka metrów. Oczywiście Tomlinson stwierdził, że to jest wykluczone i nie będą dłużej na ten temat rozmawiać, bo dalsze konwersacje są bezsensowne. Davies nie pozostało w udziale nic innego, jak po prostu odpuścić.

            Nagle dziewczyna oparła się o jego klatkę piersiową i zaczęła bezsensu patrzeć w telewizor. Louis objął ją ramieniem w pasie, odstawiając lampkę z resztką wina na szklany stolik. Spuścił wzrok prosto na nią i obserwował, jak jeździ delikatnie palcem po naczyniu, trzymanym w dłoniach. Odetchnął głęboko, zamykając na chwilę oczy i licząc w myślach do dziesięciu, żeby chociaż trochę się uspokoić.

- Madeleine. – powiedział cicho, czekając na jakąkolwiek reakcję wcześniej wspomnianej przez siebie szatynki. Kiwnęła głową, dając mu tym samym do zrozumienia, że słucha. – Madeleine, chciałbym cię zapytać o coś bardzo ważnego. – dziewiętnastolatka, podniosła się do siadu i popatrzyła na niego uważnie.

- Mam się bać? – zapytała niepewnie, spuszczając wzrok i patrząc na przedmiot trzymany w dłoniach. Nie stawiała jednak żadnego oporu, kiedy Louis wyjął z jej drobnych dłoni pustą lampkę i odstawił obok swojej. Podniósł do góry głowę towarzyszki i sprawił, że popatrzyła mu w oczy.

- Madeleine. – zaczął ponownie. Szatynka złapała jego dłonie i zacisnęła mocniej swoje palce na palcach szatyna. Uśmiechnął się delikatnie. – Wiesz, albo może i nie, ale zależy mi na tobie. Jeszcze nigdy, żadna dziewczyna nie działa na mnie tak bardzo, jak ty. Kiedy dowiedziałem się, że wylądowałaś w szpitalu, to tak, jakby cały mój świat stanął w miejscu i nigdy więcej miał się nie poruszyć. Wszystko, dosłownie wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. – odwrócił na chwilę wzrok, zaciskając wargi w mocną kreskę. – Kocham cię, Leine. – znów spojrzał na nią.

            Jednak nie zobaczył tego, co chciał. Chociaż tak naprawdę sam nie wiedział, na co liczył. Ale na pewno nie na szok, którym go obdarowała. Jej oczy szeroko się otworzyły, a twarz pobladła, jakby się czegoś wystraszyła. Bała się jego wyznania. Zabrał swoje dłonie, wplatając je na chwilę we włosy, ale szybko podniósł się ze swojego miejsca. Chciał coś powiedzieć, ale tylko uchylił usta, po czy natychmiast je zamknął i tak kilkakrotnie, aż w końcu zrezygnował.

- Zapomnij. – wyszeptał, wychodząc z salonu i kierując się do drzwi.

            Szatynka siedziała przez chwilę w zupełnym szoku. Nie wiedziała, co się dzieje. Louis ją kocha. Patrzyła na niego, czekając aż zacznie skakać po pokoju, śmiejąc się o krzycząc „żartowałem”. Nic takiego jednak się nie stało. Usłyszała jedno słowo, które zabrzmiało jak prośba i chwilę później Tommo opuszcza pomieszczenie. Dopiero wtedy coś sobie uświadomiła. Ona go kocha. Nie jak przyjaciela, ale jak dziewczyna chłopaka. Usłyszała głośne trzaśnięcie drzwi, przez co poderwała się z siedzenie i nie zważając na gips oraz sukienkę zaczęła kuśtykać do holu.

- Louis! – krzyknęła zdesperowana, ale nie dostała żadnej odpowiedzi.

Boże, niech nie będzie za późno.

22 komentarze:

  1. Jezu jakie to słodkie <3 PROSZĘ O KOMENTARZE! Nie, ja nie proszę, JA BŁAGAM! :d

    OdpowiedzUsuń
  2. O łał...Super. Nie mogę się doczekać(mam nadzieję) soboty! :D
    Tylko,kurczę...Czego Madi się spodziewała? Spali ze sobą, całują się i robią te inne rzeczy,które robią zakochani w sobie ludzie,a ona jest zdziwiona,że Louis ją kocha?

    OdpowiedzUsuń
  3. Jsjjhdejjdjs. Swieetnee!!!! <3 eyyy ale mam nadzieje ze po zakonczeniu tego bloga zaczniesz pisac 2 rozdzial. XD
    @luvmyniallers

    OdpowiedzUsuń
  4. Słodcy są. Mam nadziej, że Madi nie zaprzepaściła jeszcze wszystkiego z Louisem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział. Jak wszystkie zresztą, nawet jeśli Ty mówisz, że są beznadziejne :) Mam nadzieję, że wszystko się ułoży.
    Czekam na nexta :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Niczego nie zawaliłaś! Jest wspaniały! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. super rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział jest świetny! I nawet nie zaprzeczaj!
    Chociaż za tą końcówkę to mam ochotę cię własnoręcznie poćwiartować!
    Czekam na next!
    I mam nadzieję że Louis nie zdążył odejść daleko ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O zapomniałabym ;D
      Jakby ruszyła głową to zawsze może poprosić gościa od ściągania gipsu żeby przeciął go tak aby nie naruszyć żadnego autografu a potem sprzedać na allegro, ubiłaby interes życia, nic tylko łamać się, zbierać podpisy i sprzedawać ;D

      Usuń
  9. WOOOOOOOOOOOAH. :o

    OdpowiedzUsuń
  10. Nosz kurwa !!! Louis wracaj !!! On się normalnie musi dowiedzieć :D
    Tak ogólnie : awww... <33

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetne. Szkoda, że nie ma 20 komentarzy... ;c

    OdpowiedzUsuń
  12. Ludzie! Dawać komentarze! Jeszcze się sobota nie skończyła! Mamy szansę!
    Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  13. O kurde. Genialne.

    OdpowiedzUsuń
  14. nie mogę się doczekać aż dodasz następny
    P.S. I love you

    OdpowiedzUsuń
  15. wow . fajnie piszesz .zapraszam do siebie . naprawic-dusze-1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Jedno wielkie WoW. No to kiedy następny?? ;) Już się nie mogę doczekać :D
    Zapraszam także do siebie
    czasu-nie-zmienisz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Super :D Czekam na nn :D
    Dagmara

    OdpowiedzUsuń
  18. Czekam na klolejny

    OdpowiedzUsuń
  19. Super rozdział

    OdpowiedzUsuń