środa, 14 maja 2014

Chapter Twenty Three: “In one's element”

Rozdział Dwudziesty Trzeci: “W swoim żywiole.”

~*~
~*~

            Kiedy starsza kobieta przestała już witać się z Madeleine i zmierzyła uważnym spojrzeniem  Louisa, stwierdziła że musi ich zaprowadzić do najlepszego stolika, jaki ma w całym swoim lokalu. Madi podążała za nią, uśmiechając się szeroko. Zdawała sobie również w pełni sprawę z tego, że jej chłopak jest zarówno zdziwiony, jak i zaintrygowany zaistniałą sytuacją. Pewnie będzie musiała mu to wszystko dokładnie wytłumaczyć, ale dopiero za chwilę. Teraz z uwagą słucha każdego słowa, które wypowiada kobieta. Bardzo dawno szatynka nie miała okazji tutaj przebywać, więc chciała skorzystać jak najwięcej.

- To moja ciocia, ma na imię Rosella, ale wszyscy mówiliśmy do niej babcia Ros. – wytłumaczyła, kiedy tylko kobieta odeszła z powrotem za ladę. – Jesteśmy w mojej starej dzielnicy. – dodała, spuszczając głowę z delikatnym uśmiechem na ustach.

- Czyli, że usłyszę za chwilę kilka historii, a może nawet zobaczę jakieś zdjęcia, z twojego dzieciństwa? – pochylił się nas stołem, podnosząc głowę dziewczyny do góry i sprawiając, że popatrzyła mu prosto w oczy. Uśmiechnął się, kiedy zauważył delikatny rumieniec na policzkach Leine.

- Możesz o tym zapomnieć. Nie pozwolę, żebyś dowiedział się o jakiejkolwiek mojej wpadce z dzieciństwa. – mruknęła, odsuwając się do niego, kiedy zauważyła, jak Ros wraca.

- A teraz mów, kochana! Co się u ciebie działo przez ostatnich kilka lat? – siwowłosa kobieta, zupełnie ignorując chłopaka, przysunęła sobie krzesło i zmierzyła uważnie spojrzeniem Leine. Dziewczyna zaśmiała się głośno, upijając łyk koktajlu truskawkowego, który wręcz uwielbiała.

- Nic ciekawego, ciociu. – zaśmiała się. Usłyszała głośne odchrząknięcie Louisa, za co chciała go zabić. – No, prawie nic. – sprostowała, kopiąc go zdrową nogą pod stołem.

- Działo się dużo. – wtrącił Tomlinson, rozmasowując obolałe miejsce.

- Opowiadaj chłopcze, bo ona i tak się pewnie nie przyzna. – Rosella, tym razem nie zwracając uwagi na swoją siostrzenicę, odwróciła się do szatyna.

- Madeleine przyjechała do Londynu, żeby studiować mechanikę samochodową. Znalazła sobie chłopaka i połamała nogę, jeżdżąc na rolkach. – wytłumaczył, kłamiąc gładko w sprawie gipsu dziewczyny, za co bardzo mu dziękowała i postanowiła trochę złagodzić zemstę. – A i zapomniałem powiedzieć, że cały czas kłóci się ze swoim przyrodnim bratem, ale ostatnio mają chwilowe zawieszenie brono. – dodał, opierając brodę na dłoniach. Kobieta zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią.

- Moja mała Madeleine i samochody, przecież to się pod każdym względem wykluczało. – stwierdziła, marząc brwi.

- Znajomi w Mullingar nauczyli mnie jeździć i się przekonałam. – mruknęła, bawiąc się rurką w swoim napoju. Pomysł przyjścia tutaj nagle wydał jej się bardzo nietrafiony, a nawet wręcz beznadziejny.

- Klienci! – krzyknęła nagle Ros, podnosząc się z krzesła i biegnąc w kierunku lady.

- Daruj sobie to, co działo się w moim życiu, odkąd wyjechałam z Londynu. – mruknęła, posyłając mu podenerwowane spojrzenie. Nie chciała, żeby ciocia wiedziała, jaką kretynką była.

- Spokojnie, przecież tylko żartowałem. – zaśmiał się, splatając swoje palce z jej. Dobrze wiedział, że działa swojej dziewczynie na nerwy, ale lubił ją wkurzać. Zawsze wtedy zabawnie marszczyła brwi.  

- Jesteśmy teraz w tej dzielnicy Londynu, w której się wychowałam i mieszkałam aż do rozwodu rodziców. – powiedziała, spuszczając wzrok. Wspomnienia ją bolały, a szczególnie te szczęśliwe.

- Nie chcesz tego mówić. – stwierdził, mocniej zaciskając palce.

- Chcę, tylko musisz poczekać, bo jeszcze nigdy nikomu o tym nie opowiadałam i nawet nie wiem, od czego zacząć. – pokręciła głową, jakby chciała uporządkować wszystkie myśli. – Urodziłam się w Londynie. Byłam szczęśliwym dzieckiem, miała kochających rodziców i wielu przyjaciół. Potem zaczęło się coś psuć. Moja mama … Ona zaczęła ćpać. Nie wiem kiedy, nie wiem jak, nie wiem kto ją do tego wmieszał. Dlatego tata zażądał rozwodu. Potem poznał Maurę i wyprowadziliśmy się do Mullingar. Znienawidziłam wszystkich i wszystko, a potem już wiesz co się działo. – zakończyła, bawiąc się palcami szatyna.

- Chodźmy stąd. Wiem, że chciałabyś jeszcze porozmawiać ze swoją ciocią, ale chciałbym ci coś pokazać. – powiedział niepewnie, uważnie obserwując reakcję szatynki. Dziewczyna bez słowa dopiła swój koktajl i podniosła się, kierując do Ros.

- Ciociu, my już będziemy się zbierać, bo czekają na nas. Do zobaczenia. – pożegnała się i z szerokim uśmiechem opuściła lokal.

            Wsiedli do samochodu, po czym zaczęli kierować się w zupełnie nie znanym jej kierunku. Zdążyła zapomnieć, jak wygląda Londyn i gdzie co się znajduje, ale nie odzywała się. Wolała poczekać, bo pewnie i tak nie powiedziałby jej nic. Zdziwiła się, widząc gdzie zaparkował. Okolica nie wyglądała najprzyjaźniej, a on raczej nie lubił takich klimatów. Wysiadła, rozglądając się dookoła. To właśnie tutaj wszyscy zbierają się na wyścigi. Zmarszczyła brwi, patrząc prosto na niego. On w odpowiedzi wzruszyła ramionami i wskazał głową w lewo. Od razu tam popatrzyła. Zauważyła mężczyznę, który zajmuje się organizacją wyścigów. Cała sytuacja zaczynała coraz bardziej ją intrygować.

- Witaj ponownie. – powiedział, teraz już łysy, koleś i podszedł do niej. – Dawno cię tutaj nie było. – dodał, a szeroki uśmiech wkroczył na jego twarz.

- Miałam kilka problemów. – mruknęła, wskazując na gips. Poczuła, jak ktoś obejmuje ją od tyłu. Uśmiechnęła się, czując zapach Louisa. Zazdrość to pierwszy stopień do piekła. – pomyślała, jednak postanowiła powstrzymać się od złośliwego komentarza.

- Twoja maszyna jest gotowa. – powiedział mężczyzna, uśmiechając się szeroko i wskazując ręką na jeden z zamkniętych garaży. Madeleine podniosła jedną brew, po czym skierowała swoje kroki właśnie w tamtym kierunku.

            Drzwi otworzyły się, a oczy szatynki powiększyły kilkukrotnie. Przed nią stało BMW S 1000 RR. Podeszła do niego tak szybko, jak tylko potrafiła z kulami i delikatnie przejechała po nim dłonią. Nie mogła uwierzyć, że dało się do uratować. Podniosła głowę, uśmiechając się szeroko. Jednak bardzo szybko uśmiech zszedł z jej twarzy, a zastąpił go grymas. Chłopakom natychmiast zrzedła mina.

- Coś nie tak? – zapytał Louis, przyglądając się uważnie szatynce.

- Zdejmijcie mi ten pieprzony gips! – jęknęła, załamując ramiona. Już nie mogła doczekać się, kiedy w końcu będzie jej wolno znów usiąść na motorze.

~*~


          Podniosła się niechętnie z łóżka, od razu sięgając po kule. Dziś po raz pierwszy od … bardzo dawna … idzie do szkoły. Trochę boi się tym, jak ją tam „przyjmą”, ale stara się nie przejmować za bardzo. Podeszła do szafy, wyciągając z niej dżinsowe spodnie, czarną koszulkę i bluzę z nadrukiem. Założyła to wszystko na siebie, po czym stanęła przed lusterkiem i zaczęła zaplatać włosy w warkocza na bok. Chłopaków niestety nie dało się przekonać, żeby pozwolili jej mieszkać w swoim mieszkaniu. Stwierdzili jednogłośnie, że jest to dla niej zbyt niebezpieczne i wyrok w zawiasach w cale, w niczym nie pomaga. Madeleine nie pozostało nic innego, jak zgodzić się z nimi. Westchnęła cicho, podchodząc po raz kolejny do szafy. Jednak tym razem wydobyła z niej buty, czarną skórzaną kurtkę i szarą czapkę. Pogoda w Londynie ostatnio nikogo nie rozpieszczała, a nawet wprowadzała wszystkich w depresję. Przerzuciła sobie skórę przez ramię i zeszła na dół, gdzie czekał na nią już gotowy Louis. To właśnie u niego ma teraz mieszkać, dopóki nie poczuje się lepiej. Dlaczego nie u Niall ‘a? No cóż, odpowiedź jest bardzo prosta. Po prostu nie chcieli zaburzyć rozejmu, w jakim cały czas się znajdują.

- Gotowa? – zapytał szatyn, podchodząc do niej i całując delikatnie usta dziewczyny. Uśmiechnęła się do niego, kiwając niepewnie głową. Jedyne, czego teraz chciała, to wrócić do swojego pokoju i położyć się w łóżku.

- Jak mnie tam ukamienują, to będę straszyć w nocy całą waszą piątkę. – mruknęła, kierując się do drzwi wyjściowych. – Masz moje książki? – zapytała, kiedy wchodziła do jego samochodu. Nie chciała mieć aż tak dużego wejścia po raz pierwszy od bardzo dawna, ale Lou stwierdził, że nie puści jej autobusem, ani żadnym innym środkiem transportu.

            Całą drogę rozmawiali na wiele mało znaczących tematów. Głównie o tym, co będą robić dziś wieczorem. Niestety, będą musieli dojść do tego później, ponieważ jak na razie nic nie ustalili, a chłopak właśnie parkuje pod budynkiem szkolnym. Szatynka przed wyjściem po raz ostatni go pocałowała, po czym założyła plecak i wyszła z pojazdu, kierując się prosto do wejścia. Widziała wszystkie spojrzenia, rzucane w jej kierunku. Wszystkie starała się zignorować. Usłyszała dźwięk odpalanego silnika. Stanęła na chwilę w miejscu, naciągnęła kaptur na głowę i ruszyła dalej.

            Stała właśnie przy szafce, wyciągając większość książek, kiedy poczuła jak ktoś kładzie dłoń na jej ramieniu. Niechętnie odwróciła się w kierunku intruza, a uśmiech samoistnie przyozdobił jej usta. Już dawno nie miała okazji, żeby porozmawiać z którym kolwiek ze swoich starych przyjaciół, a teraz stała przy niej cała trójka.

- Widzę nasza niegrzeczna dziewczynka postanowiła pojawić się w końcu w szkole. – zaśmiał się Denis, zabierając od szatynki plecak i zarzucając go sobie na lewe ramię. – Nie ma najmniejszego problemu. – nie pozwolił Madeleine nawet zacząć tego, co chciała powiedzieć.

- Zastanawiam się, jak dużo czasu potrzeba, żebyś wpakowała się w kolejne kłopoty. – Daniel dotknął swojego podbródka dwoma palcami, udając że się nad tym bardzo zastanawia. Szatynka, całkiem przypadkiem, uderzyła go kulą w łydkę, na co od razu od niej odskoczył.

- Nie myśl tyle, bo to nie dobrze robi na twój mózg. – zakpiła, wchodząc od razu do sali lekcyjnej. Nie miała najmniejszego zamiaru męczyć się z siadaniem i wstawaniem, bo najnormalniej na świecie jej się nie chciało. Zajęła pierwszą lepszą ławkę z tyłu, od razu się w niej rozsiadając.

- Trzymaliśmy ci to miejsce. – zaśmiał się Nathan, siadając obok Leine.

- Miło z waszej strony. – mruknęła, wpatrując się za widok za oknem. Deszcz padał bezustannie.

- Mogłabyś już to z siebie zdjąć. – Blondyn wskazał palcem na kurtkę i kaptur dziewczyny. Popatrzyła na niego, podnosząc wysoko brew.

- Wadzi ci to? – mruknęła, nie zmieniając wyrazu twarzy.

- Jeszcze się spocisz i później wyjdziesz na polko. Zachorujesz, a ja nie będę przynosił ci zadań domowych, skarbeńku. – udając śmiech, przytulił do siebie zdezorientowaną szatynkę. Wszystkiego się po nim spodziewała, ale nigdy nie pomyślała, że jej poważny Nathan zrobi coś takiego.

- Zapowiada się ciekawe kilka miesięcy. – stwierdziła, odsuwając od siebie chłopaka i patrząc na rozbawionych przyjaciół.

Tak może zostać już do końca życia.

20 komentarzy:

  1. Ja nie chce, żeby to był ostatni rozdział!
    Oczywiście jest świetny ;)
    Czekam na ten epilog!
    I pamiętaj jak będzie smutny to zapomnij, że kiedykolwiek się do ciebie odezwę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Z jednej strony nie mogę doczekać się epilogu a z drugiej strony nie chce, żebyś skończyła już ten blog. Bardzo zżyła się z główną bohaterką i będzie mi jej brakować. Masz naprawdę bardzo duży talent i świetnie piszesz. Życzę ci dużo weny.Czekam na epilog i pozdrawiam. Dagmara

    OdpowiedzUsuń
  3. No całkiem całkiem :* dobrze się czyta :) czekam na epilog :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie nie nie nieee. Nie chce epilogu. Chce wiecej rozdzialow :((((

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie możesz tak kończyć!!!
    Chcę więcej i więcej po każdym mowy rozdziale. Ciągle odczuwam niedosyt i z utęsknieniem czekam na następny. Tak nie może wyglądać ostatni rozdział, bo ja chcę wielkie happy ever after, rozumiesz? Błagam jeszcze dojdź może do 40 rozdziału. I policz mój komentarz jako dwa, bo się rozpisałam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Taki mały błąd - zamiast dwudziesty trzeci,napisałaś dwudziesty drugi( w ,,polskiej" nazwie rozdziału) ;)
    Rozdział jest świetny. Trochę szkoda, że się kończy,ale w sumie myślę, że jakbyś chciała ciągnąć to dalej to byłoby już trochę nudne(bez obrazy).

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda że to już koniec ;( Ale mam nadzieję, że będzie jakiś nowy blog z opowiadaniem ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku! Nie! Ja nie chcę końca! Za bardzo się przywiązałam do tego bloga!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział :D Czekam na epilog <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Genialne. Czekam na epilog! :D Oby było 20 komentarzy...

    OdpowiedzUsuń
  11. co mogę dodać?
    szkoda,że tak szybko.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ugh. Jak można tak zajebiści pisać? ;_;
    Czekam na epilog.

    OdpowiedzUsuń
  13. Szkoda, że to już się kończy.
    Szkoda też, że nie ma 20 komentarzy. ;c

    OdpowiedzUsuń
  14. Dużo do mówienia nie ma. Jest świetny. Czekam na epilog.

    OdpowiedzUsuń
  15. Cholera. Sobota się kończy,a 20 komentarzy nie ma.
    To przykre, bo oczekiwałam tego epilogu! ;c

    OdpowiedzUsuń
  16. Szkoda, że tak szybko się kończy

    OdpowiedzUsuń
  17. Czekam na epilog

    OdpowiedzUsuń