Rozdział Dwudziesty
Drugi: “Nowy początek.”
~*~
Chwyciła
telefon i rzuciła nim o podłogę, przez co cały się rozpadł. Nie przejmowała się
jednak tym, ponieważ jej uszy w końcu zaznały świętego spokoju. Niestety, ale
nie na długo. Usłyszała ciche otwieranie drzwi, a chwilę później łóżko obok
niej ugięło się pod czyimś ciężarem. Nie otworzyła oczu licząc na to, że może
kogoś zmylić tym, że dalej śpi. Napastnik jednak nie poddał się tak łatwo i
odwrócił ją jednym ruchem na plecy. Jęknęła cicho, ponieważ stało się to zbyt
szybko, jak na jej nierozbudzone ciało.
- Madeleine, za niedługo musimy wychodzić. –
usłyszała cichy głos swojego brata. Westchnęła, podnosząc się do pozycji
siedzącej i usiłując rozprostować łopatki. Popatrzyła na niego nieobecnym
wzrokiem, wzdychając ciężko.
Kiwnęła
głową, że rozumie i wstała z posłania. Powolnym krokiem, cały czas utykając na
nogę, która „przyozdobiona” była gipsem, podeszła do szafy. Nie odwróciła się,
kiedy usłyszała trzaśnięcie drzwi, bo wiedziała, że to Niall wyszedł z pokoju. Odetchnęła głęboko, starając się uspokoić
swoje wszystkie myśli, których miała w tym momencie nadzwyczaj dużo. Chciała,
żeby ten dzień w ogóle nie nadszedł. Dzisiaj ma odbyć się rozprawa, podczas
której dowie się, czy zostanie osadzona w więzieniu. Nie chciała tego.
Wyjęła
z szafy dżinsowe spodnie, czarną bokserkę, tego samego koloru marynarkę i
Vansy. Nie miała zamiaru ubierać się jakoś specjalnie. Naciągnęła na siebie
wszystkie ubrania, założyła jednego buta, którego ciasno zasznurowała.
Podniosła się z łóżka, kuśtykając do swoich kul. Przez ostatnie dwa tygodnie
zdążyła się już nauczyć nimi „posługiwać”, więc schodzenie czy wchodzenie po
schodach nie sprawiało szatynce już tak dużego problemu, jak na początku.
Wyszła z pokoju, udając się na parter. Przez ostatni czas mieszkała w domu
swojego brata, ponieważ nie udało jej się przekonać żadnego z piątki chłopaków,
że u siebie sama by sobie poradziła. Weszła do kuchni, gdzie siedział Louis.
Chciała podejść go od tyłu, ale niestety usłyszał ją. Momentalnie uśmiechnął
się szeroko, podszedł do niej i pocałował.
- Jak się spało? – zapytał, obejmując Madeleine
rękami w pasie. Dziewczyna posłała mu delikatny uśmiech.
- Całkiem dobrze. – odparła, chowając twarz w
zagłębieniu jego szyi. Zamknęła oczy, zaciągając się zapachem szatyna. Dobrze
wiedziała, że to mogą być ostatnie chwile, jakie spędzają w swoim towarzystwie.
Nie chciała tego przyznawać, ale bała się.
- Nie martw się. Obiecuję, że wszystko będzie
dobrze. – powiedział cicho, kładąc jedną dłoń na włosach i całując ją w czubek
głowy.
- Nie składaj obietnic, jeśli nie jesteś czegoś
pewny. – mruknęła, nie zmieniając pozycji.
Trwali
tak jeszcze chwilę, starając się nacieszyć swoją obecnością. Oboje mieli bardzo
mieszane uczucia, jeśli chodzi o dzisiejszy dzień. Jednak Louis był pewny
jednej rzeczy. Nigdy nie zostawi Madeleine, nawet jeśli sędzia postanowi ukarać
ją więzieniem. Właśnie wtedy jego dziewczyna
będzie potrzebować go najbardziej, a on ma zamiar dać jej to wsparcie.
Przytulił ją mocniej do siebie, kątem oka spoglądając na zegarek.
- Musi się zbierać. – odsunął niechętnie
szatynkę od siebie na długość ramion. Popatrzyli sobie w oczy, jednak
dziewczyna po kilku sekundach spuściła wzrok i zaczęła iść w kierunku wyjścia z
domu. Chciała mieć to wszystko jak najszybciej za sobą. Louis westchnął cicho i
stanął przed nią, tym samym blokując jej drogę. – Co by się nie stało, ja będę
z tobą. – zapewnił, podnosząc głowę dziewiętnastolatki i składając delikatny
pocałunek na jej ustach. Poczuł, jak się uśmiecha, dzięki czemu on również
poczuł taką potrzebę.
Piętnaście
minut później szatyn parkował już pod dużym, nowoczesnym budynkiem. Leine
niepewnie opuściła samochód i zaczęła przyglądać się budowli. Skrzywiła się
nieznacznie, gdyż nie lubiła takich miejsc. Zdecydowanie bardziej przepadała za
małymi domkami na wsi, gdzie wszyscy się znają i lubią ze sobą spędzać czas.
Jak na razie dane jej jednak było poznać tylko jedno takie miejsce – wioskę, w
której mieszkali dziadkowie dziewczyny. Uśmiechnęła się delikatnie na samo ich
wspomnienie. Już dawno ich nie odwiedzała, ale teraz raczej ten czas jeszcze
bardziej się wydłuży.
Niepewnym
krokiem, pod eskortą Louisa, ruszyła ku ogromnym, przeszklonym drzwiom. Odgłos
uderzania kul o betonową powierzchnię zaczynał coraz bardziej denerwować Madi.
Sama już nie wiedziała, dlaczego. Może po prostu po raz pierwszy w życiu była
naprawdę spięta i zestresowana. Żadne egzaminy nie wywierały na nich aż takich
emocji. Jedynie pierwszy wyścig przyprawił ją prawie o zawał serca, ale wtedy
strach był w jakimś stopniu pozytywny, ponieważ wiązał się z adrenaliną.
Aktualnie nie da się o niej mówić.
Weszła
do windy, a chłopak nacisnął guzik z odpowiednim piętrem. Odruchowo zerknęła na
zegarek, zdobiący prawy nadgarstek Madi. Zostało im niecałe piętnaście minut do
rozpoczęcia rozprawy. Odetchnęła głęboko, co jej towarzysz musiał usłyszeć,
ponieważ już po chwili poczuła jego silną dłoń, oplatającą pas szatynki.
Uśmiechnęła się do niego blado w podziękowaniu za to, że cały czas stoi z nią i
nigdzie jeszcze nie poszedł. Nie wiedziała, czy dałaby sobie bez niego radę.
Chociaż, nie. Zdecydowanie – nie.
Kiedy
winda stanęła, podeszli do sali z odpowiednim numerkiem na drzwiach. Zgromadziła
się przed nią już dość spora liczba osób. Niektórych Madeleine rozpoznawała, a
innych widziała po raz pierwszy na oczy. Dobrze wiedziała, że większość z nich
została ściągnięta przez tego marnego gliniarza, co znacznie ją podenerwowało.
Nienawidziła, kiedy ktoś mieszał się w nieswoje sprawy, a on był w tym
zdecydowanie mistrzem. We wszystkich, najgorszych wspomnieniach szatynki nie
pojawia się nikt inny, jak komisarz z Mullingar. Już ona mu dzisiaj pokaże,
gdzie może sobie wsadzić tą swoją odznakę i chęć zamknięcia dziewiętnastolatki.
Coraz bardziej chciała, żeby wraz z adwokatem, wygrać tę rozprawę. A jak
wiadomo – kiedy ona czegoś pragnie, to dostaje to.
- Dzień dobry, nazywam się Paula Martinez i
jestem twoim adwokatem. – blondynka, ubrana w specjalną togę oraz wysokie
szpilki podeszła do pary, uśmiechając się szeroko i wystawiając w ich kierunku
dłoń.
- Madeleine Davies. – przedstawiła się szatynka,
ściskając rękę Pauli. Nie wiedziała dlaczego, ale ucieszyła się, że to
dziewczyną będzie jej adwokatem.
- Nie widziałyśmy się wcześniej, ale chłopcy
zdążyli mi nakreślić twoją sytuację. Chciałam
tylko zapytać, czy przyznajesz
się do winy. – popatrzyła uważnie na dziewiętnastolatkę. Dziewczyna spuściła
głowę, zastanawiając się przez chwilę, co chce powiedzieć.
- Przyznaję się. Może to coś da i kara będzie
łagodniejsza. – mruknęła, podnosząc głowę i nie patrząc na zdziwionego Louisa.
Po
kilku minutach chłopak po raz ostatni pocałował Madi i udał się do swoich przyjaciół,
którzy czekali wraz z innymi świadkami. Leine natomiast musiała udać się na
salę sądową. Odetchnęła głęboko, odwzajemniając pokrzepiający uśmiech, który w
jej kierunku posłała Martinez i po woli ruszyła w wyznaczonym kierunku.
Rozprawa
trwała już dobrą godzinę, a sytuacja Davies dalej nie była w stanie się
wyjaśnić. Dziewczyna zaczynała po woli nudzi się tym, że niektórzy ludzie przychodzą
i mówią o niej, jak o seryjnym mordercy, ewentualnie samobójczyni. Zastanawiała
się również, jak bardzo ten skretyniały gliniarz musiał się postarać, żeby
przekonać osoby, które rozpoznawała z tego, że raczej trzymają się na uboczu.
Jednak Paula również nie próżnowała, jeśli chodzi o dobór świadków. Szatynka
nigdy nie pomyślałaby, że ktoś taki, jak Martin – największy gbur na świecie –
stanąłby w jej obronie. Przecież on nawet z nią nie rozmawiał! Poderwała się na
siedzeniu, prostując plecy, kiedy zobaczyła, kto wszedł na salę sądowa.
Obrzuciła Mark ‘a nienawistnym spojrzeniem. Zamrugała kilkakrotnie, wpadając na
genialny pomysł. Przecież nie tylko ona musi mieć z ich dwójki namieszane w
papierach. Schyliła się do Pauli tak, żeby tylko ona mogła usłyszeć to, co ma
do powiedzenia.
- Posłuchaj. To przez niego tutaj siedzę. Pomysł
ze ściganiem się wtedy był jego. Wyzwał mnie, wiedząc, że na nigdy nie
rezygnuję. – powiedziała cicho, podczas gdy sędzia pytał o mienie nowego
świadka.
- Jesteś tego pewna? – zapytała blondynka, patrząc
prosto w jej oczy. – Czy ktoś będzie mógł potwierdzić oskarżenie, które teraz
wniosę? – musiała być pewna tego, co robi, ponieważ aktualnie obie znajdowały
się na przegranej pozycji.
- Trójka moich najlepszych przyjaciół powinna
zaraz zeznawać, a całe One Direction na pewno potwierdzi wszystko to, co powiem.
– zapewniła gorliwie. – Czy jestem pewna, że to on? Od początku znajomości
jesteśmy w pewien sposób wrogami. – dodała kpiąco, znów zerkając w kierunku
chłopaka.
- Wysoki sądzie, mam nowe wnioski w sprawie. –
Madeleine podskoczyła, nie spodziewając się tak nagłej i jednocześnie szybkiej
reakcji swojego adwokata. Zauważyła zdziwienie, pomieszane z niepokojem na
twarzy swojego byłego. Martinez poprawiła rękawy swojej togi, patrząc prosto na
sędziego i jedną ręką wskazując chłopaka. – Moja klientka twierdzi, że to
właśnie z nim ścigała się tamtej nocy. – starszy mężczyzna popatrzyła na
blondynkę znad swoich okularów, a później przeniósł wzrok prosto na Mark ‘a.
- Czy przyznaje się pan do zarzutów? – odklepał
wyćwiczoną formułkę, nie spuszczając wzroku z chłopaka. Ten w odpowiedzi tylko
pokiwał przecząco głową. Madi nie potrafiła powstrzymać kpiącego prychnięcia.
- Czy jest wśród świadków ktoś, kto mógłby
potwierdzić pani teorię? – zapytał sędzia. Szatynka z czystym sumieniem mogła
stwierdzić, że ten gościu się po prostu nudzi.
- Oczywiście. – odparła bez żadnych skrupułów Martinez.
Przez
następne kilkadziesiąt minut, zdenerwowana Madeleine, zaczęła uważnie
obserwować przesłuchanie każdego świadka. Sędzia pytał zarówno o nią, jak i
Mark ‘a. Za każdym razem, kiedy jej przyjaciele odpowiadali na pytania posyłała
im pokrzepiające uśmiechy. Dobrze wiedziała, że to tylko dzięki nim teraz żyje.
Gdyby nie ich zawziętość, to nikt nie przyszedłby wtedy na wyścig, a co za tym
idzie – wykrwawiłaby się. W końcu jednak rozprawa dobiegła końca, a jej nie
pozostało nic innego, jak czekać na decyzję. Madeleine nawet się nie podniosła,
cały czas siedząc w miejscu, chociaż mogła opuścić salę rozpraw i porozmawiać
ze znajomymi.
Ostatnie
pół godziny okazało się najdłuższym w całym jej dziewiętnastoletnim życiu.
Nigdy czas nie płynął szatynce aż tak wolno. Widziała, jak Louis macha do niej,
żeby przyszła porozmawiać, ale ona jedynie pokiwała przecząco głową i dalej bez
sensu wpatrywała się w puste biurko prokuratora. Zastanawiała się, czy nikt do
niej nie podszedł dlatego, że im na to nie pozwolili, czy może po prostu nikt
nie chciał z nią rozmawiać. Bardziej jednak prawdopodobna była dla niej ta
pierwsza wersja, ponieważ co chwila czuła wibracje w kieszeni. Nareszcie sędzia
postanowił się nad nią zlitować. Wszedł do sali, z dumnie uniesioną i całą
teczką jakiś nieznanych nikomu dokumentów. Odetchnęła głęboko, zapominając niemalże,
jak się mruga, gdy przyszedł decydujący dla niej moment.
- Sąd rejonowy w Londynie, po zapoznaniu się ze
sprawą Madeleine Davies, uznaje ją winną zarzucanych jej czynów. Niniejszym
wyznacza jej karę dwóch lat pozbawienia wolności, z warunkowym zawieszeniem
wykonania kary na okres próby jednego roku. Proszę również o niezwłoczne
odprowadzenie pana Mark ‘a Daniells ‘a do więzienia. – zakończył i opuścił
salę, bez jakiejkolwiek mowy podsumowującej. Madeleine siedziała chwilę, tempo
wpatrując się przed siebie. Nie mogła uwierzyć, że po raz kolejny tak naprawdę
jej dupa została uratowana. Zamrugała kilkakrotnie, żeby przywrócić sobie pełną
świadomość sytuacji.
Z
delikatnym uśmiechem podziękowała swojej pani adwokat, po czym po woli zaczęła
zmierzać do wyjścia z sali sądowej. Chciała jak najszybciej opuścić ten budynek
i w końcu znaleźć się w łóżku, żeby odespać cały ten stres. Kiedy tylko drzwi
się za nią zamknęły poczuła uścisk na biodrach, a chwilę później delikatny
pocałunek na szyi. Uśmiechnęła się
blado.
- Louis, chcę do domu, zaraz padnę. – mruknęła,
odwracając głowę tak, że mogła popatrzeć mu prosto w oczy. Chłopak pokiwał
głową i już po chwili znajdowali się w jego samochodzie.
Na
początku żadne z nich się nie odzywało. Tak naprawdę nie wiedzieli, od czego
mogliby rozpocząć jakąkolwiek rozmowę. Madi wpatrywała się beznamiętnym
spojrzeniem w widok za oknem. Znała tą okolicę niemalże na pamięć, ale zdążyła
również zauważyć, że sporo się w niej zmieniło, od kiedy wyprowadziła się z
ojcem z Londynu. Odnowiono budynki, położono nową kostkę oraz postawiono kilka
znaków drogowych. Może dla kogoś, kto na co dzień przechodzi tą ulicą nie ma w
tym nic nadzwyczajnego, ale nie dla niej. Czuła, jakby jakaś bardzo ważna część
jej samej umarła, wraz z rozpoczęciem remontu tego miejsca. Popatrzyła
niepewnie na swojego chłopaka, który z pełną powagą prowadził samochód.
- Mógłbyś na chwilę zatrzymać się przed tą
kawiarenką? – zapytała, wskazując na przyjaźnie wyglądające miejsce. W
odpowiedzi Louis kiwnął głową i zaparkował niedaleko wspomnianego przez
dziewczynę miejsca.
Madeleine
od razu wysiadła z pojazdu i zaczęła kierować się do wejścia. Uśmiech sam
zagościł na jej bladej twarzy, co nie umknęło uwadze szatyna. Zakodował sobie w
pamięci, żeby częściej ją tutaj przywozić. Weszli do środka, a dźwięk dzwonka
oznajmił nowych gości. Starsza pani, stojąca za ladą natychmiast odwróciła i
zmierzyła ich uważnym spojrzeniem. Wyraźnie było widać, że zaczęła się nad
czymś zastanawiać. Niedługo potem na jej pomarszczonej twarzy pojawił się
szeroki uśmiech. Wybiegła zza lady i podeszła do nich szybkim krokiem, od razu
zamykając szatynkę w swoim ciepłym uścisku.
- Madeleine, jak ja cię dawno nie widziałam! –
zagruchała, odsuwając dziewczynę od siebie na odległość ramion. – Aleś ty
wyrosła! – dodała, znów przyciągając ją do siebie. Zapowiadało się długie
popołudnie.
Rozdział jest genialny! :) x @xxhemmings69
OdpowiedzUsuńcudooo !
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział
OdpowiedzUsuńNo to teraz będzie musiała na siebie uważać i nie pakować się w kłopoty.... Zobaczymy jak to jej wyjdzie bo jeśli jest taka jak ty (chociaż jak byłaś ze mną to cie nie spisali - mam na ciebie dobry wpływ!) to będzie to graniczyło z cudem.... Też cie kocham!
OdpowiedzUsuńMoże spodoba jej się rodzinna miejscowość Louisa?
Czekam na next!
Genialny rozdział oby tak dalej. Ciekawy kierunek wybrałaś ja się czuję mocna z biologii i chemii. Z matmy jak będzie piątka na koniec roku to na kolanach do Częstochowy, po prostu cud będzie. Pięknie opisana rozprawa. Cudoo!!!
OdpowiedzUsuńTeż zastanawiałam się nad mat-fizem, ale wybrałam promed z rozszerzoną matmą.
OdpowiedzUsuńNie bądź dla siebie taka surowa. Każdy czasem ma blokadę twórczą, dlatego cię podziwam, że nie przestajesz i starasz się przełamać. Byle tak dalej!
Mnie się podoba :) Jak zawsze zresztą, bo piszesz świetnie i masz mega talent! Czekam na nexta :**
OdpowiedzUsuńWszyscy moi przedmówcy napisali to co ja chciałam napisać. Boski i czekam w sobotę na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy. Rozdział super ! Dagmara
OdpowiedzUsuńZarąbisty. Nie mogę się doczekać soboty.
OdpowiedzUsuńcudowny! ;)
OdpowiedzUsuńnie obraź się ale liczyłam na coś innego... Na początku twój blog był inny od wszystkich i dlatego go czytam xddd może się mylę ale wydaje mi się że twój blog staje się pomału kolejnym romansidłem =/
OdpowiedzUsuńnie obrażam się. nie wiem, czy to przeczytasz, ale własnie dlatego postanowiłam go skończyć. też to zauważyłam i nie spodobało mi się. długo też zastanawiałam się, który blog powinnam zacząć pisać, jako drygą historię i to dlatego, że "The Princes and The Criminal" jest czymś zupełnie innym niż historia Louisa i Madeleine. Totalna deprecha xD
UsuńJak chcesz porozmawiać, to pisz 1220763 i wszystko ci wytłumaczę, jeśli chodzi o moje dalsze "tworzenie" xD
ja nie mam gg xddd
Usuńłoł.
OdpowiedzUsuńSuper.
Jej, nareszcie dotarłam, nadrobiłam i komentuje! :D
OdpowiedzUsuńCzyżby zbliżał się koniec? Ej no... Nie, tylko nie to! Pocieszam się myślą, że założyłaś blog o Hostem ( tez go czytam i w najbliższym czasie skomentuję- OBIECUJĘ!) :D
Madeleine... Oj to kobieta wpadła :D Nawet nie wiem co napisać, żeby się powtarzać z komentarzami na górze... Więc napisze tylko to:
Dobrze, że Mad nie poszła do więzienia ( albo poszła? Nie ogarniam tego wyroku xD ) Może w końcu przejrzy na oczy i ( chociaż w to wątpię) Zrezygnuje z wyścigów, albo je chociażby ograniczy. No i bardzo dobrze, że pogodziła się z Niallem i jest z Lou *.*
Życzę weeeeeny i czekam na next! :D
Ch.
super:)) mi sie barrrrdzo podoba. Kocham happy endy! XD
OdpowiedzUsuńSuper rozdział
OdpowiedzUsuńświetnie się czyta ten rozdział :)) oby tak dalej! I życzę duuużo weny :)
OdpowiedzUsuńSuper :) czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńGenialny. Kiedy kolejny?
OdpowiedzUsuń