środa, 7 maja 2014

Chapter Twenty Two: "New beginnings."

Rozdział Dwudziesty Drugi: “Nowy początek.”

~*~

            Chwyciła telefon i rzuciła nim o podłogę, przez co cały się rozpadł. Nie przejmowała się jednak tym, ponieważ jej uszy w końcu zaznały świętego spokoju. Niestety, ale nie na długo. Usłyszała ciche otwieranie drzwi, a chwilę później łóżko obok niej ugięło się pod czyimś ciężarem. Nie otworzyła oczu licząc na to, że może kogoś zmylić tym, że dalej śpi. Napastnik jednak nie poddał się tak łatwo i odwrócił ją jednym ruchem na plecy. Jęknęła cicho, ponieważ stało się to zbyt szybko, jak na jej nierozbudzone ciało.

- Madeleine, za niedługo musimy wychodzić. – usłyszała cichy głos swojego brata. Westchnęła, podnosząc się do pozycji siedzącej i usiłując rozprostować łopatki. Popatrzyła na niego nieobecnym wzrokiem, wzdychając ciężko.

            Kiwnęła głową, że rozumie i wstała z posłania. Powolnym krokiem, cały czas utykając na nogę, która „przyozdobiona” była gipsem, podeszła do szafy. Nie odwróciła się, kiedy usłyszała trzaśnięcie drzwi, bo wiedziała, że to Niall wyszedł z pokoju.       Odetchnęła głęboko, starając się uspokoić swoje wszystkie myśli, których miała w tym momencie nadzwyczaj dużo. Chciała, żeby ten dzień w ogóle nie nadszedł. Dzisiaj ma odbyć się rozprawa, podczas której dowie się, czy zostanie osadzona w więzieniu. Nie chciała tego.

            Wyjęła z szafy dżinsowe spodnie, czarną bokserkę, tego samego koloru marynarkę i Vansy. Nie miała zamiaru ubierać się jakoś specjalnie. Naciągnęła na siebie wszystkie ubrania, założyła jednego buta, którego ciasno zasznurowała. Podniosła się z łóżka, kuśtykając do swoich kul. Przez ostatnie dwa tygodnie zdążyła się już nauczyć nimi „posługiwać”, więc schodzenie czy wchodzenie po schodach nie sprawiało szatynce już tak dużego problemu, jak na początku. Wyszła z pokoju, udając się na parter. Przez ostatni czas mieszkała w domu swojego brata, ponieważ nie udało jej się przekonać żadnego z piątki chłopaków, że u siebie sama by sobie poradziła. Weszła do kuchni, gdzie siedział Louis. Chciała podejść go od tyłu, ale niestety usłyszał ją. Momentalnie uśmiechnął się szeroko, podszedł do niej i pocałował.

- Jak się spało? – zapytał, obejmując Madeleine rękami w pasie. Dziewczyna posłała mu delikatny uśmiech.

- Całkiem dobrze. – odparła, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Zamknęła oczy, zaciągając się zapachem szatyna. Dobrze wiedziała, że to mogą być ostatnie chwile, jakie spędzają w swoim towarzystwie. Nie chciała tego przyznawać, ale bała się.

- Nie martw się. Obiecuję, że wszystko będzie dobrze. – powiedział cicho, kładąc jedną dłoń na włosach i całując ją w czubek głowy.

- Nie składaj obietnic, jeśli nie jesteś czegoś pewny. – mruknęła, nie zmieniając pozycji.

            Trwali tak jeszcze chwilę, starając się nacieszyć swoją obecnością. Oboje mieli bardzo mieszane uczucia, jeśli chodzi o dzisiejszy dzień. Jednak Louis był pewny jednej rzeczy. Nigdy nie zostawi Madeleine, nawet jeśli sędzia postanowi ukarać ją więzieniem. Właśnie wtedy jego dziewczyna będzie potrzebować go najbardziej, a on ma zamiar dać jej to wsparcie. Przytulił ją mocniej do siebie, kątem oka spoglądając na zegarek.

- Musi się zbierać. – odsunął niechętnie szatynkę od siebie na długość ramion. Popatrzyli sobie w oczy, jednak dziewczyna po kilku sekundach spuściła wzrok i zaczęła iść w kierunku wyjścia z domu. Chciała mieć to wszystko jak najszybciej za sobą. Louis westchnął cicho i stanął przed nią, tym samym blokując jej drogę. – Co by się nie stało, ja będę z tobą. – zapewnił, podnosząc głowę dziewiętnastolatki i składając delikatny pocałunek na jej ustach. Poczuł, jak się uśmiecha, dzięki czemu on również poczuł taką potrzebę.

            Piętnaście minut później szatyn parkował już pod dużym, nowoczesnym budynkiem. Leine niepewnie opuściła samochód i zaczęła przyglądać się budowli. Skrzywiła się nieznacznie, gdyż nie lubiła takich miejsc. Zdecydowanie bardziej przepadała za małymi domkami na wsi, gdzie wszyscy się znają i lubią ze sobą spędzać czas. Jak na razie dane jej jednak było poznać tylko jedno takie miejsce – wioskę, w której mieszkali dziadkowie dziewczyny. Uśmiechnęła się delikatnie na samo ich wspomnienie. Już dawno ich nie odwiedzała, ale teraz raczej ten czas jeszcze bardziej się wydłuży.

            Niepewnym krokiem, pod eskortą Louisa, ruszyła ku ogromnym, przeszklonym drzwiom. Odgłos uderzania kul o betonową powierzchnię zaczynał coraz bardziej denerwować Madi. Sama już nie wiedziała, dlaczego. Może po prostu po raz pierwszy w życiu była naprawdę spięta i zestresowana. Żadne egzaminy nie wywierały na nich aż takich emocji. Jedynie pierwszy wyścig przyprawił ją prawie o zawał serca, ale wtedy strach był w jakimś stopniu pozytywny, ponieważ wiązał się z adrenaliną. Aktualnie nie da się o niej mówić.

            Weszła do windy, a chłopak nacisnął guzik z odpowiednim piętrem. Odruchowo zerknęła na zegarek, zdobiący prawy nadgarstek Madi. Zostało im niecałe piętnaście minut do rozpoczęcia rozprawy. Odetchnęła głęboko, co jej towarzysz musiał usłyszeć, ponieważ już po chwili poczuła jego silną dłoń, oplatającą pas szatynki. Uśmiechnęła się do niego blado w podziękowaniu za to, że cały czas stoi z nią i nigdzie jeszcze nie poszedł. Nie wiedziała, czy dałaby sobie bez niego radę. Chociaż, nie. Zdecydowanie – nie.

            Kiedy winda stanęła, podeszli do sali z odpowiednim numerkiem na drzwiach. Zgromadziła się przed nią już dość spora liczba osób. Niektórych Madeleine rozpoznawała, a innych widziała po raz pierwszy na oczy. Dobrze wiedziała, że większość z nich została ściągnięta przez tego marnego gliniarza, co znacznie ją podenerwowało. Nienawidziła, kiedy ktoś mieszał się w nieswoje sprawy, a on był w tym zdecydowanie mistrzem. We wszystkich, najgorszych wspomnieniach szatynki nie pojawia się nikt inny, jak komisarz z Mullingar. Już ona mu dzisiaj pokaże, gdzie może sobie wsadzić tą swoją odznakę i chęć zamknięcia dziewiętnastolatki. Coraz bardziej chciała, żeby wraz z adwokatem, wygrać tę rozprawę. A jak wiadomo – kiedy ona czegoś pragnie, to dostaje to.

- Dzień dobry, nazywam się Paula Martinez i jestem twoim adwokatem. – blondynka, ubrana w specjalną togę oraz wysokie szpilki podeszła do pary, uśmiechając się szeroko i wystawiając w ich kierunku dłoń.

- Madeleine Davies. – przedstawiła się szatynka, ściskając rękę Pauli. Nie wiedziała dlaczego, ale ucieszyła się, że to dziewczyną będzie jej adwokatem.

- Nie widziałyśmy się wcześniej, ale chłopcy zdążyli mi nakreślić twoją sytuację. Chciałam 
tylko zapytać, czy przyznajesz się do winy. – popatrzyła uważnie na dziewiętnastolatkę. Dziewczyna spuściła głowę, zastanawiając się przez chwilę, co chce powiedzieć.

- Przyznaję się. Może to coś da i kara będzie łagodniejsza. – mruknęła, podnosząc głowę i nie patrząc na zdziwionego Louisa.

            Po kilku minutach chłopak po raz ostatni pocałował Madi i udał się do swoich przyjaciół, którzy czekali wraz z innymi świadkami. Leine natomiast musiała udać się na salę sądową. Odetchnęła głęboko, odwzajemniając pokrzepiający uśmiech, który w jej kierunku posłała Martinez i po woli ruszyła w wyznaczonym kierunku.

            Rozprawa trwała już dobrą godzinę, a sytuacja Davies dalej nie była w stanie się wyjaśnić. Dziewczyna zaczynała po woli nudzi się tym, że niektórzy ludzie przychodzą i mówią o niej, jak o seryjnym mordercy, ewentualnie samobójczyni. Zastanawiała się również, jak bardzo ten skretyniały gliniarz musiał się postarać, żeby przekonać osoby, które rozpoznawała z tego, że raczej trzymają się na uboczu. Jednak Paula również nie próżnowała, jeśli chodzi o dobór świadków. Szatynka nigdy nie pomyślałaby, że ktoś taki, jak Martin – największy gbur na świecie – stanąłby w jej obronie. Przecież on nawet z nią nie rozmawiał! Poderwała się na siedzeniu, prostując plecy, kiedy zobaczyła, kto wszedł na salę sądowa. Obrzuciła Mark ‘a nienawistnym spojrzeniem. Zamrugała kilkakrotnie, wpadając na genialny pomysł. Przecież nie tylko ona musi mieć z ich dwójki namieszane w papierach. Schyliła się do Pauli tak, żeby tylko ona mogła usłyszeć to, co ma do powiedzenia.

- Posłuchaj. To przez niego tutaj siedzę. Pomysł ze ściganiem się wtedy był jego. Wyzwał mnie, wiedząc, że na nigdy nie rezygnuję. – powiedziała cicho, podczas gdy sędzia pytał o mienie nowego świadka.

- Jesteś tego pewna? – zapytała blondynka, patrząc prosto w jej oczy. – Czy ktoś będzie mógł potwierdzić oskarżenie, które teraz wniosę? – musiała być pewna tego, co robi, ponieważ aktualnie obie znajdowały się na przegranej pozycji.

- Trójka moich najlepszych przyjaciół powinna zaraz zeznawać, a całe One Direction na pewno potwierdzi wszystko to, co powiem. – zapewniła gorliwie. – Czy jestem pewna, że to on? Od początku znajomości jesteśmy w pewien sposób wrogami. – dodała kpiąco, znów zerkając w kierunku chłopaka.

- Wysoki sądzie, mam nowe wnioski w sprawie. – Madeleine podskoczyła, nie spodziewając się tak nagłej i jednocześnie szybkiej reakcji swojego adwokata. Zauważyła zdziwienie, pomieszane z niepokojem na twarzy swojego byłego. Martinez poprawiła rękawy swojej togi, patrząc prosto na sędziego i jedną ręką wskazując chłopaka. – Moja klientka twierdzi, że to właśnie z nim ścigała się tamtej nocy. – starszy mężczyzna popatrzyła na blondynkę znad swoich okularów, a później przeniósł wzrok prosto na Mark ‘a.

- Czy przyznaje się pan do zarzutów? – odklepał wyćwiczoną formułkę, nie spuszczając wzroku z chłopaka. Ten w odpowiedzi tylko pokiwał przecząco głową. Madi nie potrafiła powstrzymać kpiącego prychnięcia.

- Czy jest wśród świadków ktoś, kto mógłby potwierdzić pani teorię? – zapytał sędzia. Szatynka z czystym sumieniem mogła stwierdzić, że ten gościu się po prostu nudzi.

- Oczywiście. – odparła bez żadnych skrupułów Martinez.

            Przez następne kilkadziesiąt minut, zdenerwowana Madeleine, zaczęła uważnie obserwować przesłuchanie każdego świadka. Sędzia pytał zarówno o nią, jak i Mark ‘a. Za każdym razem, kiedy jej przyjaciele odpowiadali na pytania posyłała im pokrzepiające uśmiechy. Dobrze wiedziała, że to tylko dzięki nim teraz żyje. Gdyby nie ich zawziętość, to nikt nie przyszedłby wtedy na wyścig, a co za tym idzie – wykrwawiłaby się. W końcu jednak rozprawa dobiegła końca, a jej nie pozostało nic innego, jak czekać na decyzję. Madeleine nawet się nie podniosła, cały czas siedząc w miejscu, chociaż mogła opuścić salę rozpraw i porozmawiać ze znajomymi.

            Ostatnie pół godziny okazało się najdłuższym w całym jej dziewiętnastoletnim życiu. Nigdy czas nie płynął szatynce aż tak wolno. Widziała, jak Louis macha do niej, żeby przyszła porozmawiać, ale ona jedynie pokiwała przecząco głową i dalej bez sensu wpatrywała się w puste biurko prokuratora. Zastanawiała się, czy nikt do niej nie podszedł dlatego, że im na to nie pozwolili, czy może po prostu nikt nie chciał z nią rozmawiać. Bardziej jednak prawdopodobna była dla niej ta pierwsza wersja, ponieważ co chwila czuła wibracje w kieszeni. Nareszcie sędzia postanowił się nad nią zlitować. Wszedł do sali, z dumnie uniesioną i całą teczką jakiś nieznanych nikomu dokumentów. Odetchnęła głęboko, zapominając niemalże, jak się mruga, gdy przyszedł decydujący dla niej moment.  

- Sąd rejonowy w Londynie, po zapoznaniu się ze sprawą Madeleine Davies, uznaje ją winną zarzucanych jej czynów. Niniejszym wyznacza jej karę dwóch lat pozbawienia wolności, z warunkowym zawieszeniem wykonania kary na okres próby jednego roku. Proszę również o niezwłoczne odprowadzenie pana Mark ‘a Daniells ‘a do więzienia. – zakończył i opuścił salę, bez jakiejkolwiek mowy podsumowującej. Madeleine siedziała chwilę, tempo wpatrując się przed siebie. Nie mogła uwierzyć, że po raz kolejny tak naprawdę jej dupa została uratowana. Zamrugała kilkakrotnie, żeby przywrócić sobie pełną świadomość sytuacji.

            Z delikatnym uśmiechem podziękowała swojej pani adwokat, po czym po woli zaczęła zmierzać do wyjścia z sali sądowej. Chciała jak najszybciej opuścić ten budynek i w końcu znaleźć się w łóżku, żeby odespać cały ten stres. Kiedy tylko drzwi się za nią zamknęły poczuła uścisk na biodrach, a chwilę później delikatny pocałunek na szyi. Uśmiechnęła się 
blado.

- Louis, chcę do domu, zaraz padnę. – mruknęła, odwracając głowę tak, że mogła popatrzeć mu prosto w oczy. Chłopak pokiwał głową i już po chwili znajdowali się w jego samochodzie.

            Na początku żadne z nich się nie odzywało. Tak naprawdę nie wiedzieli, od czego mogliby rozpocząć jakąkolwiek rozmowę. Madi wpatrywała się beznamiętnym spojrzeniem w widok za oknem. Znała tą okolicę niemalże na pamięć, ale zdążyła również zauważyć, że sporo się w niej zmieniło, od kiedy wyprowadziła się z ojcem z Londynu. Odnowiono budynki, położono nową kostkę oraz postawiono kilka znaków drogowych. Może dla kogoś, kto na co dzień przechodzi tą ulicą nie ma w tym nic nadzwyczajnego, ale nie dla niej. Czuła, jakby jakaś bardzo ważna część jej samej umarła, wraz z rozpoczęciem remontu tego miejsca. Popatrzyła niepewnie na swojego chłopaka, który z pełną powagą prowadził samochód.

- Mógłbyś na chwilę zatrzymać się przed tą kawiarenką? – zapytała, wskazując na przyjaźnie wyglądające miejsce. W odpowiedzi Louis kiwnął głową i zaparkował niedaleko wspomnianego przez dziewczynę miejsca.

            Madeleine od razu wysiadła z pojazdu i zaczęła kierować się do wejścia. Uśmiech sam zagościł na jej bladej twarzy, co nie umknęło uwadze szatyna. Zakodował sobie w pamięci, żeby częściej ją tutaj przywozić. Weszli do środka, a dźwięk dzwonka oznajmił nowych gości. Starsza pani, stojąca za ladą natychmiast odwróciła i zmierzyła ich uważnym spojrzeniem. Wyraźnie było widać, że zaczęła się nad czymś zastanawiać. Niedługo potem na jej pomarszczonej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wybiegła zza lady i podeszła do nich szybkim krokiem, od razu zamykając szatynkę w swoim ciepłym uścisku.

- Madeleine, jak ja cię dawno nie widziałam! – zagruchała, odsuwając dziewczynę od siebie na odległość ramion. – Aleś ty wyrosła! – dodała, znów przyciągając ją do siebie. Zapowiadało się długie popołudnie.

21 komentarzy:

  1. Rozdział jest genialny! :) x @xxhemmings69

    OdpowiedzUsuń
  2. No to teraz będzie musiała na siebie uważać i nie pakować się w kłopoty.... Zobaczymy jak to jej wyjdzie bo jeśli jest taka jak ty (chociaż jak byłaś ze mną to cie nie spisali - mam na ciebie dobry wpływ!) to będzie to graniczyło z cudem.... Też cie kocham!
    Może spodoba jej się rodzinna miejscowość Louisa?
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny rozdział oby tak dalej. Ciekawy kierunek wybrałaś ja się czuję mocna z biologii i chemii. Z matmy jak będzie piątka na koniec roku to na kolanach do Częstochowy, po prostu cud będzie. Pięknie opisana rozprawa. Cudoo!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Też zastanawiałam się nad mat-fizem, ale wybrałam promed z rozszerzoną matmą.
    Nie bądź dla siebie taka surowa. Każdy czasem ma blokadę twórczą, dlatego cię podziwam, że nie przestajesz i starasz się przełamać. Byle tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie się podoba :) Jak zawsze zresztą, bo piszesz świetnie i masz mega talent! Czekam na nexta :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszyscy moi przedmówcy napisali to co ja chciałam napisać. Boski i czekam w sobotę na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam na ciąg dalszy. Rozdział super ! Dagmara

    OdpowiedzUsuń
  8. Zarąbisty. Nie mogę się doczekać soboty.

    OdpowiedzUsuń
  9. nie obraź się ale liczyłam na coś innego... Na początku twój blog był inny od wszystkich i dlatego go czytam xddd może się mylę ale wydaje mi się że twój blog staje się pomału kolejnym romansidłem =/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie obrażam się. nie wiem, czy to przeczytasz, ale własnie dlatego postanowiłam go skończyć. też to zauważyłam i nie spodobało mi się. długo też zastanawiałam się, który blog powinnam zacząć pisać, jako drygą historię i to dlatego, że "The Princes and The Criminal" jest czymś zupełnie innym niż historia Louisa i Madeleine. Totalna deprecha xD
      Jak chcesz porozmawiać, to pisz 1220763 i wszystko ci wytłumaczę, jeśli chodzi o moje dalsze "tworzenie" xD

      Usuń
  10. łoł.
    Super.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jej, nareszcie dotarłam, nadrobiłam i komentuje! :D
    Czyżby zbliżał się koniec? Ej no... Nie, tylko nie to! Pocieszam się myślą, że założyłaś blog o Hostem ( tez go czytam i w najbliższym czasie skomentuję- OBIECUJĘ!) :D
    Madeleine... Oj to kobieta wpadła :D Nawet nie wiem co napisać, żeby się powtarzać z komentarzami na górze... Więc napisze tylko to:
    Dobrze, że Mad nie poszła do więzienia ( albo poszła? Nie ogarniam tego wyroku xD ) Może w końcu przejrzy na oczy i ( chociaż w to wątpię) Zrezygnuje z wyścigów, albo je chociażby ograniczy. No i bardzo dobrze, że pogodziła się z Niallem i jest z Lou *.*
    Życzę weeeeeny i czekam na next! :D
    Ch.

    OdpowiedzUsuń
  12. super:)) mi sie barrrrdzo podoba. Kocham happy endy! XD

    OdpowiedzUsuń
  13. Super rozdział

    OdpowiedzUsuń
  14. świetnie się czyta ten rozdział :)) oby tak dalej! I życzę duuużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Super :) czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Genialny. Kiedy kolejny?

    OdpowiedzUsuń