piątek, 14 lutego 2014

Chapter Three: “Even if everything was about to change, it's true passion remains the same.”

Rozdział Trzeci: "Nawet, gdyby wszystko miało się zmienić, to prawdziwa pasja pozostaje taka sama."
~*~

Kocha się ludzi, którzy kochają swoją pasję.
~ Kuba Wojewódzki
________________

        Wpakowała już wszystkie swoje rzeczy do bagażnika jednego z samochodów, należących do One Direction, bo taką właśnie okazała się nazwa zespołu, w którym śpiewał jej brat. Oni jechali na dwa auta, a ona miała na motocyklu - za żadne skarby nie pozwoliła zostawić go w Mullingar - między nimi, żeby przypadkiem w ostatnim momencie nie zawrócić. Dziwne, skoro wszystko co jej, w bagażnikach mają oni, ale już nie miała siły się kłócić. Wcześniej czy później i tak zrobi po swojemu. Wczoraj pożegnała się z przyjaciółmi i obiecała, że jak tylko dojedzie na miejsce, zadzwoni do nich. Do rodziców nawet się nie odezwała i nie miała takiego zamiaru. Naill kilkakrotnie próbował, jak on to ujął, „przemówić jej do rozsądku”, ale i tak marnie mu to wyszło. Z resztą mógł się tego spodziewać, jeszcze zanim zaczynał swoje wywody. W ten sposób zaoszczędziłby gadania i czasu ich obojga. Ale skoro on to lubił, to przynajmniej tej jednej przyjemności nie musiała mu zabierać.
       Jechali już dwie godziny. Jeszcze jedną, po której mieli dotrzeć do promu, ale Madeleine już dawno zaczęło się strasznie nudzić. Są na autostradzie, a te ciołki nie przekroczyły jeszcze stu dwudziestu na godzinę. W końcu, kiedy wyprzedził ją już któryś z kolei samochód, który normalnie nie miałby z nią szans, nie wytrzymała. Dodała delikatnie gazu i zaczęła podjeżdżać nieznacznie, stopniowo pod tył samochodu przed nią. Jechał nim Naill wraz z jakimś Mulatem. Debile nawet tego nie zauważyli. Nawet, gdy prawie stykała się z ich pojazdem. Dopiero, kiedy chłopak, który był u niej w tę pamiętną noc, zaczął trąbić z drugiego samochodu łaskawie spojrzeli w lusterka wsteczne. Jednak było już za późno. Pomachała im zadziornie, wyczuła odpowiedni moment i wyminęła ich jednym, sprawnym ruchem,  przyspieszając od razu, kiedy zauważyła, że próbuje ją dogonić. Nie miała zamiaru wlec się, jak jakiś ślimak tylko dlatego, że on tak chce. Chociaż, zdecydowanie przede wszystkim dlatego.
       Dotarła do portu i stanęła w kolejce na prom. Kiedy już zapłaciła za wjazd i zaparkowała w wolnym miejscu zauważyła, jak dwa znane jej czarne Porsche również ustawiają się na parkingu. Widziała dokładnie blondyna, którego przed rzuceniem się na nią powstrzymuje tylko Mulat, uspokajający go. Szło mu marnie, bo przyrodni brat Madeleine jakby poczerwieniał na twarzy. Dziewczyna odchyliła głowę w kasku do tyłu i zaczęła się śmiać, na co wskazywały jej trzęsące się ramiona, sygnalizując tym samym, że sytuacja jest dla niej wyjątkowo zabawna. Odwróciła się, ściągając kask, kiedy poczuła delikatny dotyk na ramieniu. Podniosła brew do góry, widząc kto za nią stoi.
- Louis. Wiem, że i tak nie zapamiętasz – zaśmiał się, widząc jej zdziwiony wyraz twarzy. – Od razu mówię, że nie przyszedłem tutaj, żeby prawić ci jakiekolwiek wykłady – wtrącił, podnosząc ręce do góry, kiedy chciała coś powiedzieć. 
- No to co w takim razie chciałeś? – zapytała obojętnie. Musiała go spławić, żeby zająć się czymś bardziej pożytecznym niż rozmowa z nim. Na przykład granie w jakś bezsensowną grę na komórce i błaganie wszystkich świętości, żeby mogła już położyć się w łóżku, które jej przygotowali.
- Porozmawiać – odparł szczerze. Popatrzyła na niego oczami, wielkości pięciozłotówek. Poczekała chwilę, ponieważ myślała, że chłopak zacznie skakać, śmiać się, albo cokolwiek innego, oznajmującego jej o tym, iż właśnie rzucił jakimś mało wybrednym żartem. Jednak nic takiego nie nastąpiło, a szatyn stał przed nią z szerokim uśmiechem, zdobiącym jego całkiem przystojną twarz. Niepotrzebne skreślić. Po raz kolejny obrzuciła go przenikliwym spojrzeniem.
- Wiesz, nie wiem, czy dogadasz się z zołzowatą suką bez uczuć, która nie potrafi nic poza krzywdzeniem innych  – mruknęła pod nosem przypominając sobie słowa Naill‘a, kiedy próbował jej wytłumaczyć jak bardzo krzywdzi rodziców. Prychnęła pod nosem, jak rozwścieczona kotka. 
- Wiesz tak samo dobrze, jak ja, że możesz zmienić swoją opinię. Wystarczy się tylko trochę postarać – powiedział spokojnie, podchodząc bliżej. Wiedział, że poprzez taką zwyczajną wymianę zdań zyskuje kruche zaufanie dziewczyny. Nie wiedział dlaczego, ale zależało mu na nim. Może po prostu chciał pomóc przyjacielowi w okiełznaniu jej? Chociaż … A z resztą nie, nie ważne.
- Zbyt długo pracowałam na takie zdanie innych, żeby teraz to zmienić – po jej wypowiedzi zapadła cisza. Nie była ona krępująca. Po prostu każde z nich musiało zebrać swoje myśli i poukładać je w jedną, w miarę składną całość. – Obiecałeś, że nie będziesz chciał mnie nawracać. Jeżeli zmieniłeś zdanie, to możesz wrócić do mojego braciszka i pomóc im go uspokaja. – powiedziała dziwnie zawiedziona tym, na jaki tor już od początku zboczyła ich rozmowa. Wskazała obojętnie głową na samochód, z którego blondyn dalej nie wyszedł.
       Ich spojrzenia skrzyżowały się. Zauważyła łzy w jego niebieskich źrenicach. Zastanawiała się, dlaczego płakał. Z bezsilności czy dlatego, że boli go to, jak zachowuje się względem jego. Przymrużyła oczy, a widząc, jak usiłuje na marne zabić ją spojrzeniem uśmiechnęła się w ten charakterystyczny dla niej, wredny sposób. Jakby „połówką twarzy”. Naill spuścił wzrok. Jednak bolało. Nie rozumiała, dlaczego tak bardzo poprawiało jej to humor, jednak mogła robić to częściej. W końcu to szczęście szatynki jest najważniejsze.
- Mścisz się na nim – bardziej stwierdził, niż zapytał Louis, przerywając ciszę panującą między nimi od paru minut. Odwróciła się z powrotem do niego. – Za to wtedy na wakacjach – dodał, kiedy nie odzywała się dłuższą chwilę.
- Być może – odparła wymijająco. Spuściła wzrok. Dlaczego ona jest taka przewidywalna?! Ugh. Kolejna rzecz, nad którą zdecydowanie musi popracować, bo może bardzo źle na tej wadzie wyjść. - Albo to coś więcej niż ten jeden raz - dodała po chwili, bawiąc się swoimi paznokciami.
- To powiedz, co tam u ciebie ciekawego? – zapytał, podchodząc jeszcze bliżej. Odpowiedział mu wesoły śmiech dziewczyny. Nie sarkastyczny, udawany czy kpiący. Ona po prostu się śmiała. Tak, jak dziewczyna do chłopaka, kiedy opowie, jakiś naprawdę ciekawy żart. Popatrzył na nią rozbawiony i pokiwał głową. – Nie wiem, co w tym takiego śmiesznego – powiedział, udając urażonego.
 - Rozmawiamy od dobrych kilku minut, a ty dopiero teraz pytasz, co powiem ciekawego – odparła, a grymas radości nie znikał z jej twarzy. Lou przyjrzał jej się dokładnie. Podobała mu się taka.
- Ładnie wyglądasz, jak się uśmiechasz – powiedział, wywołując tym samym rumieniec na twarzy dziewczyny. Od razu odwróciła się do niego tyłem, żeby nie zobaczył dwóch, dużych, lekko różowych plam na jej policzkach. Nie powinna tak reagować! Chłopak zagryzł wargę i zrobił coś, czego nie powinien. I chociaż dobrze o tym wiedział, to nie mógł się powstrzymać.
     Podszedł do niej, by dwoma palcami przekręcić za podbródek jej twarz w swoim kierunku. Nie miał bladego pojęcia, co nim kierowało. Jednak, kiedy zobaczył jej ogromne ze zdziwienia, czekoladowe w tym momencie oczy, nie żałował. Zdawał sobie sprawę, że później będzie tego żałował, ale aktualnie liczyło się tylko to, że mógłby się rozpłynąć w źrenicach dziewczyny. Wydawały mu się takie ciepłe, kiedy nie rzucały w nikogo piorunami.
- Nie dotykaj mnie już nigdy więcej – wyszeptała, nie zdolna do niczego innego. Natychmiast spełnił jej obietnicę.
       Poczuli się, jakby ktoś wyrwał ich z transu. Nie wiedzieli, co się dookoła nich dzieje. Tak, jakby cały świat przestał istnieć. Liczyły się dla nich tylko ich źrenice. Dla niego jej – brązowe, a dla niej jego – niebieskie. Mogliby tak trwać wiecznie, ale to byłoby zbyt piękne. Madeleine nie mogła okazywać uczuć. Postanowiła to już dawno temu i ma zamiar trzymać się tej zasady za wszelką cenę. Tak było łatwiej.
- Lepiej będzie, jak pójdziesz już do nich – dodała, kiedy patrzył na nią wyczekująco. Zacisnął usta w wąską kreskę, odwrócił się i odszedł w kierunku zdziwionych przyjaciół, zostawiając ją z głową pełną przemyśleń. Z resztą. Sam nie miał wcale lepiej. Był pewny, że będzie musiał tłumaczyć się przed chłopakami, dlaczego tak długo przy niej stał i jak w ogóle udało mu się skłonić j do normalnej rozmowy. Jednak on już postanowił, co zrobi. Będzie milczał do momentu, w którym sam tego nie zrozumie.

~*~*~*~

         Kiedy prom już się zatrzymał nie miała zamiaru na nikogo czekać. Od razu wyjechała na stały ląd i zaczęła zmierzać w kierunku Londynu. Była pewna, że sama sobie poradzi w dotarciu do stolicy Wielkiej Brytanii. W końcu na autostradzie znajdowała się cała masa znaków. Jechała bardzo szybko, czasami nawet ponad dwieście na godzinę, ale nie przeszkadzało jej to. Zdawała sobie sprawę, że niedawno miała dosyć poważny wypadek, jednak wiedziała również, że to nie było z jej winy i nie ma się czego bać, bo jest świetnym kierowcą. Takie myślenie naprawdę jej pomagało. Z resztą, przecież to właśnie ona jest najlepsza i nie zamierza rezygnować z tego tytułu. Zbyt dużo radości i zysków jej to przynosi.
     Zauważyła we wstecznym lusterku, że jej brat za wszelką cenę postanowił nie spuszczać z niej oczu. Zaśmiała się pod nosem i pokręciła głową. Wiedziała, że to zauważył. Jechał przecież tylko kilkanaście metrów za nią. Postanowiła, że po raz kolejny pokaże mu, kto w tym rodzeństwie jest lepszy.

     Pochyliła tułów jeszcze bardziej do przodu, nogi wyrzuciła do tyłu najbardziej, jak tylko się da. Dodała gazu, nie puszczając hamulców. Na razie tylko się przygotowywała. Przymrużyła powieki, zerkając we wsteczne lusterko, aby sprawdzić czy blondyn zdał sobie w pełni sprawę z tego, co chce zrobić. Zauważyła zdenerwowanie wymalowane na jego twarzy. O to jej chodziło – doprowadzić go do szewskiej pasji. Zauważyła, że zbliżali się do tunelu. Bardzo dobrze, mogło być jeszcze ciekawiej. Przyspieszyła, zwalniając wszystkie zabezpieczenia. Zauważyła, jak jedna ze strzałek wyraźnie wskazuje dwieście dwadzieścia. Nie przeszkadzało jej to. Zwinnie wymijała kolejne samochody, mieściła się nawet w najmniejsze szczeliny między pojazdami większymi od jej motoru. Wiedziała, ile ryzykuje. Jednak właśnie o to chodziło w jeździe na dwóch kółkach. Niewyobrażalna prędkość powodowała adrenalinę, która buzowała w żyłach i doprowadzała niemalże do orgazmu. Przyspieszyła, żeby w ostatnim momencie dążyć przed wyprzedzającym samochodem. Usłyszała tylko głośny dźwięk kilku klaksonów. Niewiele myśląc pokazała facetowi, który siedział za kółkiem, środkowy palec i pojechała zadowolona dalej przed siebie.
        Kiedy zauważyła tabliczkę z napisem „Londyn” było koło godziny siedemnasta. Chłopaki znajdowali się przynajmniej dwie więcej drogi za nią. Postanowiła, że zatrzyma się na ten czas w jakiejś knajpie, przez której okno będzie mogła obserwować ulicę. Na pewno pozna ich samochody, przecież prawie pół dnia jechała pomiędzy nimi. Głupki z nich, przecież mogli się domyśleć, że ona nie zniesie tak wolnego tempa, kiedy pod sobą ma sto dziewięćdziesiąt trzy konie mechaniczne. No bez przesady. Owszem, zatrzymywała się żeby zatankować swoją maszynę, no ale taka jest uroda pojazdów mechanicznych – na powietrze nie jeżdżą. 
      Zaparkowała na jednym z wolnych miejsc i włączyła alarm. Nie może sobie pozwolić, żeby ktoś uszkodził jej cudeńko. Szczególnie, że nie tak dawno przecież przeszło swoje. Stanęła przed kasą i spojrzała na menu. W zasadzie nic ciekawego, ale w końcu zdecydowała się na zwykłe latte. Rozsiadła się przy jednym ze stolików, ówcześnie kładąc na niego swój kask. Bacznie obserwowała wszystkich, którzy podchodzili do jej BMW. Widziała zachwyt w ich oczach i nie dziwiła się. W końcu nie codziennie można zobaczyć takie cudo. Pozwalała, żeby robili sobie zdjęcia z jej motocyklem. Madeleine to nie przeszkadzało, a nawet wręcz przeciwnie – schlebiało. Pomachała twierdząco głową, kiedy jakieś młode małżeństwo, gestem ręki wskazało na pojazd, co miało oznaczać, że zgadza się, aby posadzili na nim swojego syna. Nacisnęła przycisk na pilocie, dzięki czemu alarm się nie włączył, a kiedy „sesja zdjęciowa” się skończyła z powrotem go włączyła. Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy jej podziękowali. Lubiła uszczęśliwiać dzieci. To były jedyne istoty na całej ziemi, które niczym jej nie zawiniły.
      Wyostrzyła wzrok, kiedy zauważyła znajome pojazdy, parkujące w przy knajpie. Nie pomyliła się. Wesoła piątka wysiadła z samochodów, a ich wzrok padł prosto na nią. Pomachała w ich kierunku. Widziała, jak z twarzy Naill’ a znika szeroki uśmiech, który najprawdopodobniej spowodowany był tym, że przez ten krótki czas nie musiał znosić jej drażniącego towarzystwa. I vice versa. Oczywiście wszyscy dosiedli się do niej. Prychnęła pod nosem. Mogliby chociaż zapytać ją o pozwolenie; pierwsza zajęła ten stolik.
 - Jechałaś, jak wariatka – stwierdził bez ogródek ten z najkrótszymi włosami. Podniosła brew do góry i obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem, po czym zaśmiała się kpiarsko, odchylając do tyłu. Pokiwała nią z dezaprobatą. Już ona mu da popalić za tą wariatkę.
- Lubię adrenalinę – odparła spokojnie, podciągając prawą nogę do góry; opierając ją na  krzesełku. – Z nią życie jest ciekawsze – dodała po chwili zastanowienia, a kąciki jej ust mimowolnie powędrowały w górę.
- Ale ty prawie wjechałaś w samochód! – powiedział podniesionym głosem. Popatrzyła na niego rozbawiona. Lubiła, kiedy jej przyjaciele tak się zachowywali po każdym wyścigu, w którym prawie w coś nie wjechała. Rozbawiali ją do granic niemożliwości.
 - Wiesz, ja jeżdżę na motocyklu od około czterech lat. Jak sam miałeś okazję się przekonać biorę udział w nielegalnych wyścigach, a za tym idzie ogromne niebezpieczeństwo. Adrenalina buzuje w żyłach, dzięki czemu możesz robić takie rzeczy – odparła spokojnie, wzruszając lekko ramionami. O swojej pasji mogła opowiadać godzinami, nawet im. W sumie, nie było aż tak źle, jak się spodziewała, kiedy zobaczyła Porsche. Do czasu...
 - Nie za dużo ci adrenaliny po ostatnim wypadku? – zakpił Naill. Popatrzyła na niego z charakterystycznym wyrazem twarzy – górna warga podniesiona do góry, szeroko otwarte oczy – i pomachała głową w kpiarskim geście; przedrzeźniała go bez słów.
      Później już się nie odzywała. Poczuła się urażona, ponieważ po raz pierwszy w życiu chciała z kimś pokroju Horana nawiązać normalną rozmowę. No cóż, jak widać na załączonym obrazku on by się z nią tylko kłócił. Nie będzie mu w takim razie odbierać przyjemności. Dowiedziała się tylko, na jakiej ulicy mieszkają, żeby nie musiała na nich czekać i od razu ruszyła. Cały dobry humor, który pojawił się dzięki przejażdżce, poszedł się kochać, bo jakiś blondyn postanowił sobie użyć i wyżyć na niej. Widziała, jak zespół również wychodzi przez szklane drzwi, ale nie miała zamiaru na nich czekać.
      W połowie drogi wpadła na genialny pomysł. Uświadomiła sobie, że nie pożyczyła od żadnego kluczyków, adres przecież zna, więc dlaczego nie miałaby trochę pozwiedzać Londynu i przypomnieć wszystkie zakątki? No właśnie. Rozejrzała się dookoła i skręciła w jakąś uliczkę. Dobrze wiedziała, gdzie chce dojechać – obrzeża miasta. To miejsce, gdzie na pewno dostanie informacje na temat, który najbardziej ją wtedy interesował.

 ~*~*~*~

      Tynk na elewacjach stawał się coraz bardziej obdarty, a dookoła zaczęły walać się resztki po papierosach, szklanych butelkach i innych śmieciach. Była również pewna, że gdzieś w oddali zauważyła gromadę szczurów. Ten widok zupełnie jej nie ruszał, ponieważ dane jej było zobaczyć gorsze rzeczy w życiu. Skręciła w wąską uliczkę, gdzie bawiły się dzieci. Pomimo tego, że była na chodniku, to nie zamierzała schodzić z motoru. W takich miejscach zupełnie nie było to potrzebne. Zatrzymała się przy grupie chłopców, którzy oglądali jakiegoś robaka. Zaśmiała się pod nosem, zdejmując kask. Od razu na nią popatrzyli.
- Cześć chłopaki. Nie wiecie może, z kim mogłabym porozmawiać na temat nielegalnych wyścigów? – zagadnęła do nich. Zauważyła, jak na ich twarzach malują się grymasy. Popatrzyli najpierw po sobie, a później na nią. Jeden z nich, chyba najstarszy, pokiwał przecząco głową. Zrozumiała, o co chodzi. – Spokojnie. Chciałam z nim tylko porozmawiać, nie jestem z policji ani nic z tych rzeczy – odparła na ich reakcję, podnosząc ręce do góry.
- Słucham uroczą panią – usłyszała za sobą męski głos. Zacisnęła powieki i odwróciła się po woli. Zmierzyła grupę facetów krytycznym spojrzeniem. Widziała szerokie uśmiechy, które mówiły tylko jedno. Podoba im się. Zarzuciła włosami i podniosła dumnie głowę. – Podobno chciałaby pani ze mną porozmawiać – dodał jeden z nich, widząc jej wyczekujący wyraz twarzy. Miał ciemno brązowe włosy, czarne dżinsowe spodnie i skórzaną kurtkę w tym samym kolorze, spod której wystawała szara koszulka z dekoltem w serek. Zupełnie nie w jej stylu, chociaż zdecydowanie przypominał facetów, z jakimi zadawała się na co dzień.
- Owszem, jeżeli wie pan, kiedy odbywają się najbliższe nielegalne wyścigi oraz gdzie będą miały miejsce, to tak. Chcę z panem porozmawiać – powiedziała, nie ruszając się nawet o centymetr. Przedrzeźniała jego nadmierną grzeczność, co - sądząc po zadziornym uśmiechu na jego twarzy - ewidentnie mu się spodobało.
- Nowa w zawodzie, czy przeniosłaś się do Londynu? – zapytał, podchodząc do niej. – Carlos. – przedstawił się, wyciągając w jej kierunku dużą, męską dłoń. Obce imię. To tłumaczyło lekko hiszpański akcent. Uścisnęła jego rękę, potrząsając nią lekko.
- Można powiedzieć, że przeniosła- odparła pobieżnie, kiwając w zamyśleniu głową. Nie chciała z nim rozmawiać. Nie przyjechała tutaj, żeby zawierać nowe znajomości, a już na pewno nie z lovelasami, udającymi badboy'ów jego pokroju. 
 - Jak dobrze znasz Londyn? – zapytał, rzucając w jednego z mężczyzn stojących za nim kluczykami. Mia mu  przyprowadzić motor. Od razu domyśliła się, o co chodziło. Chcieli ją sprawdzić. Nie było najmniejszego problemu.
- Dosyć – odparła pewnie. Wytłumaczył jej trasę przejazdu. Zgodziła się bez wahania. Na sam koniec obrzuciła jeszcze tylko spojrzeniem jego pojazd. Kawasaki z800. Szybszy, ale Madi jest lepsza. W wyścigach nie chodzi o to, kto na czym siedzi, ale ile ma w głowie i jak dobrze potrafi to wykorzystać. To taktyka jest najważniejsza. Gdyby myślała inaczej, na pewno nie udałoby jej się zajść tak daleko.
        Ustawili się na prowizorycznej linii startu i czekali, na sygnał. Blondyn - ubrany w dżinsy i ciemną bluzę, który miał go dać, podniósł rękę do góry. Madeleine przygotowała się do startu, jak za każdym razem. Dłoń poszła w dół, a ona od razu wystartowała. Wyjeżdżała już z uliczki, na której się aktualnie znajdowała. Zauważyła znak stop, ale zupełnie go ignorując przyspieszyła, by wymusić pierwszeństwo. Kiedy zobaczyła, kto siedzi za kółkiem z przerażoną miną zachciało jej się śmiać. Lokowaty. Czyżby już przyjechali do domu i teraz stwierdzili, że muszą ją znaleźć? To się zdziwił. Jej pewnie nie rozpozna, ale motocykl, to już inna bajka. Musi wymyślić coś, jak ten kretyn pójdzie się poskarżyć Niallowi. Mniejsza z tym, teraz ważniejsze jest to, że przez zamieszanie mężczyzna, z którym się ściga stracił do niej kilka sekund. 
         Nie zatrzymała się na późnym żółtym. Zwolniła tylko na chwilę, kiedy z oddali zauważyła samochód policyjny. Musiała uważać, żeby jej nie złapali, bo miałaby wtedy, mogłaby zapomnieć o jakimkolwiek życiu poza szkołą i domem przyrodniego brata. Horan na pewno zamknął by ją pod kluczem, ponieważ gliny z Mullingar na pewno wtrąciłby swoje trzy grosze w takiej sytuacji, a ona mogłaby skończyć w najlepszym przypadku na warunkowym. Z doświadczenia innych wie, że to nic przyjemnego, musieć uważać na wszystko, co się robi.
         Droga, która normalnie zajęłaby jej co najmniej godzinę, skończyła się po mniej więcej trzydziestu minutach. Zaparkowała niedaleko parku, uznanego przez nich za koniec trasy wyścigu. Usiadła na jednej z ławek. Nie musiała czekać długo, a zauważyła, jak obok jej BMW zatrzymuje się, znane dziewczynie, Kawasaki.
- Piątek, godzina siedemnasta, zbieramy się w tym miejscu, gdzie dziś zaczęliśmy nasz wyścig – poinformował ją pełnym uznania głosem mężczyzna. Jechał cały czas za nią. Jej technika była niesamowita, potrafiła zrobić wszystko ze swoją maszyną. Nawet te najtrudniejsze sztuczki. Słyszał od niej wcześniej od znajomego z Mullingar, ale nie spodziewał się, że jest aż tak dobra w tym, co robi. Ludzie lubią wyolbrzymiać niektóre rzeczy, szczególnie te dość efektowne.
      Dwie godziny później parkowała już na posesji swojego przyrodniego brata. Musiała niechętnie przyznać, że dom zrobił na niej dość spore wrażenie. No, ale w końcu czego mogła się spodziewać po jednej z najdroższych dzielnic w Londynie. Westchnęła zrezygnowana i udała się w stronę wejścia do domu. Z przerażeniem stwierdziła, że w holu leży o cztery pary butów za dużo. Po cichu udała się w kierunku schodów, ale kiedy już przy nich była, to zdała sobie sprawę, że i tak musi zapytać, gdzie są jej walizki i który pokój może sobie wziąć. Zaklęła szpetnie pod nosem. Zawróciła od razu. Chciała mieć to już jak najszybciej za sobą.
      Stanęła w miejscu, opierając się o framugę i zaczęła przyglądać się temu, co miało miejsce w pomieszczeniu. Na białej, skórzanej kanapie siedział chłopak, z którym prawie miała dzisiaj stłuczkę, a dookoła niego zebrali się prawie wszyscy. Brakowało tylko Louisa. Nie! Nie może o nim myśleć. Poczuła, jak ktoś łapie ją delikatnie za ramię. Odwróciła się po woli. 

Przypadek? Nie sądzę.
- Lou – powiedziała to tak cicho, że niemal podchodziło pod szept. W odpowiedzi dostała szeroki uśmiech chłopaka.
- Czyli jednak zapamiętałaś moje imię – zaśmiał się. Mruknęła pod nosem coś w stylu „Nie martw się, nie na długo”, ale sama ledwo zrozumiała, co przed chwilą powiedziała. Jego wzrok padł na czwórkę, siedzącą w salonie. – Podobno o mało nie zderzył się z jakimś wariatem na motorze. Jest przerażony – dodał, wskazując głową na Loczka. Madeleine ledwo powstrzymała w sobie głośny wybuch śmiechu. Nie udało jej się tylko zapanować nad ironicznym uśmieszkiem.
- Na przyszłość niech uważa, bo motory są wszędzie – powiedziała sarkastycznie, tym samym zwracając na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych. Zmarszczka, która ozdobiła czoło blondasa zwiastowała „poważną” rozmowę. No trudno, na pewno uda jej się jakoś wytrzymać.
- Wyjechał z podporządkowanej – wyszeptał przerażony chłopak. Dopiero teraz zauważyła, że ma kolana podciągnięte pod brodę. Wyjrzał przez okno, a jego oczy powiększyły się do niemożliwych rozmiarów. Powędrowała wzrokiem w miejsce, które obserwuje. No to teraz się zacznie. – To ten motor! – pisnął rzucając się prosto w ramiona Liama.
- No popatrz. Czyżby to zbieg okoliczności? – sarknął Mulat, patrząc prosto na Madeleine. Dziewczyna odpowiedziała nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Gdzie są moje walizki i gdzie mam pokój? – zapytała, niewzruszona stanem przestraszonego członka zespołu. Naprawdę chciała z całej siły uniknąć kłótni, która wręcz wisiała w powietrzu. Pisnęła, kiedy w dość brutalny sposób została posadzona na kanapie obok brązowowłosego. Widziała rozbawienie na twarzy Louisa. Poruszył ustami, jakby chciał bezgłośnie powiedzieć „powodzenia”, a następnie rozsiadł się na fotelu.
 - Czy to ty wyjechałaś Harry ‘emu spod podporządkowanej? – warknął Naill. Madi przewróciła oczami, pokazując, jak bardzo jest znudzona. W duchu ledwo hamowała wybuch śmiechu. Jak bardzo się pomyliła, kiedy pomyślała, że w stolicy Zjednoczonego Królestwa będzie miała nudno.
- W całym Londynie nie tylko ja mam takie BMW, jest dość stare i niezbyt drogie jak na motocykle – mruknęła. Chyba udało się ich przekonać, ale mimo to musiała tutaj siedzieć.
- Teraz ustalamy pewne zasady, których masz się trzymać – powiedział blondyn, a Madeleine myślała, że wybuchnie śmiechem. Zdusiła jednak po raz kolejny tę chęć w sobie, a jedyną oznaką, ze usłyszała to, co przed chwilę powiedział była uniesiona wysoko brew.  – Nie bierzesz udziału w wyścigach, nie przeklinasz, nie chodzisz na imprezy, wracasz przed dziesiątą – wyliczał na palcach, robiąc krótką przerwę na zastanowienie po każdej regule.  Dziewczyna kiwała gorliwie głową. – Drzwi do twojego pokoju, to te trzecie po lewej, a naprzeciwko masz łazienkę – oznajmił po chwili zdziwiony, że przystała na wszystko.
- Zgaduję, że mój bagaż jest już na miejscu – powiedziała, podnosząc się z gracją. Piątka chłopaków przytaknęła, obserwując uważnie każdy jej ruch.
      Kiedy znalazła się w pomieszczeniu, gdzie teraz będzie mieszkać, musiała niechętnie przyznać, że osoba która zajęła się wystrojem naprawdę ma gust. Podeszła do walizki i wyjęła z niej kosmetyczkę po czym powędrowała w kierunku łazienki. Weszła do środka i zamknęła się od wewnątrz. Jedyne, co teraz potrzebuje, to gorąca kąpiel. Odkręciła, pozwalając wodzie swobodnie wypełnić dużą, narożną wannę. Sama natomiast zaczęła się po woli rozbierać. Na sam koniec wrzuciła wszystkie ubrania do kosza z brudami.
        Stanęła przed lustrem i zaczęła przyglądać się swojemu odbiciu. Przejechała delikatnie opuszkami palców po dosyć sporawej bliźnie na prawym biodrze. Pamiątka po bójce z jakiś niezrównoważonym kretynem, który nie potrafił przegrywać z godnością. Chociaż, gdyby nie Allan mogłoby się to dla niej źle skończyć. Pokręciła głową i weszła do wanny. Poczuła ciepło, rozchodzące się po całym jej ciele. Zanurzyła się cała. Tak, to jest właśnie to, co kocha najbardziej.
        Gdy woda zrobiła się już całkiem zimna wyszła z wanny i zaczęła wycierać. Na głowie zawiązała turban, żeby włosy zdążyły choć trochę wyschnąć. Rozejrzała się dookoła i pacnęła z otwartej dłoni w czoło. Jak mogła być na tyle głupia, żeby zapomnieć ubrań? Westchnęła żałośnie nad swoim nieszczęsnym losem i owinęła ręcznikiem. No trudno, jest już stosunkowo późno, może nikogo nie ma, a Naill siedzi w swoim pokoju. Nie myśląc więcej wyszła z łazienki. Trzy metry, które dzieliły ją od pokoju pokonała w kilku zamaszystych krokach. Kiedy tylko drzwi się za nią zamknęły naparła na nie plecami. Jest uratowana.

Panie Boże, daj mi to przeżyć bez myśli samobójczych.

8 komentarzy:

  1. wjiwehiwhviwejwdjooqouwehcnnbmnpioqywiajznxmvldorywmclsjelvnslje
    Takie jest moje zdanie na temat tego zajebistego rozdziału!!! ^^ Bardzo się cieszę, że nowiuteńki rozdział już jutro!!!!!
    ~Życzę dużo weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dziwię się Harry'emu... Mam nadzieję że Lou jakoś do niej dotrze...
    czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow cudny rozdział akcja się rozkręca i robi się coraz ciekawiej :-) Czekam z niecierpliwością na next i duuuużo weny życzę :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. zajebiozna sihdsycsyhcbswedj
    kocham
    weny
    zapraszam do mnie
    liczę, ze skomentujesz
    http://fanfiction-harry-styles.blogspot.com/
    http://the-black-side-of-darkness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam wszystkie rozdziały tak mnie wciągnęło! Jednym słowem ; zajebi*ste :D


    Ps. Zapraszam do mnie na opowiadanie Fan Fiction w roli głównej między innymi z Justinem Biberem.

    Candice, dziewczyna zamieszkująca w niewielkiej miejscowości w Ameryce północnej. Uważana jako popularna nastolatka, która przepada za imprezami. Można by powiedziec, że wszystko w jej życiu układa się jak należy..do czasu aż pewnego dnia, kiedy zamierza świętowac z swoim chłopakiem ZOSTAJE POJMANA JAKO ZAKŁADNICZKA. Gdyby nie zwykłe pójście do banku nic by się takiego nie wydarzyło.

    Pragniecie reszty jej historii? To zajrzyjcie, czy Candice wciąż żyje..

    http://madman-beginning.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę interesujące. ; )
    Ciekawe, czy Madi będzie się trzymać wyznaczonych zasad. ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytam to opowiadanie już chyba 3 raz i chyba powtórze. BOŻE DROGI DZIEWCZYNO JAKIE TO JEST ZAJEBISTE! czytając te rozdziały to ja totalnie szczam ze śmiechu. A Madi czasem z niektórymi zachowaniami przypomina mi samą siebie, co jeszcze bardziej mnie rozśmiesza. Kocham cie i twoje opowiadanie. Serio. Miłość wam kurwa wyznaje <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję serdecznie :D
      *chamska reklama* zapraszam na inne opowiadania może też ci podejdą xDDDD
      ily2 <3

      Usuń