Rozdział Ósmy: “Zawsze rozwijaj swoją pasję.”
~*~
"Życie bez pasji zabija."
______________________
Kiedy wyszła z budynku była
najszczęśliwszą osobą na świecie. W końcu skończył się pierwszy dzień, który
okazał się niezwykle męczącym. Jeszcze nigdy nie musiała tyle razy tłumaczyć
wszystkim dookoła, że nie szuka nowych znajomości. Oczywiście kilkakrotnie
chłopaki, z którymi postanowiła mimo wszystko odnowić znajomość, musieli
zareagować, kiedy Madeleine rozpędzała się i chciała wdawać w bójki. Dziękowała
im za to z całej duszy.
Weszła do domu, zupełnie ignorując
brata, który oglądał telewizję w towarzystwie Liam 'a. Powędrowała najpierw do
kuchni, gdzie zaopatrzyła się w karton z napojem pomarańczowym, a na następny
cel obrała swój pokój. Rzuciła plecakiem na podłogę, kładąc kask na biurku.
Poczuła wibracje w kieszeni. Chwyciła telefon w dłonie i odebrała wiadomość od
Gareth ‘a, nie kryjąc zdziwienia, które wymalowało się na jej twarzy.
Zeszła wściekła po schodach, prosto do
lodówki. Jak ten frajer w ogóle mógł powiedzieć, że ona tchórzy?! Przecież to
jest tak niedorzeczne, jak fakt, że polubi Anabelle. Ta blondi ma tak na imię.
Trzasnęła z całej siły drzwiami od lodówki, nie zauważając, że ktoś stoi w
wejściu.
- Zaraz
zniszczysz ten nikomu nic niewinny przedmiot. – powiedział spokojnie Liam,
obserwując szatynkę. Ta obrzuciła go tylko nienawistnym spojrzeniem, po czym
jeszcze raz zrobiła dokładnie to samo, co przed chwilą.
- Widzę,
że dziś nie w humorze. – w wejściu do pomieszczenia pojawiła się szczęśliwa
głowa Louis ‘a. Madeleine mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, wychodząc z
kuchni. Wróciła do pokoju tylko po papierosy i w tempie natychmiastowym
znalazła się na podwórku.
Zajęła jedno z krzeseł przy basenie i
odpaliła pierwszą fajkę. Musi popracować nad nerwami. Ewentualnie zabić Gareth
‘a za to, że ją obraził, ale pierwsza opcja jest bezpieczniejsza. I tak miała
już przesrane u policji, a zabójstwo wcale nie pomogłoby w polepszeniu sprawy.
Zaciągnęła się dymem. Nikotyna skutecznie łagodziła jej zdenerwowanie.
Rozejrzała się dookoła, zawieszając wzrok na oknie kuchennym. Zauważyła, jak
trójka co chwilę na nią zerka. Można się, więc domyśleć, że rozmawiają na jej
temat. Prychnęła pod nosem. Banda idiotów w za ciasnych gatkach. No bo, jak
chłopak może chodzić w rurkach? Zdeptała peta i rzuciła go gdzieś za siebie, po
czym na resztę dnia zamknęła w pokoju. Nie miała zamiaru rozmawiać z nikim.
Kiedy już miała kłaść się spać usłyszała, jak jej telefon zaczyna wibrować. Zaklęła szpetnie pod nosem. Poczłapała jednak do biurka z zamiarem odebrania wiadomości, ale i postanowieniem, że jak tylko zobaczy na wyświetlaczu imię tego frajera, to od razu usunie wiadomość, nawet jej nie czytając.
Kiedy jej bose stopy dotknęły trawy od razu wiedziała, o co chodzi. Na podjeździe stało Lamborghini Aventador. Samej Madeleine również oczy mało nie wyskoczyły z orbit. W tempie natychmiastowym znalazła się przy samochodzie, w którym siedział szczerzący się Dawid. Popatrzyła na niego zdziwiona, a później gestem ręki pokazała, żeby wysiadł z samochodu. Zaciągnęła go do salonu i kazała poczekać, aż się przebierze. Sama jak najszybciej ognała w kierunku pokoju. Wyciągnęła pierwsze lepsze ubrania z szafy, którymi okazały się być czarne, poszarpane rurki, szara bokserka, a na nią luźna bluzka, z napisem i skórzana kurtka. Na stopy wsunęła czarne Vansy i była już w pełni gotowa. Od razu wybiegła z powrotem na podwórko, z tą różnicą, że tym razem trzymała w dłoni plecak z książkami.
- Dawaj
klucze. – zażądała, wystawiając dłoń w kierunku przyjaciela, na co on się tylko
zaśmiał, ale spełnił jej żądanie. – Mój motor jest nietykalny nawet dla ciebie,
do mojego pokoju też nie wolno nikomu wchodzić, wrócę po lekcjach i wtedy
wszystko mi wytłumaczysz. – poinstruowała, wsiadając do samochodu.
Zamknęła drzwi, rzuciła torbę na
siedzenie obok i położyła dłonie na kierownicy. Dawno tego nie robiła; dawno
nie jeździła samochodem, ale dla takiego cuda warto się przełamać. Wsadziła
kluczyki w stacyjkę i odpaliła silnik, który przyjemnie zamruczał. Wcisnęła
sprzęgło, wrzuciła wsteczny i po woli, żeby nie uszkodzić pojazdu, wyjechała na
ulicę. Wrzuciła jedynkę i, zostawiając po sobie dym z palonych opon, odjechała.
Powoli przyspieszała, aż w końcu doszła do trzeciego biegu. Lambo prowadziło
się nienagannie, tylko trzeba było mu wstawić trochę mocniejszy silnik, skoro
ma się nim ścigać i zdecydowanie wymienić hamulce. Poprzedni właściciel ich nie
oszczędzał. Zaparkowała przed szkołą, przyciągając uwagę wszystkich, którzy
aktualnie znajdowali się przed budynkiem. Uśmiechnęła się do siebie i wyszła z
pojazdu. Zablokowała drzwi zamkiem centralnym i weszła do środka budynku.
- Skąd
masz taką maszynę? – zapytał Nathan, obserwując ją dokładnie. Odpowiedział mu
tylko perlisty śmiech dziewczyny.
- Dostałam
prezent od znajomego z Mullingar. – powiedziała, rąbiąc charakterystyczny ruch
ręką, który oznacza „zamykam usta” i weszła do klasy.
Widziała, jak przez wszystkie lekcje
ciekawość wręcz zżera jej dawnych przyjaciół od środka. Ale musieli się
powstrzymywać, bo ona i tak im nie powie. Kiedy w końcu nadszedł czas na wf,
Madi cieszyła się, jak głupia. Na boisku stała pierwsza. Jak się okazało tę
lekcję miała wraz z Denisem, Nathanem i Danielem.
Rozgrzewka minęła w szybkim tempie, a
po niej nastąpiło wybieranie drużyn do gry w siatkówkę. Madeleine nie miała nic
przeciwko, ale jednak wolałaby zagrać w coś, gdzie trzeba więcej biegania.
Tęsknym spojrzeniem obrzuciła chłopaków, którzy wybierali składy do gry w
nożną. Westchnęła zrezygnowana, stając po stronie „swojej drużyny”. Po
pierwszym secie już wiadomo było, która dziewczyna będzie najlepsza w swoim
roczniku z zajęć wychowania fizycznego. Madi starała się za każdym razem
odbijać, kiedy piłka leciała właśnie na nią. Życie nauczyło ją, że musi
pokazywać na każdym kroku, że jest we wszystkim najlepsza. Wtedy wszyscy
dookoła ją szanują i ma święty spokój.
Po lekcji musiała jeszcze chwilę
zostać. Zastanawiała się, co nauczycielka od niej chce. Przestępowała nerwowo z
nogi na nogę. Musi się pospieszyć, bo nie wie, kiedy będzie wyścig, a
przydałoby się przypomnieć kilka sztuczek przed tym wieczorem. Westchnęła
zrezygnowana, patrząc na zegarek, którego wskazówki jak na złość przesuwały się
coraz szybciej. Rozejrzała się dookoła i na kilka sekund uśmiechnęła, kiedy
zobaczyła biegnącą w jej stronę nauczycielkę. Kobieta w dość szybkim tempie
przemierzała korytarz i już po chwili znalazła się przy szatynce.
-
Przepraszam, ale musiałam zostać chwilę dłużej w pokoju nauczycielskim. – Madi
niezauważalnie wywróciła oczami. Już ona wie, jak wyglądał powód, dla którego
pani Kosowski została tam, zamiast uszanować cenny czas dziewczyny. – Chciałabym
ci zaproponować miejsce w szkolnym składzie siatkarek. – powiedziała,
uśmiechając się zachęcająco, na co Madeleine od razu pomachała przecząco głową.
- Nie. –
odpowiedziała stanowczo. – Siatkówka, to nie sport, który pokochałam. –
powiedziała, wskazując na kluczyki od samochodu i kierując się w stronę
wyjścia. – Do widzenia. – dodała i odwróciła się na pięcie.
Kiedy była już na dziedzińcu widziała,
jak dookoła jej samochodu zdążyła zebrać się całkiem spora liczba osób,
obserwujących pojazd. Uśmiechnęła się złośliwie pod nosem. Pewnie nie jeden z
nich chciał mieć takie cudo na własność. Już miała ruszyć, kiedy poczuła
nieprzyjemny uścisk na ramieniu. Natychmiast się odwróciła, a z jej ust wydobył
się niekontrolowany jęk zawodu. Wolałaby już nawet zobaczyć za sobą Horan ‘a.
-
Odwieziesz mnie dziś do domu. – powiedziała stanowczo Anabelle. Madeleine w
odpowiedzi popukała się w czoło i ruszyła w kierunku samochodu. Nie zaszła
daleko, ponieważ blondynka chyba za punkt honoru obrała sobie zdenerwowanie jej
dzisiaj. – Bez dyskusji. Ja nie mam jeszcze prawa jazdy i od dziś to ty mnie
odwozisz. – warknęła, patrząc prosto w oczy szatynki.
- Wiesz
co, lakier do włosów chyba całkowicie wyżarł ci resztki mózgu. – sarknęła pokazując
wskazującym palcem na swoją głowę i machając w kółko. Chciała jak najszybciej
się stąd zmyć, a blondyna wcale jej w tym nie pomagała.
-
Posłuchaj, właśnie proponuję ci przyjaźń. Wiesz, jesteś dobra z wf ‘u, jeździsz
fajnymi samochodami, a ja mam kasę. Na pewno jakoś się dogadamy. – obstawała
dalej przy swoim, przyklejając do twarzy sztuczny uśmiech. Madeleine po raz
kolejny ponowiła próbę ucieczki. Stała się naprawdę zdenerwowana, kiedy znów
nie udało jej się postawić nawet kroku.
-
Posłuchaj mnie uważnie. – warknęła, mierząc palcem w jej klatkę piersiową. –
Zapewniam cię, że mam więcej kasy niż ty. Jakbyś chciała tak bardzo wiedzieć i
jeszcze nie zauważyła, to mnie denerwujesz, a ja nie mam zamiaru spędzać w
twoim towarzystwie więcej czasu, niż to konieczne. – zakończyła, odchodząc z
uniesioną głową.
Ludzie, którzy dotąd stali przy jej
samochodzie, widząc co się przed chwilą stało, od razu pouciekali. W myślach
gratulowała im spostrzegawczości. Wsiadła do Lomborhgini i od razu odjechała. Nie
miała zamiaru dłużej przebywać na terenie szkoły. Oczywiście, jak na nią
przystało, prędkość była dość spora, więc po niecałych dziesięciu minutach
parkowała już na podjeździe. Kiedy zgasiła silnik musiała odczekać chwilę, bo
ktoś mógłby ucierpieć. Zacisnęła dłonie na kierownicy i zamknęła oczy. Tylko
spokojnie; wdech i wydech. Nabrała pełno powietrza do płuc, a kiedy nie mogła
już go dłużej utrzymać, to wypuściła je z cichym świstem. Emocje po woli
zaczynały opadać. Panowanie nad nimi nie sprawiało już takich trudności.
Wysiadła z samochodu i z plecakiem w ręku skierowała się do swojego pokoju. Ma
zamiar właśnie teraz sprawdzić stan techniczny samochodu i lepiej, żeby nikt
jej w tym nie przeszkodził, bo może być krucho. Wbiegła po schodach na górę,
zupełnie ignorując blondyna i szatyna, rozmawiających w kuchni. Ich znajomość
zdecydowanie za bardzo się rozwinęła przez te ostanie kilka godzin, przez
których siedziała w szkole i użerała się ze wszystkimi dookoła.
Podeszła do szafy i wyjęła z niej ubrania,
w których chodziła po szpitalu. Jeżeli wysmaruje się cała smarem, to
przynajmniej nie zniszczy ubrań, w których chodzi na co dzień. Związała włosy w
luźnego warkocza i pozwoliła mu swobodnie opaść na prawe ramię. Wzięła ze sobą
dwie puste butelki po napojach i zeszła do kuchni. Zupełnie ignorując obecność
chłopaków zaczęła grzebać w lodówce. Była cholernie głodna, a silnik musi
akurat trochę przestygnąć. Wyjęła jakiś biały serek i wzięła chleb po czym
zrobiła dwie kanapki. Chwyciła je w obie ręce i gryząc jedną usiadła w salonie,
włączając telewizor na pierwszej lepszej stacji.
- Coś
musiało ją nieźle zdenerwować. – usłyszała głos Gareth ‘a. Westchnęła
zrezygnowana. Czy oni już nie mają innych tematów do rozmowy, tylko to, co ją
właśnie ugryzło. No trudno, niech się trochę koprodukują, a ona z chęcią
posłucha.
- Wiesz.
Od jakiegoś czasu robię to albo ja, albo moi przyjaciele z zespołu. – mruknął
Niall, a Madeleine zachciało się śmiać. Usiłowała się jednak powstrzymać, co
marnie jej wychodziło.
- Mnie się
też ostatnio zebrało. Jak widać jeszcze jej nie przeszło. – odpowiedział
przyjaciel Madi, a ona sama zauważyła, jak w pocieszającym geście pociera ramię
jej przyrodniego brata. W tym momencie nie była w stanie powstrzymać
szaleńczego chichotu.
- Panienki,
może w końcu przestaniecie mnie obgadywać? – warknęła opanowana. Jak ona
strasznie lubi robić sobie z nich jaja. Usłyszała tylko, jak któryś z nich
zaklął pod nosem.
Przybrała nieodgadniony wyraz twarzy i
udała się w kierunku kuchni. W cale się nie odzywając podeszła po raz kolejny
do lodówki i wyjęła z niej sok pomarańczowy, z którym się ostatnio nie
rozstaje. Niemalże czuła na sobie spojrzenie dwóch par oczu. Niewzruszona
usiadła na blacie i zaczęła pić napój, dalej ignorując chłopaków.
- Byłeś na
tyle inteligentny, żeby zabrać ze sobą narzędzia i zapasowe części, czy równie
domyślny jak ty Dawid nawet nie zrobił przeglądu? – zapytała, zakręcając
butelkę. Chłopak nie musiał nic mówić. Wystarczyło, że zobaczyła zmieszanie na
jego twarzy i już wiedziała wszystko.
- No ten
tego … Wiesz … - zaczął się jąkać. Madi pokręciła głową z dezaprobatą,
załamując ramiona. Naprawdę wierzyła w resztki myślenia u swoich przyjaciół. –
Nie było przeglądu, ale mam trochę zapasowych części, więc możesz działać. –
powiedział nagle, podrywając się z siedzenia. Obrzuciła go beznamiętnym
spojrzeniem, udając się w kierunku drzwi wyjściowych.
Myślała, że padnie ze śmiechu, kiedy
Loczek i Louis stali na podjeździe, wpatrując się w jej samochód. Pokręciła
tylko głową i podeszła do nich od tyłu. Już miała zamiar rzucić się na nich,
żeby ich przestraszyć, ale wyprzedził ją Niall, których pchnął swoją siostrę na
Lou. Dziewczyna, nie przygotowana na taki ruch ze strony blondyna, wylądowała z
chłopakiem prosto na trawniku. Zaklęła pod nosem, kiedy upadła na lekko zdarte
kolana. Otworzyła szeroko oczy.
Pozycja, w jakiej się znajdowali była
dość dwuznaczna. Madi leżała na szatynie i patrzyła prosto w jego niebieskie,
hipnotyzujące tęczówki. On natomiast trzymał dłonie na jej biodrach i nie
zamierzał ruszać się nawet o milimetr. Ich twarze dzieliło jedynie kilka
milimetrów. Ocknęła się, kiedy usłyszała, jak Gareth zmierza w ich stronę.
McColl darł się na całe gardło, że nadchodzi, więc trudno było to przegapić.
Natychmiast usiadła na trawie i zaczęła się rozglądać dookoła poszukiwaniu jakiejkolwiek deskorolki.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że wszyscy aktualnie się na nią gapią, ale
miała ich głęboko w dupie. Kiedy nie znalazła poszukiwanego przedmiotu na czworaka podeszła do samochodu i chwyciła lewarek, który znalazł się w niewyjaśnionych okolicznościach obok niej. Podniosła samochód trochę do góry, po czym weszła pod
niego, żeby zając się przeglądem.
- Do prawdy Madeleine. Twój talent do
wychodzenia z niezręcznych sytuacji naprawdę mnie zadziwia. – usłyszała głos swojej
podświadomości, który postanowiła zupełnie zignorować.
- Latarka.
– mruknęła, wystawiając dłoń spod pojazdu. Nie musiała długo czekać, a
przedmiot znalazł się w jej dłoni. Od razu, kiedy tylko włączyła światło
myślała, że wyjdzie z siebie i stanie obok. – Pojebało?! – warknęła.
- Aż tak
źle? – dobiegł ją głos Gareth ‘a. Westchnęła żałośnie, wyciągając telefon z kieszeni
dresów. Miała mało miejsca i ledwo się ruszała, ale nie mogła czekać. Musiała w
tym momencie opieprzyć Davida, żeby jej się przypadkiem nie zapomniało.
Wykręciła numer przyjaciela, po czym położyła go sobie obok głowy z głośno
mówiącym.
~ Madeleine?
Czy ten pajac nie dojechał w jednym kawałku? – usłyszała od razu po drugiej
stronie. Słyszała, jak szatyn rzuca się z powodu przezwiska, jakie właśnie
zostało użyte na jego temat. Postanowiła wykorzystać resztki opanowania i nie
odezwała się nawet słowem.
~ To cud,
że dojechał bez szwanku. – mruknęła pod nosem, przesuwając się w prawo, żeby
sprawdzić kolejne elementy podwozia.
~ Czekaj,
czekaj. To co z tym samochodem jest nie tak? – zapytał zdziwiony.
~ Klocki
do wymiany. Pasek do wymiany. Nie sprawdzałam poziomu płynów, ale sądząc po
twoim zdziwieniu ty nie oglądałeś tego samochodu przed wyjazdem, więc
zważając na inteligencję tych dwóch frajerów wszystko jest możliwe. – mruknęła
pod nosem. Podniosła prawą nogę z impetem do góry, kiedy któryś usiłował ją
wyciągnąć. W odpowiedzi dostała jęk – musiała trafić w jakieś fajne miejsce.
~ Poczekaj
chwilę. – poprosił. Po chwili w słuchawce dało się słyszeć dosyć
głośne „Allan, ty cioto!”. Dobrze wiedziała, że jej przyjaciel jest
zdenerwowany, bo nienawidzi, kiedy z warsztatu wyjeżdża nie do końca naprawione
auto, a już szczególnie, kiedy na niego patrzył. – Tych dwóch debili
stwierdziło, że we dwójkę na pewno sobie poradzicie. Jak tylko stąd wyjdę, to
obiecuje, że zabije najpierw jego, a później tego drugiego. – usłyszała ciężkie
westchnięcie
~ Pierwsza
to zrobię. – zapewniła, wydostając się spod samochodu. Telefon trzymała w
prawej ręce, ale wręczyła go Louis ‘owi. Oczywiście nie szczędziła sobie
miażdżącego, spojrzenia, które miało go ostrzec.
~ Gareth,
macie skąd wziąć części? – ewidentnie powstrzymywał się od tego, żeby nie
zwyzywać przyjaciela.
~ Ja znam.
– mruknęła Madi. – Dobra, kończę. Pa. – dodała, po czym wcisnęła czerwoną
słuchawkę na telefonie, który wcześniej odebrała od Lou.
Naprawa samochodu trwała dwa tygodnie. Przez
ten czas najdłużej musieli czekać na nowe części. Madeleine nie dawała się
nikomu zbliżyć do pojazdu, a co za tym idzie wszystko naprawiała zupełnie sama.
Stwierdziła, że woli mieć pewność, co do stanu technicznego pojazdu, a już
szczególnie przed wyścigiem. Oczywiście Gareth obraził się na nią śmiertelnie i
nie odzywał w ogóle. Za każdym razem, kiedy Madi wchodziła do jakiegoś
pomieszczenia – on go opuszczał. Szatynce nie było przykro, a nawet wręcz
przeciwnie; ledwo hamowała się przed wybuchem śmiechu.
Właśnie skończyła naprawę ostatniej
części. Była cała umazana smarem, więc postanowiła iść się umyć. Zamknęła
samochód, który stał w garażu, dzięki wspaniałemu pomysłowi Niall ‘a, który nie
mógł pozwolić, żeby takie cudeńko stała na polu i było narażone na złośliwość
natury. Madeleine tym razem nie protestowała. Weszła szybko po schodach, a
zaraz potem do swojego pokoju. Nie zważając na to, że ktoś przygląda się jej z
łóżka podeszła do szafy. Zaczęła w niej grzebać, co skutkowało wyjęciem
pierwszych lepszych ubrań, czyli swetra z ćwiekami na ramionach i krótkich,
dżinsowych szortów. Postanowiła, że po więcej wróci, jak tylko się umyje. Odwróciła
się i mało nie padła na zawał.
- Cześć. –
powiedział wyszczerzony Louis, widząc reakcję Madeleine. Spodziewał się
wszystkiego, ale nie tego, że najpierw go nie zauważy, a później wystraszy.
- Kto
pozwolił ci wejść do mojego pokoju? – warknęła, maskując zdziwienie na twarzy.
Nie miała zamiaru być miła. I tak na za dużo pozwalała sobie w jego
towarzystwie. Kiedy nie ruszył się nawet o milimetr wskazała na drzwi.
Odpowiedział jej tylko śmiech chłopaka.
Nie wiedziała, czy ciśnienie wędruje jej w górę dlatego, że jej nie posłuchał,
czy się z niej śmieje. Zacisnęła powieki, usiłując opanować nerwy. Zdecydowanie
zbyt często nie panuje nad emocjami, od kiedy znalazła się z powrotem w
Londynie. Machnęła na niego ręką i opuściła pomieszczenie. Ma nadzieję, że
niebieskooki zdaje sobie sprawę z tego, że jeżeli czegokolwiek dotknie, to
wyląduje na cmentarzu.
Gdy piętnaście minut później weszła
odświeżona do pokoju, a chłopak dalej w nim przebywał nie powiedziała nic.
Westchnęła zrezygnowana nad swoim ciężkim losem i postanowiła go zupełnie
zignorować. Podeszła do szuflady z bielizną i wyjęła z niej czarne
nadkolanówki. Włożyła kolczyki w uszy, wargę i nos, po czym wyjęła z szafy
swoje krótkie Converse. Wręcz czuła na sobie palące spojrzenie Lou. Odwróciła
się i podeszła do biurka. Zaczęła szukać na nim swojego prawa jazdy na
samochody – musi się przygotować, ponieważ dawno nie brała udziału w wyścigach,
które nie dotyczyły motorów. Westchnęła ciężko, zaciskając w palcach plastikowy
kartonik i usilnie próbowała przypomnieć sobie, gdzie mogłaby się udać. Zaklęła
pod nosem, kiedy nic nie przyszło jej do głowy.
W pewnym momencie poczuła, jak na jej
biodrach spoczywają dwie, duże dłonie. Zdziwiona nie była w stanie nawet się
poruszyć. Dobrze wiedziała, kto to, ale jakaś wewnętrzna siła, której nie była
w stanie się przeciwstawić, kazała dziewczynie poddać się dotykowi chłopaka.
Zamknęła, rozszerzone przed chwilą do nienaturalnych rozmiarów, oczy. Louis
zaczął delikatnie całować jej kark. Odgarnęła włosy na jedną stronę, tym samym
zachęcając go jeszcze bardziej do tego, co robi. Podobało jej się to. W pewnym
momencie szatyn odwrócił ją do siebie przodem, dłonie natomiast położył na jej
pośladkach. Zaczął wpatrywać się w jej usta. Madeleine dobrze wiedziała, co
chce zrobić, ale zauważyła również, że się waha. Niewiele myśląc oblizała usta,
zmniejszając odległość między nimi do kilku milimetrów.
Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. Pił się w nią z zachłannością, jakiej sam po sobie się nawet nie spodziewał. Madeleine odwzajemniała każdy pocałunek. Jeszcze nigdy nie czuła się tak podniecona, chociaż nic konkretnego nie zrobili. Wplotła palce we włosy Lou, a kiedy poczuła, jak podnosi ją do góry i sadza na biurku, owinęła jego biodra nogami. Nie protestowała, kiedy poprosił o dostęp do jej buzi. Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny, a dłonie szatyna zaczęły wędrować pod jej sweterkiem. Oboje czuli, że ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
Niestety, ktoś w dosyć brutalny sposób
odważył się im przerwać. Drzwi do pokoju dziewczyny otworzyły się z głośnym
hukiem, a ona sama pisnęła przerażona, chowając zaczerwienioną twarz w
zagłębieniu szyi rozbawionego Tomlinson ‘a. W wejściu stał bardzo zdziwiony
Harry i z niedowierzaniem wpatrywał się w plecy swojego przyjaciela. Madeleine
poruszyła się niepewni na biurku, dając tym samym do zrozumienia, że chce z
niego zejść. Chłopak chyba zrozumiał, o co jej chodzi, bo zaraz odsunął się na
niewielką odległość, umożliwiającą dziewczynie postawienie stóp na podłodze.
Oczywiście dalej chowała się za nim, próbując ukryć dwie, ogromne, szkarłatne
plamy na swojej twarzy. Oboje zupełnie zapomnieli o obecności Lokowatego, który
chyba odzyskał świadomość tego, czego był przed chwilą obserwatorem.
- Niall! –
wydarł się na całe gardło, a mina Louis ‘a od razu spoważniała. Domyślał się,
co jego przyjaciel chce zrobić – wygadać chłopakom o pocałunku jego i Madi. Nie
mógł na to pozwolić, bo dziewczyna już nigdy nie dopuściłaby go do siebie na
odległość mniejszą, niż dwa metry.
Od razu odskoczył od niej i rzucił się w
pościg za Styles ‘em. Dziewczyna uczyniła to samo, ale postanowiła w bardziej
dyskretny sposób obserwować, co zrobią chłopaki – tak na wszelki wypadek, żeby
nikt się nie domyślił, o co chodzi. Zamykając drzwi do swojego królestwa
zauważyła, jak oboje zbiegają już po schodach. Postanowiła przyspieszyć
nieznacznie.
- Niall! –
ponownie usłyszała nawoływanie Lokowatego, ale postanowiła opanować w sobie
chęć rzucenia się biegiem, żeby jak najszybciej rozbić tę jego włochatą głowę o
ścianę. Zeszła na dół i z obojętnym wyrazem twarzy powędrowała do kuchni.
Wyjęła z lodówki butelkę z wodą, po czym
usiadła na wysepce kuchennej, tak żeby mogła obserwować, co dzieje się w
salonie, gdzie byli wszyscy członkowie zespołu, wraz z Gareth ‘em. Przyłożyła
butelkę do ust i przekręciła tak, żeby ciecz mogła rozlać się po jej ustach i
przełyku. Kiedy skończyła, zakręciła opakowanie z napojem i oblizała usta
uświadomiła sobie, że cały czas czuje na nich smak warg Tomlinson ‘a. Od razu
przypomniało jej się zdarzenie sprzed niecałych pięciu minut. Co dziwne – w
cale tego nie żałowała, a nawet wręcz przeciwnie – z chęcią znów by go
pocałowała. Potrząsnęła głową, usiłując wyrzucić z niej ostatnią myśl.
Uświadomiła sobie, że miała obserwować, co dzieje się w salonie. Przeraziła
się, kiedy rozbawiony Liam, wraz z Mulatem siedzieli na Louis ‘ie, a Loczek już
otwierał usta, żeby coś powiedzieć. Chwyciła pierwszą lepszą rzecz, jak był pod
ręką (jabłko) i rzuciła nią przed siebie z całej siły. Owoc wylądował prosto na
głowie Styles ‘a, co skutkowało tym, że pocierając obolałe miejsce, odwrócił
się w jej stronę. Obrzuciła go spojrzeniem mówiącym: „Jeżeli nie chcesz, żeby zbierali cię ze ścian, to lepiej się zamknij”.
Poskutkowało. Zadowolona z siebie, nie spuszczając morderczego wzroku z
Harry ‘ego, udała się w kierunku salonu.
- Gdzie
jest jakiś duży plac, na którym mogłabym pojeździć bez zainteresowania policji?
– zapytała szatynka, jak gdyby nigdy nic rzucając się pomiędzy Malika i Gareth
‘a. Niall obrzucił ją złym spojrzeniem. Westchnęła ciężko, wiedząc co się zaraz
stanie.
- Nie
będziesz brała udziału w żadnych wyścigach. – warknął w jej kierunku. Ona tylko
westchnęła zrezygnowana i popatrzyła na Louisa, który trzymał się za zdarty
policzek. Chłopak pokiwał niezauważalnie głową na „tak”.
- Spadam
stąd w takim razie. – mruknęła i udała się w kierunku wyjścia z domu. Kiedy
była już przy samochodzie i miała do niego wsiąść, poczuła wibracje w kieszeni.
Wyjęła niechętnie telefon, a kiedy zobaczyła nadawcę wiadomości odruchowo
popatrzyła w okno.
Pokiwała
twierdząco głową, że zrozumiała i wykonała wcześniej przerwaną czynność. Kiedy
tylko dojechała pod wskazany wcześniej przez Tomlinson ‘a dom, zatrzymała się i
zaczęła czekać. Domyślała się, oczywiście głównie po wielkości, że ta chata
jest właśnie jego. Nie musiała czekać długo, a chłopak już po chwili pojawił
się przy niej. Zmierzyła go zdziwionym spojrzeniem, kiedy bez najmniejszego
słowa zajął miejsce kierowcy. Pokręciła przecząco głową informując tym samym,
że się nie zgadza.
- No już
nie bądź taka. Przecież zawiozę cię tylko w jakieś odludnione miejsce i już
oddaję kluczyki. – poprosił niemal błagalnym tonem, robiąc miną kota z Shyrek
‘a. Madeleine westchnęła cicho pod nosem, ale podała mu klucze i niechętnie
usiadła po drugiej stronie. Widziała, jak oczy Lou zaświeciły się, kiedy tylko
odpalił silnik.
Całą drogę pokonali w zupełnej
ciszy. Każde zamyślone. Kiedy Louis skręcił w jakąś uliczkę, Madeleine zaczęła
się uważnie rozglądać. Co prawda wcześniej mieszkała w Londynie, ale nie
pamięta tego miejsca. Uśmiechnęła się do siebie. Wtedy była zupełnie inną
osobą. Jest pewna, że jeżeli powiedziałaby komuś kilka lat temu, że teraz
będzie wygrywać nielegalne wyścigi motorowe, to na pewno wyśmiałby ją.
Kiedy znaleźli się na miejscu,
Louis od razu wysiadł z samochodu, nawet nie gasząc silnika, po czym udał się
usiąść na jakiś stary, metalowy kontener. Madeleine rozejrzała się dookoła.
Chłopak wywiózł ją na jakieś stare magazyny. Wszędzie dookoła nic nie było, a
kurz, który wszędzie zalegał, podnosił się niemal z każdym ich ruchem.
Dziewczyna zajęła miejsce kierowcy i po raz kolejny rozejrzała się dookoła,
żeby mieć pewność, że są tutaj zupełnie sami. Zacisnęła dłonie na kierownicy,
po czym ruszyła z miejsca.
Najpierw jechała po woli. Musiała
przypomnieć sobie wszystkie manewry. Już dwa lata nie ścigała się samochodem.
Tak na prawdę, to nie miała pojęcia, dlaczego zrezygnowała z tych wyścigów. W
nich też szło jej bardzo dobrze. Może nie tak, jak motorem, ale nigdy nie
dojechała na metę niżej, niż na trzecim miejscu. Później jeździła w kółko,
robiąc nagłe zakręty, jednak to dalej nie było wszystko, co musi przećwiczyć.
Wzięła głęboki oddech, po przejechaniu trzeciego kółka. Najwyższa pora, żeby
zrobić coś bardziej szalonego. Ustawiła pojazd zaraz naprzeciwko żółtego
kontenera. Raz kozie śmierć.
Zaczęła stopniowo dodawać gazu, aż w końcu rozpędziła się do dwustu dwudziestu. Słyszała, jak Louis krzyczy, że za chwilę się zabije, ale ona zupełnie go zignorowała i dopiero w ostatnim momencie zakręciła tak, że pojazd ustawił się równolegle do przeszkody. Znajdowała się od niej jakieś pięć centymetrów. Charakterystyczny uśmiech od razu zastąpił zdeterminowanie na jej twarzy. Zamknęła na moment oczy. Nie wyszła jeszcze z wprawy. Tym gorzej dla jej przeciwników.
Zaczęła stopniowo dodawać gazu, aż w końcu rozpędziła się do dwustu dwudziestu. Słyszała, jak Louis krzyczy, że za chwilę się zabije, ale ona zupełnie go zignorowała i dopiero w ostatnim momencie zakręciła tak, że pojazd ustawił się równolegle do przeszkody. Znajdowała się od niej jakieś pięć centymetrów. Charakterystyczny uśmiech od razu zastąpił zdeterminowanie na jej twarzy. Zamknęła na moment oczy. Nie wyszła jeszcze z wprawy. Tym gorzej dla jej przeciwników.
Potrząsnęła energicznie głową i wróciła
na środek pustego placu. Kiedy miała już hamować zakręciła tyłem samochodu tak,
że obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i od razu stanął w miejscu. Zaczęła
dodawać gazu, nie puszczając hamulców, tym samym sprawiając, że kurz zaczął
unosić się wielką chmurą dookoła niej. Na reszcie była w swoim żywiole.
Swoje ćwiczenia skończyła dopiero, kiedy dookoła było już zupełnie ciemno. Aktualnie siedziała na masce samochodu po turecku i, razem z Louisem, który stał obok niej, również opierając się o wóz, obserwowali gwiazdy. Musieli być na obrzeżach miasta, ponieważ tutaj można było dostrzec ich zdecydowanie więcej, niż na osiedlu chłopaków. Zamknęła oczy, odchylając głowę do tyłu, a na jej twarz wpłynął szeroki uśmiech, którego nie była w stanie pohamować. Dobrze wiedziała, że szatyn przygląda jej się dokładnie, jednak nie obchodziło jej to teraz. Gdzieś w środku czuła, że może mu zaufać tak, jak swoim przyjaciołom. Miała tylko jeden problem. Bała się, że kiedy już pozwoli mu na więcej, to on zacznie robić się taki, jak Niall i na każdym kroku będzie próbował ją nawrócić. Tego by nie zniosła. Wystarczy jej już w zupełności jedna, marudząca na każdym kroku niańka w postaci przyrodniego brata.
Swoje ćwiczenia skończyła dopiero, kiedy dookoła było już zupełnie ciemno. Aktualnie siedziała na masce samochodu po turecku i, razem z Louisem, który stał obok niej, również opierając się o wóz, obserwowali gwiazdy. Musieli być na obrzeżach miasta, ponieważ tutaj można było dostrzec ich zdecydowanie więcej, niż na osiedlu chłopaków. Zamknęła oczy, odchylając głowę do tyłu, a na jej twarz wpłynął szeroki uśmiech, którego nie była w stanie pohamować. Dobrze wiedziała, że szatyn przygląda jej się dokładnie, jednak nie obchodziło jej to teraz. Gdzieś w środku czuła, że może mu zaufać tak, jak swoim przyjaciołom. Miała tylko jeden problem. Bała się, że kiedy już pozwoli mu na więcej, to on zacznie robić się taki, jak Niall i na każdym kroku będzie próbował ją nawrócić. Tego by nie zniosła. Wystarczy jej już w zupełności jedna, marudząca na każdym kroku niańka w postaci przyrodniego brata.
- Ładnie
ci z uśmiechem na twarzy. – usłyszała cichy głos Louisa, co spowodowało, że od
razu spuściła głowę w dół, zasłaniając ją natychmiast włosami. Poczuła, jak
twarz zaczyna ją piec, ponieważ pojawiają się na niej dwa, ogromne rumieńce. Z
jednej strony było to niesamowite, że ten chłopak potrafi wywołać w niej takie
spontaniczne reakcje jednym, pustym komplementem. Natomiast z drugiej była tym
faktem przerażona. – Z rumieńcami również. – dodał po chwili milczenia i stanął
na wprost dziewczyny.
- Nie
prawda. – burknęła pod nosem bardziej do siebie, ale Lou i tak to usłyszał, co
sprawiło, że na jego twarzy pojawił się ogromny „banan”.
Wiedział, że nie powinien tego robić,
ale musiał zobaczyć, jaka będzie jej reakcja. Przyłożył niepewnie dwa palce do
jej podbródka i uniósł delikatnie do góry. Jej czekoladowe spojówki były
zasłonięte przez powieki, ale nie zniechęcił się tym. Przysunął swoją twarz do
jej na odległość kilku centymetrów sprawiając, że ich oddechy zaczęły mieszać
się ze sobą. Po woli przesunął dłoń na jej policzek i zaczął jeździć kciukiem
po kusząco wyglądających wargach. Zauważył, jak zagryza dolną, przez co wzdłuż
kręgosłupa przeszedł mu przyjemny dreszcz. Nie mógł już dłużej czekać.
Zachłannie wpił się w usta dziewczyny.
Kiedy tylko ich spragnione pocałunku wargi
spotkały się, Madi od razu otworzyła szeroko oczy. Czuła tysiące motyli w
podbrzuszu, które natychmiast obudziły się i zaczęły swój taniec. Nie
wiedziała, co robi, ale odruchowo wplotła swoje długie palce prawej dłoni w
jego wystylizowane włosy. Lewą natomiast zjechała na jego szyję i przyciągnęła
mocniej do siebie. Zsunęła się na masce samochodu i rozłożyła nogi tak, żeby
mógł wygodnie się między nimi ulokować. Po raz kolejny ją pocałował, a ona znów
nie chciała przerywać tego niesamowitego momentu. Poczuła, jak Louis uśmiecha
się do siebie, kiedy oplotła jego biodra swoimi łydkami. Było jej tak
wspaniale, kiedy swoim zwinnym językiem pieścił jej czułe podniebienie. Nie
wiedziała, dlaczego, ale miała wrażenie, że jeszcze nigdy z żadnym chłopakiem
całowanie nie wywoływało w niej tak wielu emocji na raz. Niestety, ale po raz
kolejny przerwano im w dość brutalny sposób.
OMG OMG OMG!!!!
OdpowiedzUsuńTego się nie spodziewałam *o*
Zaskoczyłaś mnie, pozytywnie oczywiście, tym pocałunkiem... Jestem ciekawa kto im przerwał, policja? Czekam na next!
OdpowiedzUsuńuuuu no szykuje się grubsza sprawa jestem ciekawa kto im przeszkodził w tym jakże interesującym momencie dużo weny i do następnego :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!
OdpowiedzUsuńaaaaaaaa! pocalowali się! i to nie raz!
*faaaaaaangirl*
już nie mogę się doczekać nn<3
weny życzę :) x
Ohh my goodness. To jest cudowne! ahdjdjjdjdjsjsisj. Szybkie samochody i motory shbshdjd. Kochaaam to!! :D
OdpowiedzUsuńAwww... LOUIS ja pocalowal. Ahxhshdujs. Normalnie szoook! :)
Jak ja sie nie moge doczekac tego wyscigu awwghhhhhh!! :)
Mam nadzieje ze rozdzial pojawi sie w sobotee ;)))
Pozdrawiam ! ;)
@luvmyniallers
O kurde... jaki długo rozdział ;D
OdpowiedzUsuńLepiej wyglądałoby chyba, jakbyś dała te rozmowy normalnie w tekście ;P
Rozdział bardzo fajny ;) Szybkie samochody, to moje życie ;D W jednym z moich blogów gdzie mam sporo rozdziałów, też jest ten motyw ;) Kocham
Nooo całuski całuski ;D *.*
Super napisałaś wszystko ;*
Mam nadzieję, że wyjdą z cienia.
OdpowiedzUsuńA rozdział jak zwykle genialny.
Wow! Jak słodko! Już jestem mega fanką Louisa i Madi!!
OdpowiedzUsuńMogę się jarać to się jaram <3 aa! ahaha, jejku, cudowny no! ONI SIĘ POCAŁOWALI TRALALALA. nie no, ahaha. Serio, nie mogę się już doczekać następnego *.* Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńsuper czekam na next :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!! Szkoda, że Hazza im przeszkodził. Byłoby ciekawie :)
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę. Pisz szybciutko <3
Mega! Nareszcie Madi przełamała w końcu choć trochę tę barierę.
OdpowiedzUsuń8)
Mam takie pytanie - jak robisz te sms'y? ;3
http://www.iphonetextgenerator.com/
Usuńnie ma za co ;d
O,super,dzięki! Może kiedyś mi się przyda. ;>
UsuńO jezu rozdział jest taki agrogldujzfjkgdjs <33 kocham masz duży talent :) jej jak ja bym chciała żeby była jakaś taka scenka żeby Madi tak mocno pokłóciła się z Niallem i Lou i żeby pojechała na wyścig i może poznała "kogoś" a Loui był by taki zazdrosny *____* hahahaha ten mój tok myślenia.
OdpowiedzUsuńAAAAH! Oni się pocałowali! :D To takie... urocze! Szkoda, że Hazza im przeszkodził ;) Ciekawa jestem kto, lub co im tym razem przerwało/ li... Musiałaś zakończyć w takim momencie?!
OdpowiedzUsuńI tak, Naill nie ma łatwego życia z nami xD
Czekam na nn :D
Aaaaaa!! Kocham to ! Jestem fanką <3 Trzymam Cie za słowo i chce rozdział w sobote !! Uwielbiam Cie !:D Wenyy
OdpowiedzUsuń