środa, 5 marca 2014

Chapter Eight: “Always develop your passion.”

Rozdział Ósmy: “Zawsze rozwijaj swoją pasję.” 
~*~
 "Życie bez pasji zabija."
______________________

         Kiedy wyszła z budynku była najszczęśliwszą osobą na świecie. W końcu skończył się pierwszy dzień, który okazał się niezwykle męczącym. Jeszcze nigdy nie musiała tyle razy tłumaczyć wszystkim dookoła, że nie szuka nowych znajomości. Oczywiście kilkakrotnie chłopaki, z którymi postanowiła mimo wszystko odnowić znajomość, musieli zareagować, kiedy Madeleine rozpędzała się i chciała wdawać w bójki. Dziękowała im za to z całej duszy.
         Weszła do domu, zupełnie ignorując brata, który oglądał telewizję w towarzystwie Liam 'a. Powędrowała najpierw do kuchni, gdzie zaopatrzyła się w karton z napojem pomarańczowym, a na następny cel obrała swój pokój. Rzuciła plecakiem na podłogę, kładąc kask na biurku. Poczuła wibracje w kieszeni. Chwyciła telefon w dłonie i odebrała wiadomość od Gareth ‘a, nie kryjąc zdziwienia, które wymalowało się na jej twarzy.
       Zeszła wściekła po schodach, prosto do lodówki. Jak ten frajer w ogóle mógł powiedzieć, że ona tchórzy?! Przecież to jest tak niedorzeczne, jak fakt, że polubi Anabelle. Ta blondi ma tak na imię. Trzasnęła z całej siły drzwiami od lodówki, nie zauważając, że ktoś stoi w wejściu.
- Zaraz zniszczysz ten nikomu nic niewinny przedmiot. – powiedział spokojnie Liam, obserwując szatynkę. Ta obrzuciła go tylko nienawistnym spojrzeniem, po czym jeszcze raz zrobiła dokładnie to samo, co przed chwilą.
- Widzę, że dziś nie w humorze. – w wejściu do pomieszczenia pojawiła się szczęśliwa głowa Louis ‘a. Madeleine mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, wychodząc z kuchni. Wróciła do pokoju tylko po papierosy i w tempie natychmiastowym znalazła się na podwórku.
      Zajęła jedno z krzeseł przy basenie i odpaliła pierwszą fajkę. Musi popracować nad nerwami. Ewentualnie zabić Gareth ‘a za to, że ją obraził, ale pierwsza opcja jest bezpieczniejsza. I tak miała już przesrane u policji, a zabójstwo wcale nie pomogłoby w polepszeniu sprawy. Zaciągnęła się dymem. Nikotyna skutecznie łagodziła jej zdenerwowanie. Rozejrzała się dookoła, zawieszając wzrok na oknie kuchennym. Zauważyła, jak trójka co chwilę na nią zerka. Można się, więc domyśleć, że rozmawiają na jej temat. Prychnęła pod nosem. Banda idiotów w za ciasnych gatkach. No bo, jak chłopak może chodzić w rurkach? Zdeptała peta i rzuciła go gdzieś za siebie, po czym na resztę dnia zamknęła w pokoju. Nie miała zamiaru rozmawiać z nikim.
         Kiedy już miała kłaść się spać usłyszała, jak jej telefon zaczyna wibrować. Zaklęła szpetnie pod nosem. Poczłapała jednak do biurka z zamiarem odebrania wiadomości, ale i postanowieniem, że jak tylko zobaczy na wyświetlaczu imię tego frajera, to od razu usunie wiadomość, nawet jej nie czytając.

          Rano obudziło ją mocne walenie w drzwi. Podniosła się niechętnie i otworzyła zamek w drzwiach. Od razu obrzuciła niechętnym wzrokiem podnieconego, przyrodniego brata. Widziała, jak świecą mu się oczy, a całą swoją postawą wskazywał, że coś mu się spodobało. Nie mógł wydobyć z siebie najmniejszego słowa, jedynie nie ogarnięte ruchy, którymi wskazywał na podwórko przed domem sygnalizowały Madi, gdzie ma się udać. Ta tylko wzruszyła ramionami i udała się we wskazanym kierunku.
        Kiedy jej bose stopy dotknęły trawy od razu wiedziała, o co chodzi. Na podjeździe stało Lamborghini Aventador. Samej Madeleine również oczy mało nie wyskoczyły z orbit. W tempie natychmiastowym znalazła się przy samochodzie, w którym siedział szczerzący się Dawid. Popatrzyła na niego zdziwiona, a później gestem ręki pokazała, żeby wysiadł z samochodu. Zaciągnęła go do salonu i kazała poczekać, aż się przebierze. Sama jak najszybciej ognała w kierunku pokoju. Wyciągnęła pierwsze lepsze ubrania z szafy, którymi okazały się być czarne, poszarpane rurki, szara bokserka, a na nią luźna bluzka, z napisem i skórzana kurtka. Na stopy wsunęła czarne Vansy i była już w pełni gotowa. Od razu wybiegła z powrotem na podwórko, z tą różnicą, że tym razem trzymała w dłoni plecak z książkami.
- Dawaj klucze. – zażądała, wystawiając dłoń w kierunku przyjaciela, na co on się tylko zaśmiał, ale spełnił jej żądanie. – Mój motor jest nietykalny nawet dla ciebie, do mojego pokoju też nie wolno nikomu wchodzić, wrócę po lekcjach i wtedy wszystko mi wytłumaczysz. – poinstruowała, wsiadając do samochodu.
          Zamknęła drzwi, rzuciła torbę na siedzenie obok i położyła dłonie na kierownicy. Dawno tego nie robiła; dawno nie jeździła samochodem, ale dla takiego cuda warto się przełamać. Wsadziła kluczyki w stacyjkę i odpaliła silnik, który przyjemnie zamruczał. Wcisnęła sprzęgło, wrzuciła wsteczny i po woli, żeby nie uszkodzić pojazdu, wyjechała na ulicę. Wrzuciła jedynkę i, zostawiając po sobie dym z palonych opon, odjechała. Powoli przyspieszała, aż w końcu doszła do trzeciego biegu. Lambo prowadziło się nienagannie, tylko trzeba było mu wstawić trochę mocniejszy silnik, skoro ma się nim ścigać i zdecydowanie wymienić hamulce. Poprzedni właściciel ich nie oszczędzał. Zaparkowała przed szkołą, przyciągając uwagę wszystkich, którzy aktualnie znajdowali się przed budynkiem. Uśmiechnęła się do siebie i wyszła z pojazdu. Zablokowała drzwi zamkiem centralnym i weszła do środka budynku.
- Skąd masz taką maszynę? – zapytał Nathan, obserwując ją dokładnie. Odpowiedział mu tylko perlisty śmiech dziewczyny.
- Dostałam prezent od znajomego z Mullingar. – powiedziała, rąbiąc charakterystyczny ruch ręką, który oznacza „zamykam usta” i weszła do klasy.
       Widziała, jak przez wszystkie lekcje ciekawość wręcz zżera jej dawnych przyjaciół od środka. Ale musieli się powstrzymywać, bo ona i tak im nie powie. Kiedy w końcu nadszedł czas na wf, Madi cieszyła się, jak głupia. Na boisku stała pierwsza. Jak się okazało tę lekcję miała wraz z Denisem, Nathanem i Danielem.
          Rozgrzewka minęła w szybkim tempie, a po niej nastąpiło wybieranie drużyn do gry w siatkówkę. Madeleine nie miała nic przeciwko, ale jednak wolałaby zagrać w coś, gdzie trzeba więcej biegania. Tęsknym spojrzeniem obrzuciła chłopaków, którzy wybierali składy do gry w nożną. Westchnęła zrezygnowana, stając po stronie „swojej drużyny”. Po pierwszym secie już wiadomo było, która dziewczyna będzie najlepsza w swoim roczniku z zajęć wychowania fizycznego. Madi starała się za każdym razem odbijać, kiedy piłka leciała właśnie na nią. Życie nauczyło ją, że musi pokazywać na każdym kroku, że jest we wszystkim najlepsza. Wtedy wszyscy dookoła ją szanują i ma święty spokój.
          Po lekcji musiała jeszcze chwilę zostać. Zastanawiała się, co nauczycielka od niej chce. Przestępowała nerwowo z nogi na nogę. Musi się pospieszyć, bo nie wie, kiedy będzie wyścig, a przydałoby się przypomnieć kilka sztuczek przed tym wieczorem. Westchnęła zrezygnowana, patrząc na zegarek, którego wskazówki jak na złość przesuwały się coraz szybciej. Rozejrzała się dookoła i na kilka sekund uśmiechnęła, kiedy zobaczyła biegnącą w jej stronę nauczycielkę. Kobieta w dość szybkim tempie przemierzała korytarz i już po chwili znalazła się przy szatynce.
- Przepraszam, ale musiałam zostać chwilę dłużej w pokoju nauczycielskim. – Madi niezauważalnie wywróciła oczami. Już ona wie, jak wyglądał powód, dla którego pani Kosowski została tam, zamiast uszanować cenny czas dziewczyny. – Chciałabym ci zaproponować miejsce w szkolnym składzie siatkarek. – powiedziała, uśmiechając się zachęcająco, na co Madeleine od razu pomachała przecząco głową.
- Nie. – odpowiedziała stanowczo. – Siatkówka, to nie sport, który pokochałam. – powiedziała, wskazując na kluczyki od samochodu i kierując się w stronę wyjścia. – Do widzenia. – dodała i odwróciła się na pięcie.
       Kiedy była już na dziedzińcu widziała, jak dookoła jej samochodu zdążyła zebrać się całkiem spora liczba osób, obserwujących pojazd. Uśmiechnęła się złośliwie pod nosem. Pewnie nie jeden z nich chciał mieć takie cudo na własność. Już miała ruszyć, kiedy poczuła nieprzyjemny uścisk na ramieniu. Natychmiast się odwróciła, a z jej ust wydobył się niekontrolowany jęk zawodu. Wolałaby już nawet zobaczyć za sobą Horan ‘a.
- Odwieziesz mnie dziś do domu. – powiedziała stanowczo Anabelle. Madeleine w odpowiedzi popukała się w czoło i ruszyła w kierunku samochodu. Nie zaszła daleko, ponieważ blondynka chyba za punkt honoru obrała sobie zdenerwowanie jej dzisiaj. – Bez dyskusji. Ja nie mam jeszcze prawa jazdy i od dziś to ty mnie odwozisz. – warknęła, patrząc prosto w oczy szatynki.
- Wiesz co, lakier do włosów chyba całkowicie wyżarł ci resztki mózgu. – sarknęła pokazując wskazującym palcem na swoją głowę i machając w kółko. Chciała jak najszybciej się stąd zmyć, a blondyna wcale jej w tym nie pomagała.
- Posłuchaj, właśnie proponuję ci przyjaźń. Wiesz, jesteś dobra z wf ‘u, jeździsz fajnymi samochodami, a ja mam kasę. Na pewno jakoś się dogadamy. – obstawała dalej przy swoim, przyklejając do twarzy sztuczny uśmiech. Madeleine po raz kolejny ponowiła próbę ucieczki. Stała się naprawdę zdenerwowana, kiedy znów nie udało jej się postawić nawet kroku.
- Posłuchaj mnie uważnie. – warknęła, mierząc palcem w jej klatkę piersiową. – Zapewniam cię, że mam więcej kasy niż ty. Jakbyś chciała tak bardzo wiedzieć i jeszcze nie zauważyła, to mnie denerwujesz, a ja nie mam zamiaru spędzać w twoim towarzystwie więcej czasu, niż to konieczne. – zakończyła, odchodząc z uniesioną głową.
        Ludzie, którzy dotąd stali przy jej samochodzie, widząc co się przed chwilą stało, od razu pouciekali. W myślach gratulowała im spostrzegawczości. Wsiadła do Lomborhgini i od razu odjechała. Nie miała zamiaru dłużej przebywać na terenie szkoły. Oczywiście, jak na nią przystało, prędkość była dość spora, więc po niecałych dziesięciu minutach parkowała już na podjeździe. Kiedy zgasiła silnik musiała odczekać chwilę, bo ktoś mógłby ucierpieć. Zacisnęła dłonie na kierownicy i zamknęła oczy. Tylko spokojnie; wdech i wydech. Nabrała pełno powietrza do płuc, a kiedy nie mogła już go dłużej utrzymać, to wypuściła je z cichym świstem. Emocje po woli zaczynały opadać. Panowanie nad nimi nie sprawiało już takich trudności. Wysiadła z samochodu i z plecakiem w ręku skierowała się do swojego pokoju. Ma zamiar właśnie teraz sprawdzić stan techniczny samochodu i lepiej, żeby nikt jej w tym nie przeszkodził, bo może być krucho. Wbiegła po schodach na górę, zupełnie ignorując blondyna i szatyna, rozmawiających w kuchni. Ich znajomość zdecydowanie za bardzo się rozwinęła przez te ostanie kilka godzin, przez których siedziała w szkole i użerała się ze wszystkimi dookoła.
        Podeszła do szafy i wyjęła z niej ubrania, w których chodziła po szpitalu. Jeżeli wysmaruje się cała smarem, to przynajmniej nie zniszczy ubrań, w których chodzi na co dzień. Związała włosy w luźnego warkocza i pozwoliła mu swobodnie opaść na prawe ramię. Wzięła ze sobą dwie puste butelki po napojach i zeszła do kuchni. Zupełnie ignorując obecność chłopaków zaczęła grzebać w lodówce. Była cholernie głodna, a silnik musi akurat trochę przestygnąć. Wyjęła jakiś biały serek i wzięła chleb po czym zrobiła dwie kanapki. Chwyciła je w obie ręce i gryząc jedną usiadła w salonie, włączając telewizor na pierwszej lepszej stacji.
- Coś musiało ją nieźle zdenerwować. – usłyszała głos Gareth ‘a. Westchnęła zrezygnowana. Czy oni już nie mają innych tematów do rozmowy, tylko to, co ją właśnie ugryzło. No trudno, niech się trochę koprodukują, a ona z chęcią posłucha.
- Wiesz. Od jakiegoś czasu robię to albo ja, albo moi przyjaciele z zespołu. – mruknął Niall, a Madeleine zachciało się śmiać. Usiłowała się jednak powstrzymać, co marnie jej wychodziło.
- Mnie się też ostatnio zebrało. Jak widać jeszcze jej nie przeszło. – odpowiedział przyjaciel Madi, a ona sama zauważyła, jak w pocieszającym geście pociera ramię jej przyrodniego brata. W tym momencie nie była w stanie powstrzymać szaleńczego chichotu.
- Panienki, może w końcu przestaniecie mnie obgadywać? – warknęła opanowana. Jak ona strasznie lubi robić sobie z nich jaja. Usłyszała tylko, jak któryś z nich zaklął pod nosem.
       Przybrała nieodgadniony wyraz twarzy i udała się w kierunku kuchni. W cale się nie odzywając podeszła po raz kolejny do lodówki i wyjęła z niej sok pomarańczowy, z którym się ostatnio nie rozstaje. Niemalże czuła na sobie spojrzenie dwóch par oczu. Niewzruszona usiadła na blacie i zaczęła pić napój, dalej ignorując chłopaków.
- Byłeś na tyle inteligentny, żeby zabrać ze sobą narzędzia i zapasowe części, czy równie domyślny jak ty Dawid nawet nie zrobił przeglądu? – zapytała, zakręcając butelkę. Chłopak nie musiał nic mówić. Wystarczyło, że zobaczyła zmieszanie na jego twarzy i już wiedziała wszystko.
- No ten tego … Wiesz … - zaczął się jąkać. Madi pokręciła głową z dezaprobatą, załamując ramiona. Naprawdę wierzyła w resztki myślenia u swoich przyjaciół. – Nie było przeglądu, ale mam trochę zapasowych części, więc możesz działać. – powiedział nagle, podrywając się z siedzenia. Obrzuciła go beznamiętnym spojrzeniem, udając się w kierunku drzwi wyjściowych.
      Myślała, że padnie ze śmiechu, kiedy Loczek i Louis stali na podjeździe, wpatrując się w jej samochód. Pokręciła tylko głową i podeszła do nich od tyłu. Już miała zamiar rzucić się na nich, żeby ich przestraszyć, ale wyprzedził ją Niall, których pchnął swoją siostrę na Lou. Dziewczyna, nie przygotowana na taki ruch ze strony blondyna, wylądowała z chłopakiem prosto na trawniku. Zaklęła pod nosem, kiedy upadła na lekko zdarte kolana. Otworzyła szeroko oczy.
       Pozycja, w jakiej się znajdowali była dość dwuznaczna. Madi leżała na szatynie i patrzyła prosto w jego niebieskie, hipnotyzujące tęczówki. On natomiast trzymał dłonie na jej biodrach i nie zamierzał ruszać się nawet o milimetr. Ich twarze dzieliło jedynie kilka milimetrów. Ocknęła się, kiedy usłyszała, jak Gareth zmierza w ich stronę. McColl darł się na całe gardło, że nadchodzi, więc trudno było to przegapić. Natychmiast usiadła na trawie i zaczęła się rozglądać dookoła  poszukiwaniu jakiejkolwiek deskorolki. Doskonale zdawała sobie sprawę, że wszyscy aktualnie się na nią gapią, ale miała ich głęboko w dupie. Kiedy nie znalazła poszukiwanego przedmiotu na czworaka podeszła do samochodu i chwyciła lewarek, który znalazł się w niewyjaśnionych okolicznościach obok niej. Podniosła samochód trochę do góry, po czym weszła pod niego, żeby zając się przeglądem.
- Do prawdy Madeleine. Twój talent do wychodzenia z niezręcznych sytuacji naprawdę mnie zadziwia. – usłyszała głos swojej podświadomości, który postanowiła zupełnie zignorować.
- Latarka. – mruknęła, wystawiając dłoń spod pojazdu. Nie musiała długo czekać, a przedmiot znalazł się w jej dłoni. Od razu, kiedy tylko włączyła światło myślała, że wyjdzie z siebie i stanie obok. – Pojebało?! – warknęła.
- Aż tak źle? – dobiegł ją głos Gareth ‘a. Westchnęła żałośnie, wyciągając telefon z kieszeni dresów. Miała mało miejsca i ledwo się ruszała, ale nie mogła czekać. Musiała w tym momencie opieprzyć Davida, żeby jej się przypadkiem nie zapomniało. Wykręciła numer przyjaciela, po czym położyła go sobie obok głowy z głośno mówiącym.
~ Madeleine? Czy ten pajac nie dojechał w jednym kawałku? – usłyszała od razu po drugiej stronie. Słyszała, jak szatyn rzuca się z powodu przezwiska, jakie właśnie zostało użyte na jego temat. Postanowiła wykorzystać resztki opanowania i nie odezwała się nawet słowem.
~ To cud, że dojechał bez szwanku. – mruknęła pod nosem, przesuwając się w prawo, żeby sprawdzić kolejne elementy podwozia.
~ Czekaj, czekaj. To co z tym samochodem jest nie tak? – zapytał zdziwiony.
~ Klocki do wymiany. Pasek do wymiany. Nie sprawdzałam poziomu płynów, ale sądząc po twoim zdziwieniu ty nie oglądałeś tego samochodu przed wyjazdem, więc zważając na inteligencję tych dwóch frajerów wszystko jest możliwe. – mruknęła pod nosem. Podniosła prawą nogę z impetem do góry, kiedy któryś usiłował ją wyciągnąć. W odpowiedzi dostała jęk – musiała trafić w jakieś fajne miejsce.
~ Poczekaj chwilę. – poprosił. Po chwili w słuchawce dało się słyszeć dosyć głośne „Allan, ty cioto!”. Dobrze wiedziała, że jej przyjaciel jest zdenerwowany, bo nienawidzi, kiedy z warsztatu wyjeżdża nie do końca naprawione auto, a już szczególnie, kiedy na niego patrzył. – Tych dwóch debili stwierdziło, że we dwójkę na pewno sobie poradzicie. Jak tylko stąd wyjdę, to obiecuje, że zabije najpierw jego, a później tego drugiego. – usłyszała ciężkie westchnięcie
~ Pierwsza to zrobię. – zapewniła, wydostając się spod samochodu. Telefon trzymała w prawej ręce, ale wręczyła go Louis ‘owi. Oczywiście nie szczędziła sobie miażdżącego, spojrzenia, które miało go ostrzec.
~ Gareth, macie skąd wziąć części? – ewidentnie powstrzymywał się od tego, żeby nie zwyzywać przyjaciela.
~ Ja znam. – mruknęła Madi. – Dobra, kończę. Pa. – dodała, po czym wcisnęła czerwoną słuchawkę na telefonie, który wcześniej odebrała od Lou.
         Naprawa samochodu trwała dwa tygodnie. Przez ten czas najdłużej musieli czekać na nowe części. Madeleine nie dawała się nikomu zbliżyć do pojazdu, a co za tym idzie wszystko naprawiała zupełnie sama. Stwierdziła, że woli mieć pewność, co do stanu technicznego pojazdu, a już szczególnie przed wyścigiem. Oczywiście Gareth obraził się na nią śmiertelnie i nie odzywał w ogóle. Za każdym razem, kiedy Madi wchodziła do jakiegoś pomieszczenia – on go opuszczał. Szatynce nie było przykro, a nawet wręcz przeciwnie; ledwo hamowała się przed wybuchem śmiechu.
         Właśnie skończyła naprawę ostatniej części. Była cała umazana smarem, więc postanowiła iść się umyć. Zamknęła samochód, który stał w garażu, dzięki wspaniałemu pomysłowi Niall ‘a, który nie mógł pozwolić, żeby takie cudeńko stała na polu i było narażone na złośliwość natury. Madeleine tym razem nie protestowała. Weszła szybko po schodach, a zaraz potem do swojego pokoju. Nie zważając na to, że ktoś przygląda się jej z łóżka podeszła do szafy. Zaczęła w niej grzebać, co skutkowało wyjęciem pierwszych lepszych ubrań, czyli swetra z ćwiekami na ramionach i krótkich, dżinsowych szortów. Postanowiła, że po więcej wróci, jak tylko się umyje. Odwróciła się i mało nie padła na zawał.
- Cześć. – powiedział wyszczerzony Louis, widząc reakcję Madeleine. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że najpierw go nie zauważy, a później wystraszy.
- Kto pozwolił ci wejść do mojego pokoju? – warknęła, maskując zdziwienie na twarzy. Nie miała zamiaru być miła. I tak na za dużo pozwalała sobie w jego towarzystwie. Kiedy nie ruszył się nawet o milimetr wskazała na drzwi.
       Odpowiedział jej tylko śmiech chłopaka. Nie wiedziała, czy ciśnienie wędruje jej w górę dlatego, że jej nie posłuchał, czy się z niej śmieje. Zacisnęła powieki, usiłując opanować nerwy. Zdecydowanie zbyt często nie panuje nad emocjami, od kiedy znalazła się z powrotem w Londynie. Machnęła na niego ręką i opuściła pomieszczenie. Ma nadzieję, że niebieskooki zdaje sobie sprawę z tego, że jeżeli czegokolwiek dotknie, to wyląduje na cmentarzu.
    Gdy piętnaście minut później weszła odświeżona do pokoju, a chłopak dalej w nim przebywał nie powiedziała nic. Westchnęła zrezygnowana nad swoim ciężkim losem i postanowiła go zupełnie zignorować. Podeszła do szuflady z bielizną i wyjęła z niej czarne nadkolanówki. Włożyła kolczyki w uszy, wargę i nos, po czym wyjęła z szafy swoje krótkie Converse. Wręcz czuła na sobie palące spojrzenie Lou. Odwróciła się i podeszła do biurka. Zaczęła szukać na nim swojego prawa jazdy na samochody – musi się przygotować, ponieważ dawno nie brała udziału w wyścigach, które nie dotyczyły motorów. Westchnęła ciężko, zaciskając w palcach plastikowy kartonik i usilnie próbowała przypomnieć sobie, gdzie mogłaby się udać. Zaklęła pod nosem, kiedy nic nie przyszło jej do głowy.
       W pewnym momencie poczuła, jak na jej biodrach spoczywają dwie, duże dłonie. Zdziwiona nie była w stanie nawet się poruszyć. Dobrze wiedziała, kto to, ale jakaś wewnętrzna siła, której nie była w stanie się przeciwstawić, kazała dziewczynie poddać się dotykowi chłopaka. Zamknęła, rozszerzone przed chwilą do nienaturalnych rozmiarów, oczy. Louis zaczął delikatnie całować jej kark. Odgarnęła włosy na jedną stronę, tym samym zachęcając go jeszcze bardziej do tego, co robi. Podobało jej się to. W pewnym momencie szatyn odwrócił ją do siebie przodem, dłonie natomiast położył na jej pośladkach. Zaczął wpatrywać się w jej usta. Madeleine dobrze wiedziała, co chce zrobić, ale zauważyła również, że się waha. Niewiele myśląc oblizała usta, zmniejszając odległość między nimi do kilku milimetrów.

       Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. Pił się w nią z zachłannością, jakiej sam po sobie się nawet nie spodziewał. Madeleine odwzajemniała każdy pocałunek. Jeszcze nigdy nie czuła się tak podniecona, chociaż nic konkretnego nie zrobili. Wplotła palce we włosy Lou, a kiedy poczuła, jak podnosi ją do góry i sadza na biurku, owinęła jego biodra nogami. Nie protestowała, kiedy poprosił o dostęp do jej buzi. Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny, a dłonie szatyna zaczęły wędrować pod jej sweterkiem. Oboje czuli, że ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
        Niestety, ktoś w dosyć brutalny sposób odważył się im przerwać. Drzwi do pokoju dziewczyny otworzyły się z głośnym hukiem, a ona sama pisnęła przerażona, chowając zaczerwienioną twarz w zagłębieniu szyi rozbawionego Tomlinson ‘a. W wejściu stał bardzo zdziwiony Harry i z niedowierzaniem wpatrywał się w plecy swojego przyjaciela. Madeleine poruszyła się niepewni na biurku, dając tym samym do zrozumienia, że chce z niego zejść. Chłopak chyba zrozumiał, o co jej chodzi, bo zaraz odsunął się na niewielką odległość, umożliwiającą dziewczynie postawienie stóp na podłodze. Oczywiście dalej chowała się za nim, próbując ukryć dwie, ogromne, szkarłatne plamy na swojej twarzy. Oboje zupełnie zapomnieli o obecności Lokowatego, który chyba odzyskał świadomość tego, czego był przed chwilą obserwatorem.
- Niall! – wydarł się na całe gardło, a mina Louis ‘a od razu spoważniała. Domyślał się, co jego przyjaciel chce zrobić – wygadać chłopakom o pocałunku jego i Madi. Nie mógł na to pozwolić, bo dziewczyna już nigdy nie dopuściłaby go do siebie na odległość mniejszą, niż dwa metry.
       Od razu odskoczył od niej i rzucił się w pościg za Styles ‘em. Dziewczyna uczyniła to samo, ale postanowiła w bardziej dyskretny sposób obserwować, co zrobią chłopaki – tak na wszelki wypadek, żeby nikt się nie domyślił, o co chodzi. Zamykając drzwi do swojego królestwa zauważyła, jak oboje zbiegają już po schodach. Postanowiła przyspieszyć nieznacznie.
- Niall! – ponownie usłyszała nawoływanie Lokowatego, ale postanowiła opanować w sobie chęć rzucenia się biegiem, żeby jak najszybciej rozbić tę jego włochatą głowę o ścianę. Zeszła na dół i z obojętnym wyrazem twarzy powędrowała do kuchni.
       Wyjęła z lodówki butelkę z wodą, po czym usiadła na wysepce kuchennej, tak żeby mogła obserwować, co dzieje się w salonie, gdzie byli wszyscy członkowie zespołu, wraz z Gareth ‘em. Przyłożyła butelkę do ust i przekręciła tak, żeby ciecz mogła rozlać się po jej ustach i przełyku. Kiedy skończyła, zakręciła opakowanie z napojem i oblizała usta uświadomiła sobie, że cały czas czuje na nich smak warg Tomlinson ‘a. Od razu przypomniało jej się zdarzenie sprzed niecałych pięciu minut. Co dziwne – w cale tego nie żałowała, a nawet wręcz przeciwnie – z chęcią znów by go pocałowała. Potrząsnęła głową, usiłując wyrzucić z niej ostatnią myśl. Uświadomiła sobie, że miała obserwować, co dzieje się w salonie. Przeraziła się, kiedy rozbawiony Liam, wraz z Mulatem siedzieli na Louis ‘ie, a Loczek już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. Chwyciła pierwszą lepszą rzecz, jak był pod ręką (jabłko) i rzuciła nią przed siebie z całej siły. Owoc wylądował prosto na głowie Styles ‘a, co skutkowało tym, że pocierając obolałe miejsce, odwrócił się w jej stronę. Obrzuciła go spojrzeniem mówiącym: „Jeżeli nie chcesz, żeby zbierali cię ze ścian, to lepiej się zamknij”. Poskutkowało. Zadowolona z siebie, nie spuszczając morderczego wzroku z Harry ‘ego, udała się w kierunku salonu.
- Gdzie jest jakiś duży plac, na którym mogłabym pojeździć bez zainteresowania policji? – zapytała szatynka, jak gdyby nigdy nic rzucając się pomiędzy Malika i Gareth ‘a. Niall obrzucił ją złym spojrzeniem. Westchnęła ciężko, wiedząc co się zaraz stanie.
- Nie będziesz brała udziału w żadnych wyścigach. – warknął w jej kierunku. Ona tylko westchnęła zrezygnowana i popatrzyła na Louisa, który trzymał się za zdarty policzek. Chłopak pokiwał niezauważalnie głową na „tak”.
- Spadam stąd w takim razie. – mruknęła i udała się w kierunku wyjścia z domu. Kiedy była już przy samochodzie i miała do niego wsiąść, poczuła wibracje w kieszeni. Wyjęła niechętnie telefon, a kiedy zobaczyła nadawcę wiadomości odruchowo popatrzyła w okno.
Pokiwała twierdząco głową, że zrozumiała i wykonała wcześniej przerwaną czynność. Kiedy tylko dojechała pod wskazany wcześniej przez Tomlinson ‘a dom, zatrzymała się i zaczęła czekać. Domyślała się, oczywiście głównie po wielkości, że ta chata jest właśnie jego. Nie musiała czekać długo, a chłopak już po chwili pojawił się przy niej. Zmierzyła go zdziwionym spojrzeniem, kiedy bez najmniejszego słowa zajął miejsce kierowcy. Pokręciła przecząco głową informując tym samym, że się nie zgadza.
- No już nie bądź taka. Przecież zawiozę cię tylko w jakieś odludnione miejsce i już oddaję kluczyki. – poprosił niemal błagalnym tonem, robiąc miną kota z Shyrek ‘a. Madeleine westchnęła cicho pod nosem, ale podała mu klucze i niechętnie usiadła po drugiej stronie. Widziała, jak oczy Lou zaświeciły się, kiedy tylko odpalił silnik.
           Całą drogę pokonali w zupełnej ciszy. Każde zamyślone. Kiedy Louis skręcił w jakąś uliczkę, Madeleine zaczęła się uważnie rozglądać. Co prawda wcześniej mieszkała w Londynie, ale nie pamięta tego miejsca. Uśmiechnęła się do siebie. Wtedy była zupełnie inną osobą. Jest pewna, że jeżeli powiedziałaby komuś kilka lat temu, że teraz będzie wygrywać nielegalne wyścigi motorowe, to na pewno wyśmiałby ją.
              Kiedy znaleźli się na miejscu, Louis od razu wysiadł z samochodu, nawet nie gasząc silnika, po czym udał się usiąść na jakiś stary, metalowy kontener. Madeleine rozejrzała się dookoła. Chłopak wywiózł ją na jakieś stare magazyny. Wszędzie dookoła nic nie było, a kurz, który wszędzie zalegał, podnosił się niemal z każdym ich ruchem. Dziewczyna zajęła miejsce kierowcy i po raz kolejny rozejrzała się dookoła, żeby mieć pewność, że są tutaj zupełnie sami. Zacisnęła dłonie na kierownicy, po czym ruszyła z miejsca.
          Najpierw jechała po woli. Musiała przypomnieć sobie wszystkie manewry. Już dwa lata nie ścigała się samochodem. Tak na prawdę, to nie miała pojęcia, dlaczego zrezygnowała z tych wyścigów. W nich też szło jej bardzo dobrze. Może nie tak, jak motorem, ale nigdy nie dojechała na metę niżej, niż na trzecim miejscu. Później jeździła w kółko, robiąc nagłe zakręty, jednak to dalej nie było wszystko, co musi przećwiczyć. Wzięła głęboki oddech, po przejechaniu trzeciego kółka. Najwyższa pora, żeby zrobić coś bardziej szalonego. Ustawiła pojazd zaraz naprzeciwko żółtego kontenera. Raz kozie śmierć. 
Zaczęła stopniowo dodawać gazu, aż w końcu rozpędziła się do dwustu dwudziestu. Słyszała, jak Louis krzyczy, że za chwilę się zabije, ale ona zupełnie go zignorowała i dopiero w ostatnim momencie zakręciła tak, że pojazd ustawił się równolegle do przeszkody. Znajdowała się od niej jakieś pięć centymetrów. Charakterystyczny uśmiech od razu zastąpił zdeterminowanie na jej twarzy. Zamknęła na moment oczy. Nie wyszła jeszcze z wprawy. Tym gorzej dla jej przeciwników.
        Potrząsnęła energicznie głową i wróciła na środek pustego placu. Kiedy miała już hamować zakręciła tyłem samochodu tak, że obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i od razu stanął w miejscu. Zaczęła dodawać gazu, nie puszczając hamulców, tym samym sprawiając, że kurz zaczął unosić się wielką chmurą dookoła niej. Na reszcie była w swoim żywiole.
       Swoje ćwiczenia skończyła dopiero, kiedy dookoła było już zupełnie ciemno. Aktualnie siedziała na masce samochodu po turecku i, razem z Louisem, który stał obok niej, również opierając się o wóz, obserwowali gwiazdy. Musieli być na obrzeżach miasta, ponieważ tutaj można było dostrzec ich zdecydowanie więcej, niż na osiedlu chłopaków. Zamknęła oczy, odchylając głowę do tyłu, a na jej twarz wpłynął szeroki uśmiech, którego nie była w stanie pohamować. Dobrze wiedziała, że szatyn przygląda jej się dokładnie, jednak nie obchodziło jej to teraz. Gdzieś w środku czuła, że może mu zaufać tak, jak swoim przyjaciołom. Miała tylko jeden problem. Bała się, że kiedy już pozwoli mu na więcej, to on zacznie robić się taki, jak Niall i na każdym kroku będzie próbował ją nawrócić. Tego by nie zniosła. Wystarczy jej już w zupełności jedna, marudząca na każdym kroku niańka w postaci przyrodniego brata.
- Ładnie ci z uśmiechem na twarzy. – usłyszała cichy głos Louisa, co spowodowało, że od razu spuściła głowę w dół, zasłaniając ją natychmiast włosami. Poczuła, jak twarz zaczyna ją piec, ponieważ pojawiają się na niej dwa, ogromne rumieńce. Z jednej strony było to niesamowite, że ten chłopak potrafi wywołać w niej takie spontaniczne reakcje jednym, pustym komplementem. Natomiast z drugiej była tym faktem przerażona. – Z rumieńcami również. – dodał po chwili milczenia i stanął na wprost dziewczyny.
- Nie prawda. – burknęła pod nosem bardziej do siebie, ale Lou i tak to usłyszał, co sprawiło, że na jego twarzy pojawił się ogromny „banan”.
        Wiedział, że nie powinien tego robić, ale musiał zobaczyć, jaka będzie jej reakcja. Przyłożył niepewnie dwa palce do jej podbródka i uniósł delikatnie do góry. Jej czekoladowe spojówki były zasłonięte przez powieki, ale nie zniechęcił się tym. Przysunął swoją twarz do jej na odległość kilku centymetrów sprawiając, że ich oddechy zaczęły mieszać się ze sobą. Po woli przesunął dłoń na jej policzek i zaczął jeździć kciukiem po kusząco wyglądających wargach. Zauważył, jak zagryza dolną, przez co wzdłuż kręgosłupa przeszedł mu przyjemny dreszcz. Nie mógł już dłużej czekać. Zachłannie wpił się w usta dziewczyny.
        Kiedy tylko ich spragnione pocałunku wargi spotkały się, Madi od razu otworzyła szeroko oczy. Czuła tysiące motyli w podbrzuszu, które natychmiast obudziły się i zaczęły swój taniec. Nie wiedziała, co robi, ale odruchowo wplotła swoje długie palce prawej dłoni w jego wystylizowane włosy. Lewą natomiast zjechała na jego szyję i przyciągnęła mocniej do siebie. Zsunęła się na masce samochodu i rozłożyła nogi tak, żeby mógł wygodnie się między nimi ulokować. Po raz kolejny ją pocałował, a ona znów nie chciała przerywać tego niesamowitego momentu. Poczuła, jak Louis uśmiecha się do siebie, kiedy oplotła jego biodra swoimi łydkami. Było jej tak wspaniale, kiedy swoim zwinnym językiem pieścił jej czułe podniebienie. Nie wiedziała, dlaczego, ale miała wrażenie, że jeszcze nigdy z żadnym chłopakiem całowanie nie wywoływało w niej tak wielu emocji na raz. Niestety, ale po raz kolejny przerwano im w dość brutalny sposób.
Panie Boże, nie za dobrze bawisz się tam na górze?

(Tak Madeleine jeździła, ale gif już nie zmieścił mi się w tamtym miejscu, więc dodaję go tutaj)

17 komentarzy:

  1. OMG OMG OMG!!!!
    Tego się nie spodziewałam *o*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaskoczyłaś mnie, pozytywnie oczywiście, tym pocałunkiem... Jestem ciekawa kto im przerwał, policja? Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. uuuu no szykuje się grubsza sprawa jestem ciekawa kto im przeszkodził w tym jakże interesującym momencie dużo weny i do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział!
    aaaaaaaa! pocalowali się! i to nie raz!
    *faaaaaaangirl*
    już nie mogę się doczekać nn<3
    weny życzę :) x

    OdpowiedzUsuń
  5. Ohh my goodness. To jest cudowne! ahdjdjjdjdjsjsisj. Szybkie samochody i motory shbshdjd. Kochaaam to!! :D
    Awww... LOUIS ja pocalowal. Ahxhshdujs. Normalnie szoook! :)
    Jak ja sie nie moge doczekac tego wyscigu awwghhhhhh!! :)
    Mam nadzieje ze rozdzial pojawi sie w sobotee ;)))
    Pozdrawiam ! ;)
    @luvmyniallers

    OdpowiedzUsuń
  6. O kurde... jaki długo rozdział ;D
    Lepiej wyglądałoby chyba, jakbyś dała te rozmowy normalnie w tekście ;P
    Rozdział bardzo fajny ;) Szybkie samochody, to moje życie ;D W jednym z moich blogów gdzie mam sporo rozdziałów, też jest ten motyw ;) Kocham
    Nooo całuski całuski ;D *.*

    Super napisałaś wszystko ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam nadzieję, że wyjdą z cienia.
    A rozdział jak zwykle genialny.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow! Jak słodko! Już jestem mega fanką Louisa i Madi!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Mogę się jarać to się jaram <3 aa! ahaha, jejku, cudowny no! ONI SIĘ POCAŁOWALI TRALALALA. nie no, ahaha. Serio, nie mogę się już doczekać następnego *.* Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział!! Szkoda, że Hazza im przeszkodził. Byłoby ciekawie :)
    Dużo weny życzę. Pisz szybciutko <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Mega! Nareszcie Madi przełamała w końcu choć trochę tę barierę.
    8)


    Mam takie pytanie - jak robisz te sms'y? ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://www.iphonetextgenerator.com/
      nie ma za co ;d

      Usuń
    2. O,super,dzięki! Może kiedyś mi się przyda. ;>

      Usuń
  12. O jezu rozdział jest taki agrogldujzfjkgdjs <33 kocham masz duży talent :) jej jak ja bym chciała żeby była jakaś taka scenka żeby Madi tak mocno pokłóciła się z Niallem i Lou i żeby pojechała na wyścig i może poznała "kogoś" a Loui był by taki zazdrosny *____* hahahaha ten mój tok myślenia.

    OdpowiedzUsuń
  13. AAAAH! Oni się pocałowali! :D To takie... urocze! Szkoda, że Hazza im przeszkodził ;) Ciekawa jestem kto, lub co im tym razem przerwało/ li... Musiałaś zakończyć w takim momencie?!
    I tak, Naill nie ma łatwego życia z nami xD
    Czekam na nn :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Aaaaaa!! Kocham to ! Jestem fanką <3 Trzymam Cie za słowo i chce rozdział w sobote !! Uwielbiam Cie !:D Wenyy

    OdpowiedzUsuń