Rozdział Siódmy: “Jeżeli pasja sprawia, że jesteś popularny w
swoim środowisku – korzystaj z tego, ale nigdy w złej wierze.”
~*~
„Ilością znajomych można zmierzyć popularność, ale do mierzenia
sławy – potrzebni są wrogowie.”
~ Władysław Grzeszczyk
„Parada paradoksów”
____________________________
Znudzona po kilkunastominutowym, bezproduktywnym wegetowaniu w łóżku, podniosła się z niego i zbiegła po schodach na dół, idąc prosto do kuchni. Szare, sprane dresy i stara koszulka z dziwacznym napisem, które miała na sobie, były znacznie za duże na jej drobne ciało, przez co musiała co chwilę poprawiać je na zmianę. Musiała jednak przyznać, że ubrania Nialla były wygodne i dawały odpowiednią ilość ciepła do spania. Dlatego nie zamierzała mu ich nigdy więcej oddawać.
Wyjęła z lodówki napój, a z szafki paczkę kukurydzianych chrupek. Była głodna, ale nie miała czasu na gotowanie czy zamawianie jedzenia. Dlatego usiadła na blacie i opierając się plecami o lodówkę, otworzyła foliowe opakowanie, od razu biorąc się za jedzenie. Wyjrzała za okno na ulicę, po której poruszało się zadziwiająco niewiele samochodów. Dom Nialla znajdował się w dość ruchliwej ulicy. Zerknęła na zegarek i skrzywiła się mocno. Czas uciekał, a ona nie była w ogóle gotowa do wyjścia.
Kiedy opróżniła już całą paczkę z jej zawartości, wyrzuciła ją do śmieci, ówcześnie zeskakując z blatu. Dopiła napój, to samo robiąc z puszką po nim. Rozciągnęła się i wolnym krokiem ruszyła w stronę salonu, rozglądając się uważnie dookoła. Musiała rozprostować wszystkie kończyny, chcąc pozbyć się nieprzyjemnego mrowienia na łydkach. Weszła do salonu, gdzie świeciło pustkami. Niebezpieczna sprawa. Madeleine zawsze powinna wiedzieć, gdzie ta banda kretynów aktualnie się znajduje. Podeszła do komody i wzięła do ręki jedną z ramek na niej stojących. Przyjrzała się uważnie małemu blondasowi, który całą twarz miał umazaną czekoladą. Przesłodki widok. Odstawiła fotografię natychmiast, kiedy usłyszała trzask drzwi. Nie czekając na nic więcej udała się do swojego pokoju. Musieli nie zauważyć, że w ogóle z niego wychodziła.
| Westchnęła ciężko nad
swoim losem i zaczęła schodzić po schodach. Była już przygotowana psychicznie i
mentalnie na pogadankę, że ma wrócić trzeźwa i nie po dziesiątej. No cóż, jak
Naill ma taki kaprys, to niech sobie pogada. Ona i tak zrobi swoje. Przeszła
obok salonu, gdzie grali na konsoli, starając się zrobić jak najmniej hałasu.
Może tym razem się uda. Podeszła do drzwi i otworzyła je. Z jej ust wydobył się
przeciągły jęk zawodu. Czy ona na prawdę musi mieć aż takiego pecha?
- Słuchaj, jeżeli chcesz sobie pogadać, to proszę
bardzo, ale radzę ci się sprężyć, bo zaraz przyjedzie moja taksówka. - warknęła.
Nie miała zamiaru patrzeć na osobnika, który właśnie przed nią stoi i szczerzy
się szeroko.
- To może przynajmniej pozwól mi się zawieść tam,
gdzie chcesz iść. - powiedział, robiąc szerokie oczy i błagalną minę. A co jej
tam, najwyżej nie opędzi się w szkole od plotek na temat swojego sławnego
chłopaka. Wzruszyła ramionami.
- No dobra, ale to tłumaczysz taksówkarzowi, że
niepotrzebnie się fatygował. - powiedziała, wskazując na żółty samochód, który
właśnie podjechał pod bramę. Louis wyszczerzył się i poszedł do drzwi. Zaczął
coś tłumaczyć, żywo gestykulując rękami, a Madeleine zastanawiała się, czy aby
na pewno dobrze zrobiła. Nie zdążyła jednak nie zdążyła powiedzieć, ponieważ
zauważyła, jak chłopak zaprasza ją gestem ręki do swojego samochodu. Wzruszyła
ramionami. Przecież nie ma nic do stracenia, chyba ...
Jechali w całkowitej
ciszy. Żadne z nich nie wiedziało, na jaki temat mogliby poruszyć rozmowę.
Oboje pozostawali, więc w swoich własnych myślach. Kiedy wreszcie znaleźli się
na miejscu, Louis od razu wyszedł i obszedł samochód, żeby otworzyć Madeleine
drzwi.
- To nie mów im, gdzie jestem, co robię, a czy wrócę
na noc, to kwestia bardzo sprzeczna i jeszcze wiele rzeczy może się w niej
zmienić. - powiedziała, patrząc prosto w rozbawione oczy szatyna.
- Zadzwoń, kiedy impreza się skończy. Przyjadę po
ciebie. - powiedział, hamując śmiech.
- Pewnie tak samo, jak wczoraj wieczorem. - pomyślała, ale nie odezwała się, nie chcąc rzucać kąśliwej uwagi.
Odwróciła się i
nic nie mówiąc udała się w kierunku dosyć sporego domu. Kiedy otworzyła drzwi
uderzyła w nią niesamowicie głośna muzyka. Zamrugała kilkakrotnie, żeby
odzyskać świadomość po konfrontacji z dużą ilością decybeli. Pewnym krokiem
weszła do środka i rozejrzała się dookoła. Dość spora grupa ludzi była już nieźle
wstawiona. Zdjęła kurtkę i zawiesiła ją na haczyku. Myśl o tym, że ubrała się
zbyt wyzywająco już dawno przestała ją męczyć. Dokładniej, gdy zobaczyła
dziewczyny, którym opaski pomyliły się ze spódnicami. Odnalazła wzrokiem
gospodarza imprezy i udała się w jego kierunku. Rozmawiał z jakimiś dwoma
kolesiami. Wzruszyła ramionami. Jak mu przerwie, to, chyba jej nie zabije.
Podeszła do pleców chłopaka. Szturchnęła go w ramię. Odwrócił się natychmiast.
- Madeleine! - krzyknął, zamykając szatynkę w stalowym
uścisku swoich ramion. - Pamiętasz resztę? - zapytał, wskazując rudego, szatyna
i bruneta. Wydęła usta zastanawiając się, skąd kojarzy ich wyszczerzone twarze.
Oczywiście, jakby mogła o nich zapomnieć.
Przekręciła oczami, chwyciła pierwszego lepszego drinka i zniknęła w
tłumie bawiących się osób, zupełnie ignorując rozbawione spojrzenia chłopaków.
Przyszła tutaj, żeby się zabawić, a nie wspominać „stare dobre czasy”. Rozejrzała
się dokoła i powędrowała na sam środek prowizorycznego parkietu, zalotnie
kręcąc biodrami. Dobrze wiedziała, jak działa na tych wszystkich napaleńców i
podobało jej się to. Puściła perskie oko w kierunku Daniela. Odpowiedział jej
odchylając głowę, co oznaczało, że ma z niej niezły ubaw.
W
głowie już jej szumiało. Piętnaście minut temu poznała niejaką Suzane, która
okazała się bardzo pozytywną osobą. Oczywiście, gdyby nie procenty, to na pewno
nie gadała by z nią, jak ze starą znajomą, ale już dawno wszystko przestało się
liczyć. Zostawiła na chwilę blondynę i podeszła do jakiegoś pierwszego lepszego
chłopaka. Przysunęła się do niego bardzo blisko. Poczuła, jak kładzie na jej
biodrach duże dłonie. Uśmiechnęła się zalotnie i zaczęła ocierać o jego krocze.
O tak, właśnie w tym momencie film jej się urwał.
Impreza
coraz bardziej zaczynała się rozkręcać. Większość ludzi straciła już świadomość
czasu i przestrzeni. Madeleine przestała liczyć, którą z kolei puszkę piwa
poróżniła. Świąt dawno wirował, a szare odcienie nabrały barw. Poznała kilkoro
nowych ludzi, którzy okazali się bardzo pozytywnymi osobami. No, a może to po
prostu procenty, które krążą w jej organizmie? Mniej ważne. W pewnym momencie
Madi wpadła na genialny pomysł. Pociągnęła blondynkę za rękę, co spotkało się z
jękiem zawodu i skierowała swoje kroki w kierunku prowizorycznego barku. Nie
musiała nic mówić, Su od razu zrozumiała, o co chodzi. Wskoczyła na blat razem
z szatynką i zaczęły tańczyć dość ... wyzywająco wyglądający ... taniec.
Denis
z coraz większym przerażeniem patrzył na poczynania byłej przyjaciółki.
Wiedział, że się zmieniła; znał jej historię w każdym szczególe. Odszukał
wzrokiem Nathana i wskazał na dwie dziewczyny, dookoła których zebrał się już
niemały tłum wiwatujących napaleńców. Szatyn spojrzał w tamtą stronę, a
jego źrenice rozszerzyły się kilkakrotnie. Od razu rzucił się w szaleńczy
pościg do stolika. Jednym, zdecydowanym ruchem pociągnął dziewczynę tak, że
wylądowała wprost w jego ramionach.
Tymczasem w domu niejakiego Naill 'a Horan 'a piątka przyjaciół siedziała w
salonie. Chociaż blondyn chodził w te i z powrotem wydzierając się na Louis 'a.
Chciał rozszarpać go gołymi rękami za to, że zawiózł Madeleine na tę pieprzoną
imprezę, nawet go o tym nie informując.
- Oj przesadzasz trochę. Przecież jest już dorosła,
poradzi sobie. - postanowił stanąć w obronie szatyna Liam. Blondyn obrzucił
Payne 'a morderczym spojrzeniem.
- No właśnie jakoś tego po niej kurwa nie widać. -
warknął, opadając na fotel. Zapadła cisza, którą przerwał dopiero dzwonek sygnalizujący
o nadchodzącym połączeniu. Wszyscy automatycznie spojrzeli na Tomlinson 'a,
który już sprawdzał, kto usiłuje się z nim skontaktować. Madeleine; odebrał bez
wahania.
~ Hej, z tej strony Denis, organizator imprezy i dawny
przyjaciel Madi. Jeżeli chcecie jeszcze kiedykolwiek zobaczyć ją w jednym
kawałku, to radzę się po nią stawić, najlepiej we dwóch. - usłyszeli głos z
słuchawki. W tle leciała głośna muzyka, która prawie zagłuszała chłopaka po
drugiej stronie.
~ W co ta gówniara się znowu wpakowała? - jęknął
zrezygnowany Horan.
~ Aktualnie usiłuje uciec wraz z Suzane i McCain łap
te wariatki! - krzyk na pewno nie był skierowany do nich, ale coś musiało się
stać.
~ Zaraz po nią będziemy. - mruknął Louis, kończąc
połączenie. Powstrzymał gestem dłoni blondyna, po czym machnął na Zayn 'a.
~ Aktualnie usiłuje uciec z Suzane i McCain łap te
wariatki! - krzyknął brunet w kierunku swojego rudego przyjaciela. Usłyszał
zapewnienie, że zaraz zjawią się po Madeleine, a później dźwięk rozłączanego
połączenia.
- Padnij! - krzyknął Alberth, kiedy w ich kierunku
poleciała szklana butelka, która rozbiła się z głośnym trzaskiem na jednej ze
ścian.
Zdezorientowani nie zdążyli
zareagować, kiedy szatynka i blondynka wyszły z domu pełnego ludzi. Skierowały
się do ogrodu, gdzie zdjęły szpilki. Już miały wyjść na ulicę, ale w ucieczce
przeszkodziło im dwóch chłopaków. Madeleine od razu zawróciła w kierunku drzwi,
ale na niewiele się to zdało, ponieważ już po kilku krokach poczuła, jak silne
ramiona oplatają ją w pasie. W kolejnej sekundzie została uniesiona w
powietrzu, a w następnej zmierzała już w kierunku samochodu. Oczywiście wyrywała
się i szamotała na wszystkie strony, ale nie przynosiło to żadnych efektów.
Warknęła coś niezrozumiałego pod nosem, kiedy w dość brutalny sposób wepchnięto
ją do samochodu. Już chciała wyjść drzwiami po drugiej stronie, ale Zayn w
ostatniej chwili uniemożliwi jej to, zamykając cały pojazd za pomocą zamka centralnego. Zaczęła
ciągnąć za klamkę. Jednak nie przyniosło to oczekiwanych efektów i tylko
utwierdzało ją w przekonaniu, że jest w czarnej dupie.
Kiedy w
końcu dotarli na miejsce, dziewczyna postanowiła w ogóle nie ułatwiać im
zadania wprowadzenia jej do domu. Założyła ręce na wysokości klatki piersiowej
i zaczęła rzucać w nich spojeniem pod tytułem "spierdalaj". Wymorzyła
tym tylko ich rozbawienie do granic możliwości. Lou, po tym, jak Zayn
odblokował drzwi, otworzył je i wziął szatynkę na ręce. Nie protestowała,
postanawiając obrazić się na cały świat. Co oni sobie w ogóle myślą? Że są
super fajni, bo z nich takie wielkie gwiazdy?! Ich niedoczekanie …
- Możesz mi powiedzieć, co ty kurwa robisz ze swoim życiem? – od progu przywitał ją przyrodni brat. Obrzuciła go tyko badawczym
spojrzeniem. Wzruszyła ramionami i dalej pozostawała w „stanie ciszy i
spokoju”.
- Ile wypiłaś? Zgrzewkę, dwie? – zaśmiał się Harry.
Madeleine zupełnie nie zwracając na niego uwagi dalej udawała, że biała ściana
w przedpokoju jest niezwykle interesująca. Poczuła szarpnięcie na
przedramieniu, a chwilę później została w dość brutalny sposób postawiona na
ziemi. Jęknęła, kiedy uścisk jeszcze bardziej się zacieśnił, a ona sama została poprowadzona do jej pokoju. Naill posadził, a raczej popchnął
dziewczynę, w skutek czego opadła na łóżko. Rozejrzała się zdezorientowana.
- Czy jesteś z siebie zadowolona? – warknął prosto w
jej twarz. Zamrugała kilkakrotnie, żeby odzyskać świadomość tego, co się
dookoła niej dzieje. – Pytam, czy jesteś z siebie, kurwa, zadowolona?! – tym
razem z gardła chłopaka wydostał się głośny krzyk. Usłyszeli, jak kilka par
butów wbiega po schodach.
- Nie mam zupełnie pojęcia, o co ci chodzi. –
mruknęła pod nosem i podniosła się z siedzenia, podchodząc do szafy. Zaczęła w
niej grzebać. Musiała jak najszybciej położyć się spać,
żeby nie palnąć jakiejś głupoty, której później może żałować. Po pijaku stawała
się aż nazbyt wylewna.
- Już ty dobrze wiesz, o co mi chodzi. – syknął.
Obróciła się w jego stronę ze znudzeniem wymalowanym na twarzy.
- Daj spokój. Przecież nic się nie stało. –
powiedziała od niechcenia, zaciskając w dłoniach piżamę. – A tak poza tym,
jeżeli bardzo cię interesuje moje życie, to ta impreza była jedną z
najnudniejszych. – dodała i od razu wyszła z pokoju.
Rano
obudziło ją mocne pulsowanie z tyłu głowy. Susza, jaka panowała na jej języku i
w gardle była wręcz irytująca. Jęknęła przeciągle, przewracając się na drugą
stronę i nakrywając głowę poduszką. Usłyszała, jak ktoś wchodzi do jej pokoju.
Usiłowała nie zwracać na tego osobnika uwagi, jeszcze mocniej naciągając miękki
przedmiot po bokach. Poczuła uginanie się materaca obok niej, a później jakiś
osobnik położył jej dłoń na ramieniu.
- Przyniosłem ci wodę i proszki przeciwbólowe. –
usłyszała głos Naill ‘a. Westchnęła ciężko, jednak możliwość zaspokojenia
pragnienia zwyciężyła i Madeleine podniosła się po woli do pozycji siedzącej. Wzięła
od niego wszystko, a już po kilku sekundach przez jej przełyk przepływał
przyjemny chłód.
- No dalej. Wiem, że masz ogromną ochotę
pokrzyczeć sobie na mnie akurat w tym momencie. – mruknęła pod nosem widząc,
jak chłopak błądzi wzrokiem po ścianach. Westchnęła zrezygnowana, kiedy się nie
odezwał i z cichym jękiem powędrowała w kierunku szafy. Dziś pierwszy
dzień nauki; nie mogła go sobie lepiej wyobrazić.
Zatrzymała się w połowie drogi. Przecież wszystkie jej ubrania leżą na
podłodze. Rozejrzała się dookoła i załamała ramiona. Ona do świąt nie
doszuka się w tym wszystkim czegoś normalnego. Przetarła twarz dłońmi. Ból
głowy w cale nie pomagał w wykonywaniu jakiejkolwiek czynności; tylko wszystko
utrudniał. Z wielkimi trudnościami namierzyła spodnie, a zaraz obok nich czarną
koszulkę, którą zdecydowanie musi założyć. Z bluzą nie było już tak łatwo.
Westchnęła zrezygnowana. Nagle w oczy rzucił jej się niebieski materiał.
Przeraczkowała do niego od razu. Może być. Z szuflady wyjęła czystą bieliznę i
od razu poszła do łazienki.
Cała
poranna toaleta zajęła jej mniej więcej piętnaście minut. Nie malowała się i
nie pindrzyć; po prostu umyła i ubrała. Wróciła na chwilę do pokoju, gdzie
dalej siedziała Naill. Nic nie powiedziała. Podeszła do słuchawek, które
przełożyła sobie przez szyję i wsadziła kolczyk w dolną wargę. Tak, teraz już
jest dobrze. W dalszym ciągu ignorując przyrodniego brata udała się do kuchni.
Tam wyjęła z lodówki sok pomarańczowy i zaczęła pić go duszkiem. Nic nie
przejdzie jej teraz przez gardło. Usłyszała, jak ktoś schodzi po schodach.
- Zmieniłeś zdanie i chcesz jednak trochę mnie
podręczyć? – sarknęła, kiedy blondyn wszedł już do kuchni. Westchnął ciężko i
usiadł naprzeciwko niej.
- Czy my możemy chociaż raz normalnie
porozmawiać? – zapytał, chowając twarz w dłoniach, opartych na blacie. Wzruszyła
niedbale ramionami, obrzucając go badawczym spojrzeniem. Nic nie mówiąc
podniosła się i udała do swojego pokoju po książki. Bała się, czy to będą aby
na pewno właściwe podręczniki, ponieważ kupowali je Loczek z Louisem, no ale
musi im … uwierzyć, bo na zaufanie nie mają co liczyć.
Założyła
na siebie skórzaną kurtkę i buty, do jednej ręki chwyciła klucze od motoru, a
drugiej plecak. Jeszcze tylko schowała telefon do kieszeni, po czym z powrotem
znalazła się na parterze, by następnie wyjść na pole. Zarzuciła plecak na
plecy, zapięła kask i odjechała. Całą drogę zastanawiała się nad pytaniem,
jakie zadał jej przyrodni brat. „Czy nie
moglibyśmy chociaż raz porozmawiać normalnie?” Niby jedno zdanie, a cały
czas nie może o nim zapomnieć. Nie wiedziała; nie miała zielonego pojęcia. Chociaż,
nie – nie są w stanie. Ona jeszcze nie da rady rozmawiać z nim normalnie, a
szczególnie po tym, jak okazało się, że on wiedział, a ona nie.
Zaparkowała pod szkołą, a dookoła niej od razu zebrał się nie mały
tłumek. Wiedziała, że tak będzie – każdy chce z nią rozmawiać, zakumulować się,
dlaczego? Bo potrafi jeździć na motorze i nie zachowuje się, jak każda pusta
laka, a co za tym idzie – staje się popularna w miejscu, gdzie aktualnie się
znajduje. Mało tego! Ostatnio nawrzeszczała na jedną z, jak mniema, bardziej
znanych dziewczyn w szkole. Przepchnęła się przez tłum, ściągając kask i udała
się w kierunku szkoły. Chciała jak najszybciej znaleźć swoją szafkę, a później
usiąść gdzieś na parapecie i gromić wzrokiem wszystkich, którzy podejdą do niej
bliżej, niż na metr.
Nie musiała się obracać, żeby mieć pewność, że kilka osób za nią idzie.
Miała ochotę odwrócić się i zawarczeć na nich wszystkich, ale ostatkiem sił
zdołała powstrzymać swoje ciało od tego ruchu. Nie chce mieć kłopotów;
przynajmniej nie zaraz w pierwszym dniu nauki. To za wcześnie, nawet jak na
Madeleine. Stanęła w miejscu, kiedy zauważyła na szafce przyklejoną kartkę z
jej imieniem i nazwiskiem. Otworzyła ją za pomocom hasła, jakie wczoraj
otrzymała i od razu wsadziła do środka kask. W plecaku zostawiła tylko książki,
które potrzebne jej będą przez najbliższe trzy lekcje. Nie ma zamiaru tego
wszystkiego ze sobą dźwigać. Popatrzyła na plan lekcji i udała się pod salę
205B, gdzie miała odbyć się matematyka. Westchnęła ciężko pod nosem. Jaki
kretyn ustalał plan lekcji, że zaczynają właśnie od tej.
Usiadła na ławce i zamknęła oczy,
odchylając głowę do tyłu, po czym zaczęła rozmasowywać skronie. Wszystko dalej
ją bolało, a oczy praktycznie same się zamykały. W pewnym momencie poczuła, jak
ktoś siada obok niej. Nie poruszyła się nawet o milimetr. Miała ich wszystkich
głęboko w poważaniu.
- Kac morderca? – usłyszała znajomy głos. Było
słychać, że Nathan również nie jest w najlepszej formie po wczorajszej
imprezie. W pewnym momencie naszło ją nagłe oświecenie.
- Pamiętasz cokolwiek, co zrobiłam, a teraz mogę
tego żałować? – zapytała, bardzo ostrożnie przekręcając się w jego stronę.
Zobaczyła, jak na jego twarzy maluje się niebezpiecznie szeroki uśmiech.
Pokiwała przecząco głową, na co o przytaknął. Już chciał coś powiedzieć, ale
przerwał mu dźwięk dzwonka.
Wzruszył bezradnie ramionami, po czym udał się w kierunku sali
matematycznej. Madeleine zrobiła to samo. Zajęła miejsce gdzieś na końcu klasy,
obok dawnego przyjaciela i zaczęła obserwować wszystkich, którzy wchodzą do
środka. Jęknęła żałośnie, kiedy w jednej z pierwszych ławek usiadła blondyna, z
którą miała przyjemność wczoraj rozmawiać. Zna ją niecały dzień, a już wie, że
same z nią będą kłopoty.
Madeleine nienawidzi szczególnie takich ludzi, jak ona. Myślą, że są
najlepsi, bo mają pieniądze. Skąd wie, że ta dziewczyna do takich należy?
Uwierzcie, to widać na pierwszy rzut oka. Markowe ubrania, wysokie szpilki i
cholernie drogie zabawki. Telefon, w który aktualnie uderzały tipsy blondyny na
pewno nie zaliczał się do tanich. Jeżeli ma spędzić z nią najbliższych kilka
lat, to życie jest cholernie niefajne.
Panie Boże zabierz wszystkich denerwujących mnie ludzi, bo w końcu nie wytrzymam i rozerwę ich na strzępy, a na samym końcu zatańczę na grobach tych frajerów.
Panie Boże zabierz wszystkich denerwujących mnie ludzi, bo w końcu nie wytrzymam i rozerwę ich na strzępy, a na samym końcu zatańczę na grobach tych frajerów.
Boskie jak zawsze *o*
OdpowiedzUsuńCzekam na next ^^
Błagam Cię ten blog jest beznadziejny? chyba śnisz kochana to jest jeden z lepszych blogów jaki czytałam co ja gadam najlepszych a uwierz było ich sporo le ja jestem wybredna hhaah co do akcji impra na maska dzieje się dzieje nie mogę doczekać co będzie dalej więc czekam z niecierpliwością na next i dużo mega dużo weny życzę która pozwala pisać Ci takie wspaniałe opowiadania :)
OdpowiedzUsuńPs tez jestem wielką fanką motorów i motocykli :-)
UsuńZajebisteee. ;)
OdpowiedzUsuńaghhhhhh. Kocham motory jak nasza bohaterka :D
Blog jest super. Kocham cie i zycze weny ciołku moj! <3
@luvmyniallers
Blog jest fantastyczny.! dzisiaj przeczytałam wszystkie rozdziały.! czeekam na nastepny <3 zapraszam do mnie : http://not-everything-is-so-beautiful.blogspot.com
OdpowiedzUsuńŚwietny ;)
OdpowiedzUsuńMyślę że powinna dać szansę Niallowi....
Czekam na next!
Mega! Naprawdę piszesz niesamowicie. ;)
OdpowiedzUsuńMam takie pytanie - to ty jesteś na swoim avatarze? ;3
Na bloggerze nie, ale na Twitterze już tak ;3
Usuń